fbpx

Wywiady i felietony

Anna Dymna: Wolę być nikim

„Od lat różne partie starają się wciągnąć mnie w swoje działania i wykorzystywać mnie i całą fundację do politycznych rozgrywek. Muszę przecież odmawiać, by nie zamienić walki o coś w walkę z kimś” – tłumaczy Anna Dymna.

– Przed nami kolejny rok. Czas mamy niezwykle trudny. Wszystko wskazuje na to, że dla większości Polaków najbliższa przyszłość stanie się jeszcze trudniejsza. Jakie to budzi w Pani refleksje w kwestii niesienia pomocy?

– Mamy COVID-19, załamanie gospodarcze, ludzie są zmęczeni zaistniałą sytuacją, rozdrażnieni, zniechęceni, niektórzy załamani. To nie jest czas sprzyjający pomaganiu, choć ludzi bezradnych jest wokół coraz więcej. Nie potrafię pojąć, dlaczego jest tak, że kiedy coraz więcej osób dramatycznie potrzebuje wsparcia, stwarza się w kraju atmosferę, która kompletnie nie służy temu, żeby pomagać. Strasznie mnie to boli. Zawsze wydawało mi się, że, jako społeczeństwo, mamy intuicję, odruchową mądrość, jakiś instynkt samozachowawczy i, w stanie zagrożenia, potrafimy tworzyć życzliwą sobie wzajemnie wspólnotę. I że w takich sytuacjach, jak obecna, potrafimy zapominać o własnych przekonaniach, przyzwyczajeniach, kompleksach, poglądach i wiemy, co jest naprawdę ważne – być razem, bez względu na wszystko, by przetrwać trudny czas.

Zdjęcie z sesji dla magazynu Twój STYL 5/2021, fot.: Bartek Wieczorek/Visual Crafters

– W obecnych realiach dominuje polityka oraz emocje, które ona generuje.

– Prowadząc fundację, wiem, że muszę być całkowicie apolityczna. Choroba albo niepełnosprawność nie mają ideologii. Człowiekowi w potrzebie należy najpierw okazać wsparcie. Ewentualnie potem można z nim podyskutować o poglądach, przekonaniach, tożsamości.  Nie należę więc do żadnych partii, nie biorę udziału w politycznych kampaniach, walkach. Nie mogę się w działaniach i decyzjach kierować własnymi poglądami politycznymi. Staram się pomagać ludziom chorym i z niepełnosprawnościami po prostu  godniej żyć. Ich choroby, kalectwa, cierpienie nie mogą stawać się narzędziem do żadnych politycznych walk. Z takim nastawieniem, niezmiennie od 18 lat, działa moja fundacja.

– W tak dużej organizacji, jak fundacja „Mimo Wszystko”, pracują chyba ludzie bardzo różni i o rozmaitych przekonaniach.

– Udało nam się, wewnątrz fundacji, stworzyć przestrzeń całkowicie apolityczną. „Życie człowieka jest największą wartością”, „Każdy ma prawo do szczęścia i godnego życia”, „Człowiek najbardziej potrzebuje drugiego człowieka” – mamy wiele takich haseł, które są naszymi drogowskazami i jedyną polityką. Tymczasem wokół ciągle zmieniają się nastroje. Raz uważa się, że robimy dobre dobro. Innym razem to nasze dobro staje się niewłaściwe, złe albo dziwne i podejrzane.  Nie wiadomo właściwie, czym ono jest. Od lat różne partie starają się wciągnąć mnie w swoje działania i wykorzystywać mnie i całą fundację do politycznych rozgrywek. Muszę przecież odmawiać, by nie zamienić walki o coś w walkę z kimś. Dlaczego tego wielu ludzi nie chce zrozumieć? Przy życiu trzyma mnie to, że nieustannie myślę wyłącznie o sprawie. Ale jest coraz trudniej. Właściwie wszystko zostało teraz upolitycznione. Chcąc nie chcąc, jestem w centrum tej walki. Od 2005 roku, z TVP2, organizuję Festiwal Zaczarowanej Piosenki dla uzdolnionych wokalnie osób z różnymi niepełnosprawnościami z całej Polski. Fundacja za duże pieniądze organizuje to wydarzenie. TVP2 rejestruje koncerty i je emituje. Od 17 lat. Festiwal zaczął przynosić po latach owoce. Nasi zaczarowani wokaliści już dwa razy zdobyli główne nagrody w Opolu, powstała przez te lata najpiękniejsza rozśpiewana rodzina zaczarowanej piosenki, złożona z wokalistów z niepełnosprawnościami z całej Polski  oraz gwiazd, wspaniałych artystów różnych dziedzin: aktorów, dziennikarzy, kompozytorów, muzyków, wokalistów. Festiwal przynosi radość, uświadamia wielu osobom ważne rzeczy, obala bariery i stereotypy dotyczące osób z niepełnosprawnościami, oswaja z trudnymi problemami, wzrusza, daje siły i naprawdę rozjaśnia naszą rzeczywistość. Co to ma wspólnego z politycznymi walkami?  Niestety, fakt, że jest emitowany w publicznej telewizji, dla wielu ludzi upolitycznia nasz konkurs. Nie ma, niestety, żadnej wolnej od polityki telewizyjnej przestrzeni, gdzie można by spokojnie, nie drażniąc żadnych opcji, walczyć o ważne dla wszystkich sprawy.

