Festiwal, który zmienia świat
Nagrywają płyty, współpracują z profesjonalnymi muzykami, koncertują (również za granicą), z sukcesem próbują sił w telewizyjnych talent show. Twierdzą, że Festiwal Zaczarowanej Piosenki otworzył przed nimi przestrzenie, w których ich choroby albo niepełnosprawności przestają mieć znaczenie.
W tym roku zwyciężczyni Festiwalu Zaczarowanej Piosenki po raz drugi wystąpi na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu – stało się to, o czym od początku marzyła Anna Dymna i czego wręcz domagała się Irena Santor, opiekunka artystyczna wszystkich edycji projektu.
Idea ogólnopolskiego, kilkuetapowego konkursu wokalnego dla osób niepełnosprawnych, z profesjonalnym jury i nagrodami pieniężnymi, początkowo nie wszystkim przypadła do gustu. Niektórzy twierdzili, że ludzie z dysfunkcjami są dostatecznie skrzywdzeni przez los, więc nie należy narażać ich na dodatkowy stres związany z rywalizacją.
Mój syn przeżył dwa dramaty: pierwszy, gdy miał wypadek, drugi, kiedy odpadł z eliminacji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki – twierdził pewien rodzic w 2005 r., po pierwszej edycji projektu. Inny zarzut: Po raz kolejny nasze dziewczynki przygotowywały się do wzięcia udziału w Waszym konkursie DLA OSÓB NIEPEŁNOSPRAWNYCH. Jaki ma on sens, jeśli nie mają one najmniejszych szans na wygraną? Przecież tak bardzo serio podchodzą do śpiewania, tak się napracowały…
Anna Dymna wielokrotnie tłumaczyła:
– Prowadząc telewizyjny program „Spotkajmy się”, rozmawiając w nim z ludźmi ciężko chorymi i niepełnosprawnymi, zrozumiałam, co najbardziej ich boli. To, że niczego się od nich nie wymaga, zupełnie tak, jakby świat spisywał ich na straty. „Marcinku, jesteś niewidomy, jeździsz na wózku, ale lubisz śpiewać? No to masz mikrofon i pośpiewaj sobie. Nieważne, że nie masz głosu, wolno ci, bo biedny przecież jesteś”. Takie podejście nie tylko uwłacza godności Marcina, ale krzywdzi też jego bardziej zdolnych wokalnie kolegów. Tracimy przez to z oczu talenty na miarę Andrei Bocellego czy Steviego Wondera. To nie tylko moja opinia.
Słuszność słów prezes fundacji „Mimo Wszystko” potwierdził Łukasz Żelechowski, zwycięzca 2. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki.
– Nie śpiewamy niewidzącymi oczami, złamanym kręgosłupem albo sparaliżowanymi nogami. – Dlaczego więc moje zdolności wokalne nie miałyby być poddane wnikliwej weryfikacji? Taryfy ulgowe, z jakimi często jesteśmy traktowani, po prostu nas poniżają.
Moc oddziaływania Festiwalu Zaczarowanej Piosenki ma jednak wymiar znacznie szerszy. Monika Kuszyńska (gwiazda 7. FZP i jurorka 6., 10. oraz 13. edycji konkursu), była wokalistka zespołu Various Manx, uczestniczka konkursu Eurowizji, nie ukrywa, że, po dramatycznym wypadku samochodowym w 2006 r., wróciła do pracy artystycznej tylko dzięki udziałowi w tym wydarzeniu.
– Za przyczyną fantastycznej, zaczarowanej, krakowskiej publiczności, też poczułam, że nie jestem sama. To tutaj, pierwszy raz po wypadku, wyjechałam swoim wózkiem na scenę. Patrzyłam na uczestników Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Pomyślałam, że skoro oni wychodzą zmierzyć się z publicznością… może i ja kiedyś wrócę na scenę… I jestem.
Istotą festiwalu, zdaniem Anny Dymnej, jest to, że zmienia on społeczny wizerunek osób chorych i z niepełnosprawnościami: że w chwili, kiedy stają one na scenie, liczy się tylko śpiew. Dowodzą tego statystyki. W ciągu dotychczasowych edycji telewizyjne transmisje bądź retransmisje festiwalowych koncertów zgromadziły ponad 42-milionową publiczność. To nie przypadek.
– W tym festiwalu najbardziej urzekające jest to, że nie widać, iż śpiewają w nim osoby z niepełnosprawnościami – ocenia Jacek Cygan, który był wielokrotnym jurorem konkursu.
Z kolei Anna Dymna wspomina:
– W 2008 roku Grzegorz Markowski powiedział mi po występie na Rynku Głównym w Krakowie: „Wiesz, tak się bałem tego festiwalu, a teraz wiem, że nie ma się czego bać. Przeżyłem tutaj fantastyczne chwile”. A od innych artystów słyszę: „Aniu, jeśli czegokolwiek będziesz potrzebowała, jesteśmy z tobą”. Mówią mi też, że dzięki udziałowi w tej imprezie w ich życiu otwierają się nowe przestrzenie. Po prostu im taki festiwal jest chyba równie potrzebny jak osobom niepełnosprawnym.
Wojciech Szczawiński