Barwy, jakich nie znał
Dobiega czterdziestki. Jest mężem, ojcem, prezesem fundacji „Wygrajmy Razem”. Nie pamięta dokładnie, ile razy startował w eliminacjach Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Siedem albo osiem razy. Docierał do półfinału. Trzy razy śpiewał w finale: z Eweliną Flintą (2007 r.), Natalią Kukulską (2008 r.) i Piotrem Kupichą (2010 r.). Laureatem konkursu nigdy nie został.
– Nie można zrażać się niepowodzeniami. Myślę, że nie mam nic do stracenia. I tak zyskałem bardzo wiele. To dzięki Festiwalu Zaczarowanej Piosenki założyłem fundację, która promuje twórczość artystyczną osób niepełnosprawnych, poznałem niesamowicie wspaniałych ludzi… Jestem szczęśliwym człowiekiem. Mam za sobą wiele koncertów, śpiewam w zespole „Mezalians Art”. Do dzisiejszych półfinałów podchodzę z dystansem. Doskonale rozumiem, że tu nie tylko wygrana się liczy. Wartość tego projektu posiada wymiar znacznie szerszy – mówił przed trzema laty, gdy po raz ostatni występował w półfinale.
Również wtedy nie zakwalifikował się do finału. Może uda się w tym roku. 5 maja niewidomy Łukasz Baruch z Dąbrowy Górniczej ponownie wystąpi w Amfiteatrze Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie – w koncercie półfinałowym, czternastego już, Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Wszystko w rękach jury. W tym konkursie
liczy się wyłącznie głos i osobowość sceniczna
Z racji niepełnosprawności taryfy ulgowej dla nikogo nie ma.
W internecie można znaleźć filmiki: „Łukasz Baruch – zobacz, jak niewidomy facet prasuje koszulę”, „Łukasz Baruch – zobacz, jak niewidomy facet gotuje zupę”. Albo: „Łukasz Baruch – zobacz, jak niewidomy facet piecze ciasto”. Wzrok tracił stopniowo, przez sześć miesięcy – w wieku dwudziestu sześciu lat. W tamtym czasie, jako technik odzieżowy, zajmował się zamawianiem guzików, zamków błyskawicznych, nici. I pracował na kartach kolorów. Dobierał barwy dodatków do dzianin oraz tkanin. Dzisiaj, po dwunastu latach, wielu kolorów już nie pamięta. Ale nadal wie, jak wygląda khaki, turkusowy, morski, fioletowy, biskupi… Mówi, że odcieni żółci jest kilkanaście, tak samo czerwieni.
Problemy ze wzrokiem przypadły na okres istotnych zmian w jego życiu. Od dwóch miesięcy miał nową pracę, zamierzał wyprowadzić się z małżonką z domu rodziców. Nie dopuszczał do siebie myśli, że całkowicie przestanie widzieć. Znał konsekwencje. Przez 15 lat mieszkał w pobliżu ośrodka dla dzieci oraz młodzieży niewidomej i słabowidzącej. Często odwiedzał tę placówkę. Pomagał tam, bawił się z ociemniałymi. Potem wzrok stracił jego kuzyn. Waldek jest od niego starszy o 14 lat. Kuzyna również wspierał. Był jego przewodnikiem.
Gdy zaczął chorować, nieraz nocą wpatrywał się w czerwoną diodę palącą się w wyłączonym telewizorze. Kiedyś, po przebudzeniu, tej diody nie zobaczył. Wyznał wtedy małżonce, że niczego już nie widzi. Oboje popłakali się. Nie miał sumienia skazywać żonę na nieznane, obciążać ją sobą. Szczerze
namawiał Olę, by od niego odeszła
i od nowa układała swoje życie. Znaleźli się też „życzliwi”, którzy udzielali kobiecie podobnych rad. Została przy nim. Łukasz wspomina, że na początku zmierzyli się z wieloma przeciwnościami. Siłę czerpali ze swojej miłości. Tamta decyzja Oli, a wcześniej ich ślub, stały się dla niego potężną motywacją. Postanowił, że ich życie musi wyglądać jak najbardziej normalnie, a Ola nigdy nie może żałować, że z nim jest. Trzy lata temu na świat przyszła ich córka, Blanka. Dziewczynka jeszcze nie rozumie, że ojciec jest niewidomy. „Tatusiu, zobacz, jakie mam warkoczyki” – mówi. Ale bywa też, że prowadzi Łukasza za rękę niczym dorosły przewodnik. Albo czule naprowadza jego dłoń, by mógł poczuć dotykiem motyla, którego ma na bluzeczce.