– W 2003 roku  telewizyjna „Dwójka” wyemitowała również pierwszy odcinek cyklu „Anna Dymna – Spotkajmy się”. Do tej pory zrealizowano blisko trzysta tych audycji.

– Tak. Teraz na każdy tydzień przygotowuję te rozmowy z ludźmi  cierpiącymi, po wypadkach, walczącymi z koszmarnymi chorobami. To często są prawdziwi tytani, bohaterowie. Rozmowy te nierzadko całkowicie mnie przerastają. Ludzka siła, cierpienie, wola walki jest niewyobrażalna. Nie wiedziałam, że człowiek może być tak niezwykłą istotą. Od moich gości dowiaduję się rzeczy, których nigdzie się nie przeczyta. A nawet jak je czytasz, to zdają ci się sloganami. Nigdy nie słyszałam tak prostych i wiarygodnych słów o miłości, samotności, sile wiary, przyjaźni, odwadze. To jest chyba najtrudniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek robiłam. TVP2 rejestruje, montuje i emituje te rozmowy.

– Obecnie trochę osobliwy jest czas emisji tych audycji, o 6.20…

– … no ale potem można je obejrzeć w internecie. To mój autorski program, sama wybieram rozmówców, tematy, przygotowuję wszystkich do spotkania przed kamerami. Program istnieje blisko 20 lat. Chyba jest potrzebny, skoro do tej pory go nagrywam. Na szczęście mam wielu przyjaciół lekarzy, fundacje, stowarzyszenia. Pomagają mi one w znajdywaniu ciekawych rozmówców, dają wiarę w to, że warto to robić, że takie zwyczajne rozmowy z chorymi ludźmi są bardzo potrzebne w czasach, kiedy często nie ma czasu na zwykłą rozmowę z pacjentem. Widzę też, jak zwykle szczęśliwi są moi rozmówcy,  że ktoś się nimi interesuje, że ich cierpienie, doświadczenie, walka z chorobą może komuś dać siłę, nadzieję, pobudzić do wydobycia z marazmu i podjęcia walki o siebie.

– Czy obecnie „Anna Dymna – Spotkajmy się” też ma dla kogoś zabarwienie polityczne, skoro emituje go Telewizja Polska?

– Teraz mam inny kłopot. Kiedy, na przykład, do udziału w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki zapraszam wielkie gwiazdy, często moich wieloletnich przyjaciół, to wiem, jaki tą prośbą sprawiam im kłopot. Niektórzy z nich boją się, że jeśli wezmą udział w naszym projekcie, to jednocześnie opowiedzą się politycznie. No bo przecież wiele osób tak o tym myśli, tak nas ocenia. Smutne jest to, że zamiast w pierwszej kolejności myśleć o sprawie, kierujemy się najpierw ideologicznymi sympatiami. No ale zmusza nas do tego napięcie i ta ciągłą polityczna walka na wszystkich polach. Często się już w tym gubimy. Tracimy przez to radość i wiarę w sens wszystkiego. Wiem, że moi koledzy są wspaniali i mają prawo mi odmawiać.  Rozumiem ten oczywisty dylemat. Przecież żyję i działam w tej samej rzeczywistości. Ale…. serce nam pęka, że tak jest. Marzymy o tym, by wreszcie to życie na polu minowym się zmieniło. Myślę często o tym, co czują ludzie, którzy pragną żyć uczciwie i z szacunkiem odnosić się do bliźnich. Przecież kiedy włączają którykolwiek kanał telewizyjny, widzą, że wszyscy walczą już ze wszystkimi, wszyscy się nienawidzą, są agresywni.

– I ciągle zastanawiają się, jak przyłożyć oponentowi, żeby efekt ciosu był w mediach bardziej spektakularny.

– W internecie też nie liczy się rzetelność. Wypisuje się bzdury, żeby podsycać niezdrowe emocje i by odnotowywać jak największą liczbę kliknięć. Takie zjawiska i wszechobecna polityka rujnują wrażliwość. Niektórzy z nas zatracili już nawet świadomość, iż noszą w sobie coś pięknego, a życie jest darem, który należy mądrze wykorzystać.

