Wystarczy mieć głowę
Jako student Akademii Ekonomicznej w Katowicach, był stypendystą naszego „Indeksu Marzeń”. Twierdzi, że choroby i niepełnosprawności nie usprawiedliwiają ani braku ambicji, ani lenistwa, ani bylejakości życia.
Krzysztof Szymaszek ma 25 lat. Choruje na artrogrypozę wielopostaciową – wrodzoną sztywność stawów. Porusza się na wózku. Wkrótce będzie bronił pracę magisterską o finansowania osób niepełnosprawnych w celu ich aktywizacji zawodowej. Skończy również staż w Starostwie Powiatowym w Bieruniu. Ma nadzieję, że dostanie tam etat. Zanim to nastąpi, wyruszy z nami na „K2”.
– Po obronie pracy licencjackiej, odbywałem praktyki w dziale finansowym starostwa – mówi. – Widocznie oceniono, że jestem solidny, bo z przyjęciem na staż nie miałem problemów. Perspektywa pracy na etacie daje mi ogromną satysfakcję.
Stypendium „Indeksu Marzeń” – 900 zł miesięcznie – otrzymywał przez cały okres studiów. Twierdzi, że bez takiego wsparcia nie mógłby studiować.
– Owszem, sytuacja materialna osób z niepełnosprawnościami bywa trudna – przyznaje. – Jednak warunki bytowe to jedno, chęci – drugie. Jeśli Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” wspiera edukację osób z dysfunkcjami, to niestaranie się o taką pomoc byłoby głupotą.
Nie chce oceniać, dlaczego niektórzy nie myślą o poszerzaniu horyzontów, zdobywaniu wiedzy i zwiększaniu zakresu własnych możliwości. Mówi, że w życiu bywa różnie. Ale przywołuje też przykład całkowicie sparaliżowanego Janusza Świtaja, który wkrótce rozpocznie naukę na 5. roku psychologii Uniwersytetu Śląskiego.
– Janusz udowadnia, że, aby się rozwijać, wystarczy mieć tylko sprawną głowę – zaznacza.
***
„Indeks Marzeń” jest częścią naszego projektu o nazwie „Akademia Odnalezionych Nadziei”. Uruchomiliśmy go w 2010 r. Krzysztof uważa, że takie stypendium to coś znacznie więcej niż pomoc. To dawanie ludziom chorym i niepełnosprawnym możliwości samodzielnego życia – szansa na autentyczną społeczną integrację.
– Z radością i podziwem patrzę na osoby niepełnosprawne, które, mimo przeciwności losu, znajdują odwagę i siłę, aby realizować marzenia. Wiele z nich marzy tak zwyczajnie o tym, aby móc się uczyć i rozwijać. Na przeszkodzie staje im jednak brak pieniędzy. „Indeks Marzeń” powstał z myślą o nich. Miejcie odwagę sięgać po swoje marzenia – zwraca się do maturzystów i studentów Anna Dymna.
Z całego serca pragnę podziękować Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” za możliwość kształcenia się, rozwijania i zdobywania wiedzy. Rok temu, składając dokumenty i prośbę o stypendium, nie wiedziałam, jak się potoczą moje losy. Wiadomość o przyznaniu mi stypendium była jedną z najszczęśliwszych chwil. Poczułam, że ktoś dodaje mi skrzydeł, że wierzy we mnie i chce pomóc. (…) Codziennie w oczach starszego syna widzę dumę i radość, że mama się nie poddała . Syn powiedział, że jest ze mnie dumny i że w przyszłości chce iść na medycynę. Mnie tym bardziej rozpiera duma, że daję dzieciom przykład, że nie można się poddawać. NIEMOŻLIWE NIE ISTNIEJE!!! Obecnie motywuję mamy niepełnosprawnych dzieci i osoby z niepełnosprawnością, aby walczyły o siebie. Dobra organizacja to podstawa. Można pogodzić studia, praktyki, naukę, wychowanie dzieci, obowiązki domowe i codzienną rehabilitację. „Niepełnosprawny” nie znaczy „gorszy”. Nie musimy się zamykać w czterech ścianach … Rozwijajmy skrzydła i lećmy do przodu. Dziękuję właśnie za te skrzydła. Wiem, że podążam właściwą drogą – napisała Kamila, jedna ze stypendystek „Indeksu Marzeń”.
