Wystarczy mieć głowę
Krzysztof Szymaszek choruje na artrogrypozę, porusza się na wózku. Jest dwukrotnym zwycięzcą Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Nadal realizuje swoje muzyczne pasje. Jednak w dorosłym życiu postanowił zająć się ekonomią. W tym zamierzeniu wspiera go „Akademia Odnalezionych Nadziei” Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.
– W roku 2006 triumfowałeś w finale Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, w kategorii do lat 16. Pięć lat później zająłeś w tym konkursie pierwsze miejsce, ale już jako wokalista dorosły. Choć wielu próbowało, nikomu nie udało się powtórzyć takiego sukcesu. Wszystko wskazywało więc na to, że całkowicie poświęcisz się muzyce.
– Festiwal Zaczarowanej Piosenki wspominam z wielkim sentymentem. Atmosfera tego ogólnopolskiego, kilkuetapowego konkursu dla osób z niepełnosprawnościami jest nadzwyczajna, prawdziwie dodaje skrzydeł, chyba nie tylko ludziom niepełnosprawnym. W 2006 roku, na krakowskim Rynku Głównym, śpiewałem w finale w duecie z Moniką Brodką. Pięć lat później wspierała mnie wokalnie Małgorzata Ostrowska. Tamte obrazy pozostaną we mnie do końca życia. Rynek muzyczny jest jednak trudny, niełatwo się na nim przebić i utrzymywać się z pracy artystycznej. Dlatego, po zdaniu matury w technikum informatycznym, podjąłem decyzję o studiowaniu na Uniwersytecie Ekonomicznym w Katowicach. W lipcu przyszłego roku zamierzam bronić pracę magisterską. Jej tematem będzie finansowanie osób niepełnosprawnych w celu ich aktywizacji zawodowej.
– Mieszkasz w Bieruniu. Od Uniwersytetu Ekonomicznego w Katowicach dzieli Cię kilkadziesiąt kilometrów.
– Mam duże wsparcie ze strony rodziny i przyjaciół. To po pierwsze. Po drugie – dzięki stypendium „Akademii Odnalezionych Nadziei” mogę opłacać przejazdy. Część tych środków przeznaczam także na zakup podręczników i innych pomocy naukowych. Bez takiego wsparcia w żadnym razie studiować bym nie mógł. Tymczasem, dzięki edukacji, mam przed sobą perspektywy rozwoju. Obecnie odbywam staż w Starostwie Powiatowym w moim rodzinnym Bieruniu. Gdy obronię pracę magisterską, chciałbym tam pracować na etacie. Uważam, że stypendium „Akademii Odnalezionych Nadziei” to coś znacznie więcej niż pomoc. To dawanie ludziom chorym i niepełnosprawnym możliwości pełnego, samodzielnego uczestnictwa w życiu społecznym, to autentyczne wyrównywanie szans.
– Czy, jako osoba niepełnosprawna, nie miałeś trudności z dostaniem się na staż?
– W dziale finansowym Starostwa Powiatowego w Bieruniu odbywałem miesięczne praktyki po obronie pracy licencjackiej. Widocznie oceniono, że jestem solidny w tym, co robię. Z przyjęciem na staż nie było więc problemów.
– Co pociąga Cię w ekonomii?
– O ile rachunkowość wydaje się mało zajmująca, o tyle sferę inwestycji uważam za fascynującą przestrzeń. Właśnie na niej chciałbym się w przyszłości skupić.
– Sporo osób niepełnosprawnych nie podejmuje wysiłku, by kontynuować edukację. Jak to oceniasz?
– Wydawanie jednoznacznych ocen nie jest tutaj trafne. Trzeba brać pod uwagę warunki bytowe. Przecież gdyby nie stypendium, też nie mógłbym studiować. Ale pieniądze to jedno, chęci – drugie. To nie jest zresztą zagadnienie dotyczące jedynie osób niepełnosprawnych. Brak ambicji, poprzestawanie na tym, co się ma, to także cechy wielu ludzi w pełni zdrowia i sił. Jedno jest pewne: niepełnosprawność nie może usprawiedliwiać braku chęci rozwoju. Udowadniają to przecież inni stypendyści „Akademii Odnalezionych Nadziei”. Albo weźmy za przykład Janusza Świtaja. Facet jest całkowicie sparaliżowany, oddycha przez respirator, a jednak niebawem skończy psychologię na Uniwersytecie Śląskim, otrzymał nawet nagrodę od rektora jako wybijający się student.
– Janusz może poruszać tylko głową.
– Wychodzi więc na to, że wystarczy mieć głowę. Wszystko przecież dzieje się w głowie.
– Nie masz chwil zwątpienia?
– Nie jestem herosem. Jak każdy człowiek, miewam gorsze i lepsze dni. Ale motywują mnie wspaniali rodzice, trzy siostry i przyjaciele. Oni potrafią dać mi kopa. Niestety, mój tata, który był moim kierowcą, opiekunem w podróżach i największym przyjacielem, cztery lat temu miał udar niedokrwienny. Ze względu na obecny stan zdrowia, nie może być już dla mnie takim wsparciem jak dawniej. Najważniejsze jednak, że nadal ze mną jest.
– A co z Twoimi muzycznymi pasjami? Porzuciłeś je dla ekonomii?
– Muzyka była, jest i pozostanie moją wielka pasją. Pasją amatorską, lecz bardzo aktywną. Z przyjaciółmi założyliśmy zespół metalowy Mantra. Gramy od paru ładnych lat. Udało nam się wydać dwa minialbumy. Tworzymy muzykę autorską. Śpiewam, piszę teksty i pomagam w aranżacjach. Zresztą dwukrotnie zdawałem egzamin na Akademię Muzyczną, na realizację dźwięku. Bez powodzenia. Może dobrze się stało. Patrzę realnie na życie i swoją przyszłość. Studiowanie na dwóch kierunkach byłoby najpewniej ponad moje siły.
Rozmawiał Wojciech Szczawiński
PS Krzysztof Szymaszek i pozostali tegoroczni stypendyści „Akademii Odnalezionych Nadziei” otrzymują pomoc finansową dzięki klientom sieci sklepów KiK, którzy wspierają inicjatywę „Help and Hope”. Bez ich hojności Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” nie mogłaby realizować swojego projektu edukacyjnego dla osób chorych i niepełnosprawnych.