– Czy sądzi Pani, że istnieje droga wyjścia z tego marazmu?

– Wiem, że mówienie o życzliwości, spokoju, uśmiechu, szacunku oraz potrzebie wzajemnej pomocy brzmi obecnie przeraźliwie głupio, naiwnie.

– I mało wyraziście. Dzisiaj, w każdej przestrzeni, modne jest życie z wykrzyknikami.

– A przecież jedynie miłość może nas uratować. Problem w tym, że do tworzenia dobra nie ma dzisiaj atmosfery. Żyję już siedemdziesiąt lat. Kiedy byłam dzieckiem, moja mama mówiła mi, że jest takie miejsce, gdzie zawsze odnajdę zrozumienie, miłość i spokój. Jako osoba, podobnie jak ja, wierząca, mama miała na myśli Kościół. Niestety, ta przestrzeń również uległa dramatycznym deformacjom. Niedawno, wskazując na mój ukochany krzyżyk, który kupiłam w Tbilisi i który noszę podczas nagrań programu „Spotkajmy się”, ktoś zapytał: „To prowokacja?”. W jakim świecie żyjemy, skoro noszenie krzyżyka niektórzy uważają za prowokację? Istniały dawniej ważne słowa, które w trudnych chwilach dawały poczucie siły i dumy: „patriotyzm”, „braterstwo”, „solidarność”, „Bóg”, „honor”. Dla wielu ludzi były one tratwami ratunkowymi na wezbranych wodach rzeczywistości. Dzisiaj te słowa straciły wartość. Zostały zagarnięte i są używane do złych celów. Powinniśmy się starać z całych sił odnaleźć w tych słowach ich pierwotne znaczenie.

– Proste to nie będzie.

– Profesor Leszek Kołakowski, z którym, w 2006 roku, odbierałam Medal Świętego Jerzego, mówił, żebym nie wstydziła się używać prostych, jasnych słów, bo to są słowa tak ważne jak oddychanie albo chleb. A teraz czasy nastały takie, że gdy wypowiadasz tego rodzaju słowa, to się z ciebie śmieją. A przecież nie wymyśliłam tych słów. Wypowiadali je od zarania mądrzy ludzie. Słyszałam je również wielokrotnie od osób umierających albo cierpiących, które zostały odarte ze złudzeń tego świata, więc rozumieją, co jest w życiu najważniejsze.

– Ale ludziom zwyczajnie puszczają nerwy. Kiedy są atakowani, atakują. Uważają, że mają prawo oddawać razy, które otrzymują.

– Teoria księdza Tischnera, o nakręcaniu spirali nienawiści, realizuje się już od dawna. Zaciska się na szyjach milionów osób w Polsce i dusi jednakowo wszystkich. Niemal wszyscy zachowują się identycznie: opluwają siebie wzajemnie, prowokują, uderzają, złorzeczą, rzucają kalumnie. Wydaje się, że wyłącznie do tego wykorzystują własną energię. Ja tak nie potrafię.

– Dlaczego?

– Nie mam pojęcia. Też jestem hejtowana w intrenecie. Niejednokrotnie wypisuje się na mój temat niestworzone rzeczy, bo dziennikarstwo karmi się dzisiaj tanią sensacją i w dużej mierze schlebia gustom odbiorców. Nieraz więc słyszałam: „Weźże oddaj”, Weźże zaskarż”, „Weźże zrób aferę”. Mam jednak w sobie głęboką i trwale osadzoną intuicję, że na polu z fekaliami nie należy prowadzić sporów. Nie umiem tam walczyć. Utopię się sama. Walka w takiej przestrzeni nic nie daje, a wiele odbiera.

–  Skoro Anna Dymna nie wojuje, nie krzyczy, nie deklaruje się politycznie i nie uczestniczy w manifestacjach, to równie dobrze można zarzucić jej obojętność. Ba, nawet godzenie się z realiami.

– Drogi Panie, dopóki robię z moją fundacją to, co robię, dopóki nie godzimy się z cierpieniem oraz samotnością wielu ludzi i każdego dnia staramy się komuś rozjaśnić świat, dopóki nasi podopieczni częściej, dzięki nam, się uśmiechają, to takie zarzuty nie mają żadnego sensu. Gdy przestanę prowadzić fundację i walczyć o życia ludzkie, to może zajmę się polityką. Wtedy będę dopiero i naprawdę bohaterem naszych czasów. Tak Pan myśli? To może wolę być nikim.

Rozmawiał Wojciech Szczawiński

Dołącz do newslettera