Środki „Akademii Odnalezionych Nadziei” przeznaczane są na opłacanie dojazdów do uczelni, kosztów mieszkania na stancjach, zakup komputerów, pomocy naukowych bądź na udział w konferencjach naukowych i wyprawach badawczych. Kwota, jaką przeznaczyliśmy na ten cel, wyniosła do tej pory już ponad milion złotych.
– Niektóre osoby z dysfunkcjami uważają, że nie muszą nad sobą pracować, rozwijać się, ponieważ są niepełnosprawne – mówi Milena Wiśniewska, nasza stypendystka, pierwsza osoba niewidoma, którą przyjęto na Akademię Muzyczną w Gdańsku. – Z tej niepełnosprawności robią niemal cnotę, szukają w niej usprawiedliwień dla siebie. Żyją w przekonaniu, że pewne rzeczy po prostu należą się im od życia. Takie myślenie to droga donikąd.
W roku 15-lecia Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” konkurs „Indeks Marzeń” organizujemy po raz siódmy. Zgłoszenia można nadsyłać do 28 września 2018 r.
***
Przed sześcioma laty Krzysztof gościł w telewizyjnym programie „Anna Dymna – Spotkajmy się”. Wiele osób sądziło wtedy, że poświęci się muzyce. Bierunianin dwukrotnie zwyciężył w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Nasz ogólnopolski konkurs dla uzdolnionych wokalnie osób z niepełnosprawnościami wygrał zarówno w kategorii dzieci, jak i dorosłych. W 2006 r. na scenie towarzyszyła mu Monika Brodka. Pięć lat później Statuetkę Zaczarowanego Ptaszka wyśpiewał w duecie z Małgorzatą Ostrowską. W 14-letniej historii projektu nikt, poza nim, takiego sukcesu nie odniósł.
– Festiwal Zaczarowanej Piosenki wspominam z wielkim sentymentem – mówi. – Ten konkurs jest niezwykły i budujący nie tylko dla tych, którzy biorą w nim udział. Ze wzruszeniem wystąpiłem również na krakowskim Rynku Głównym w czerwcu 2014 roku, podczas jubileuszowego koncertu „10 lat Zaczarowanej Piosenki”. To było wielkie przeżycie. Rynek muzyczny jest jednak trudny, niełatwo się na nim przebić i utrzymywać z pracy artystycznej. Dlatego, po zdaniu matury w technikum informatycznym, podjąłem decyzję o studiowaniu na Uniwersytecie Ekonomicznym.
Nie porzucił muzycznych pasji. Uwielbia mocne, rockowe brzmienia. Interesuje się realizacją dźwięku, pisze teksty piosenek, tworzy aranżacje. Z zespołem Mantra nagrał dwa minialbumy: „1500000” i „Brutalizację”. W ubiegłym roku grupa zrealizowała teledysk. Odbyła też trasę koncertową.
***
Kiedy był dzieckiem, rodzice obiecywali mu, że będzie chodził – za rok, dwa lata albo trzy. Robili to, by zachęcić syna do rehabilitacji. W końcu zrozumiał, że te obietnice nie mają pokrycia. Przeżył okres buntu.
Przed laty powiedziano mu, że, po operacji i wielomiesięcznej rehabilitacji, ma szansę chodzić w ortezie – przejść w niej, góra, 20 metrów. Nie zgodził się na taką perspektywę. Uważał, że jest bardziej mobilny, gdy – np. po mieszkaniu – porusza się na czworakach. Nie żałuje tamtej decyzji. Dzisiaj miewa lepsze i gorsze dni, jak każdy. Do działania motywują go rodzice, trzy siostry i przyjaciele.
– Samoakceptacja to proces, droga – mówi. – Ciągle nią podążam. Jedno wiem: próżno jest szukać akceptacji u ludzi, jeśli człowiek nie akceptuje sam siebie.
Wojciech Szczawiński
Czytaj też: