Najważniejsza jest radość
„W ciągu 10 lat prowadzenia fundacji nauczyłam się przede wszystkim, jaką wartość ma radość. Ona jest ogromną siłą, która może nas uratować. Radością zarażamy innych i właśnie dzięki temu zmieniamy świat na lepszy” – mówi Anna Dymna podsumowując 10 lat istnienia fundacji „Mimo Wszystko”
– Czym jest dla Pani jubileusz fundacji „Mimo Wszystko”?
– Przede wszystkim cieszę się ogromnie, że w ciągu tych dziesięciu lat moja fundacja pomogła tysiącom ludzi w całej Polsce i zdobyła społeczne zaufanie. Dowodem tego zaufania jest chociażby Ośrodek Terapeutyczno-Rehabilitacyjny dla Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie „Dolina Słońca”, który 26 września otworzymy w Radwanowicach. Wybudowano go za kilkadziesiąt milionów złotych, z pieniędzy, jakie przekazywali mojej fundacji podatnicy, darczyńcy i sponsorzy. Te dziesięć lat to także okres zdobywania niezwykle cennych doświadczeń, wiedzy, czas umacniania się we mnie pewności, że warto działać mimo wszystko. Dzięki pracy społecznej, weszłam w świat prawdziwych wartości, cierpień, dramatów, ale też niezwykłych radości, szczęścia, a nawet cudów. Otwarła się przede mną droga, po której, mimo że z roku na rok jestem starsza, idzie mi się coraz lepiej i pewniej. Przestałam martwić się tym, że na mojej twarzy pojawia się więcej zmarszczek, że nie mam już tylu sił, co dawniej, albo że w moim zawodzie – ze względu na wiek – będę coraz mniej potrzebna. Zrozumiałam, że nie ma to znaczenia. Istota życia zawiera się w czymś innym, sięga znacznie głębiej.
– Konkretnie gdzie?
– Trudno to nazwać. Z osobami niepełnosprawnymi intelektualnie zaczęłam współpracować kilka lat przed założeniem własnej fundacji, jeszcze w 1999 roku. Od 2003 roku prowadzę telewizyjny program „Anna Dymna – Spotkajmy się”, w którym rozmawiam z ludźmi niepełnosprawnymi i ciężko chorymi. To właśnie od nich przez cały ten czas uczę się cierpliwości, tego, że nie można załamywać się razami, jakie niejednokrotnie otrzymujemy od życia. Wiem już, że ważne nie jest również to, iż ktoś nas do czegoś zniechęci, obrazi albo powie złe słowo. Tak naprawdę liczy się jedynie fakt, że zawsze znajdzie się ktoś, komu możemy pomóc, komu jesteśmy potrzebni. Taka świadomość daje ogromną siłę, ponieważ uwalnia od skupiania uwagi wyłącznie na samym sobie. Inna rzecz, że kiedy słucham dramatycznych opowieści albo czytam listy przychodzące do fundacji, to ogarnia mnie zdumienie i przerażenie, iż w XXI wieku, w cywilizowanym kraju, jakim jest Polska, ludzie ciągle przeżywają wielkie tragedie w związku z chorobami czy kalectwem. Państwo, mające konstytucyjny obowiązek troszczenia się o takie osoby, jest często bezradne, a nawet obojętne wobec nich.
– Jubileusze zwykle obchodzi się hucznie, organizuje koncerty, bale, bankiety. Tymczasem Pani zdecydowała, że 10-lecie Fundacji „Mimo Wszystko” będzie celebrowane jedynie otwarciem ośrodka „Dolina Słońca”. Jest to może przesadnie skromne wydarzenie jak na jubileusz jednej z bardziej znanych organizacji pozarządowych w naszym kraju?
– Po pierwsze – otwarcie „Doliny Słońca” to dla mnie naprawdę największe święto. Po drugie – przez myśl mi nawet nie przeszło, by organizacja pozarządowa, która obraca społecznymi pieniędzmi i której zadaniem jest pomoc osobom chorym oraz niepełnosprawnym, mogła organizować huczne rauty z okazji takiego czy innego jubileuszu. Nie jest przecież istotne, ile moja fundacja ma lat. Liczy się jedynie, czego dokonała. A mówiąc najprościej: 10-lecie Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” to przede wszystkim święto jej podopiecznych, a także przyjaciół, darczyńców oraz sponsorów. Bez nich moja fundacja niczego by nie zrobiła i nie będzie mogła dalej działać. Otwarcie „Doliny Słońca” to najpiękniejszy prezent dla nas wszystkich, podziękowanie dla darczyńców i najlepsze uczczenie dziesięciolecia. Tego dnia musimy zaczerpnąć magiczny oddech, nabrać siły i radości do codziennej ciężkiej pracy na następne dziesięć lat. Mam wiele nowych planów, ale przede wszystkim musimy zbierać środki na prowadzenie i utrzymanie „Doliny Słońca”. Potrzeby są ogromne. Będziemy stopniowo zwiększać liczbę podopiecznych ośrodka. Istnieją rygorystyczne przepisy: jeśli w ośrodku zwiększy się liczbę podopiecznych, musimy zatrudnić więcej terapeutów, psychologów oraz personelu medycznego. Teraz musimy pozyskać samochód, który codziennie, z terenu Małopolski, będzie dowodził do Radwanowic podopiecznych „Doliny Słońca”. Musimy też mieć środki na realizowanie wielu naszych projektów, które pomagają godnie żyć osobom zagrożonym wykluczeniem społecznym. W nadbałtyckim Lubiatowie trwa przecież budowa Warsztatów Terapii Artystycznej. Marzę, by w „Dolinie Słońca” w Radwanowicach wybudować całodobowy dom opieki dla dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną. Kiedy ci ludzie mają czterdzieści, pięćdziesiąt albo więcej lat, ich rodzice umierają. I co wtedy? Przeczytałam kiedyś list matki: „Pani Anno, mam już ponad siedemdziesiąt lat. Nie mogę spokojnie umrzeć, bo nie wiem, co stanie się po mojej śmierci z moim niepełnosprawnym umysłowo dzieckiem”. To są wielkie dramaty. Wierzę, że z czasem uda nam się wybudować taki dom stałego pobytu i mam nadzieję, że darczyńcy oraz sponsorzy Fundacji „Mimo Wszystko” pozostaną z nami i uda się pozyskać nowych.
– Od początku działania fundacji „Mimo Wszystko” funkcję jej prezesa pełni Pani społecznie…
– … ponieważ uważam, że to najuczciwsze rozwiązanie. Przecież jestem aktorką. Kocham swój zawód i nie potrafiłabym z niego zrezygnować. Bez tego zawodu nie wyobrażam sobie życia. Oczywiście w fundacji pracuję bardzo ciężko, nieraz od świtu do późnej nocy. W związku z tą pracą odbywam też wiele podróży. Kiedy jednak mam próby w teatrze, przestaję być dyspozycyjna. Scena staje się dla mnie świętością. Jest też inny powód niebrania przeze mnie pieniędzy za pracę na rzecz fundacji, znacznie trudniejszy do wytłumaczenia. Jak bowiem da się wycenić pieniędzmi na przykład to, że anonimowy przechodzień ratuje życie człowiekowi, który nagle przewraca się na chodniku, bo ma atak serca albo udar mózgu? Owszem, lekarz wykonuje swój zawód, więc za ratowanie życia i zdrowia bierze honorarium. Nie można jednak wyceniać prostych, spontanicznych, ludzkich odruchów. Od początku swojej działalności społecznej czuję się jedynie niczym taki przechodzień, który pomaga komuś leżącemu na ulicy, bo inaczej postępować po prostu nie potrafi. Nie umiałabym brać za to pieniędzy. Pracownicy mojej fundacji – co innego. Oni są fachowcami, posiadają konkretne wykształcenie, pracują ciężko, muszą być służbowo w pełni dyspozycyjni. Tego od nich wymagam. Mają więc w fundacji etaty.
– Przyznano Pani między innymi odznaczenie „Zasłużonemu – Polskie Towarzystwo Lekarskie”, honorowy tytuł Ambasadora Polskiej Pediatrii, a także Medal im. Tadeusza Kotarbińskiego nadawany przez Komitet Nauk i Zarządzania Polskiej Akademii Nauk. Jaki sposób ma Anna Dymna na zarządzanie swoją fundacją?
– Nie jestem specem od zarządzania, ekonomistą, menadżerem. Zasady mojego zarządzania są proste: wiem, komu pomagam, i zawsze widzę cel. Pracuję z ludźmi, którzy też ten cel widzą i mają do działania taki sam stosunek jak ja. Działam uczciwie, przejrzyście i z niesłabnącym oddaniem. Ufam moim współpracownikom tak jak sobie. W działaniu najczęściej stosuję metodę życzliwości, radości, uśmiechu… W fundacji jestem wolontariuszką , a to przyciąga rzesze innych wolontariuszy, którzy wypełniają słońcem wszystkie nasze przedsięwzięcia. Uczymy się codziennie pokory i cierpliwości. Przy naszych działaniach są to niezbędne cechy. Uczymy się też odwagi i siły od naszych podopiecznych. To oni na co dzień pokazują nam, że można przekraczać wszelkie przeszkody, zdobywać nieosiągalne cele i możliwym czynić niemożliwe; uczą nas szacunku do każdego oddechu, każdej chwili – po prostu do człowieka i życia. To zasady proste i oczywiste. Jeśli się ich przestrzega, to również moje dymne zarządzanie staje się możliwe i skuteczne. Już wiele lat temu napisałam, że Fundacja „Mimo Wszystko” ma moją twarz, serce i duszę, i za wszelkie jej działania jestem całkowicie odpowiedzialna. Te słowa nadal są aktualne. Przede wszystkim dzięki rzetelności i kompetencjom pracowników Fundacji „Mimo Wszystko”.
– Dokonania fundacji „Mimo Wszystko” pewnie dają Pani również osobiste odczucie satysfakcji.
– W 2003 roku, tuż po rejestracji mojej fundacji, powiedziałam w jednym z wywiadów, że pomaga się z potrzeby serca i tak naprawdę zawsze robi się to dla siebie. Ktoś dojrzewa do tej myśli wcześniej, ktoś inny trochę później albo zbyt późno. I zaznaczyłam również, że wolałabym pracować z osobami niepełnosprawnymi bez rozgłosu, ale na tę działalność trzeba zdobywać pieniądze i mnie, jako osobie publicznej, przychodzi to łatwiej. Na wiarygodność swoją i fundacji pracowałam niezwykle ciężko. Po tych dziesięciu latach ogromnym sukcesem jest też to, że wokół działań moich oraz ludzi, z jakimi na co dzień współpracuję, udało się skupić wiele mądrych i wspaniałych osób: artystów, lekarzy, przedstawicieli innych profesji. 26 września w Radwanowicach, podczas uroczystego otwarcia Ośrodka Terapeutyczno-Rehabilitacyjnego dla Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie „Dolina Słońca”, będą z nami Ewa Błaszczyk, Janeczka Ochojska, Jurek Owsiak, siostra Małgorzata Chmielewska. Wielka to dla mnie radość. To są moi mistrzowie. Wzajemnie się wspieramy. Wiem jedno: należy działać z pasją, uczciwie i z wiarą w powodzenie. Wtedy, wspólnymi siłami, można realizować największe marzenia. Przecież kiedyś „Dolina Słońca” też była tylko moim marzeniem. A dzisiaj ten ośrodek już działa. W ciągu dziesięciu lat prowadzenia fundacji nauczyłam się również, jaką wartość ma autentyczna radość. Ona jest ogromną siłą, która może nas uratować. Radością zarażamy innych i właśnie dzięki temu zmieniamy świat na lepszy.
Rozmawiał Wojciech Szczawiński