– Kiedy w dorosłym życiu przestajesz widzieć, odczuwasz potworne przerażenie – podkreśla. – Zdaje ci się, że tracisz wszystko. Nie wiesz, co cię spotka. Musisz od nowa uczyć się żyć. A nie jesteś już dzieckiem, które z ufnością wrasta w ten świat. Znasz realia: okrucieństwo stereotypów i bezwzględność ludzkich ocen. Tak to jest: nawet mając wsparcie bliskich, zaczynasz czuć się inny, gorszy.
Nawet kiedy widział, miał problemy z orientacją. Przyznaje, że był słabym kierowcą. Na przykład gubił się na dużych osiedlach. Gdy się traci wzrok, to nie pomaga. Odcinek z domu na przystanek autobusowy, który, widząc, przemierzał w ciągu siedmiu minut, jako niewidomy pokonywał prawie godzinę, obijając się po drodze i przewracając. Ale jeżeli traci się wzrok, to wyostrzają się słuch, dotyk, węch, smak.
Po jakimś czasie zaczął „słyszeć” duże, płaskie przestrzenie: ściany, spadziste sufity, nawet odległości. Poznał ludzi niewidomych od urodzenia, którzy potrafią poruszać się bez laski i „słyszą” stojące samochody albo krzaki. Pstrykają palcami. Dźwięk odbija się od przedmiotów, dając im orientację przestrzenną. Dzisiaj też umie tak pstrykać. Potrafi na przykład
„usłyszeć”, czy drzwi do jego klatki schodowej są zamknięte
czy otwarte. Zaznacza jednak:
– Nie mam jeszcze takich zdolności jak niewidomy od urodzenia Grzesiek Dowgiałło, którego poznałem podczas Festiwalu Zaczarowanej Piosenki i z którym pracuję fundacji „Wygrajmy Razem”. Ten facet określa swoją przestrzeń jak nietoperz.
Grzegorz Dowgiałło to nie jedyny przyjaciel i współpracownik Łukasza poznany podczas Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Są z nim jeszcze od lat: Katarzyna Nowak, Iwona Zięba, Aleksandra Pozorska – wspólnie tworzą zespół „Mazalians Art”, koncertują, kochają muzykę, bawią się nią. A w fundacji „Wygrajmy Razem” wspierają osoby doświadczone przez los.
Od 2015 roku Łukasz jest członkiem Społecznej Powiatowej Rady ds. Osób Niepełnosprawnych przy Prezydencie Dąbrowy Górniczej. Rok później wszedł do elitarnego gremium Stowarzyszenia „Inicjatywa Dąbrowska”, które działa na rzecz mieszkańców jego rodzinnego miasta. Za aktywność społeczną i twórczą został uhonorowany między innymi: nagrodą „Dąbrowianin Roku”, Srebrnym Medalem 15-lecia Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy, Odznaką Honorową „Za zasługi dla województwa śląskiego”. Od paru miesięcy spotyka się z przedszkolakami. Prowadzi akcję edukacyjno-kulturalną o nazwie MOON („Miej Obraz Osoby Niewidomej”). Projekt cieszy się uznaniem pedagogów. Dzieci są oczarowane rozmowami z panem, który niczego nie widzi. Do udziału w akcji zgłaszają się kolejne przedszkola z obszaru Zagłębia.
Kiedy, w 2007 roku, po raz pierwszy startował w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, tremę miał ogromną. Czuł się bez szans w gronie osób niepełnosprawnych, które posiadały już na koncie znaczące nagrody za występy wokalne. On zaczął śpiewać właściwie tylko po to, żeby bezczynnie nie siedzieć w domu. Zadebiutował w chórze „Wiara” Koła Polskiego Związku Niewidomych w swoim mieście. Szybko odkrył w muzyce przestrzeń, która stała się jego pasją i miłością.
– Mam wielkie szczęście do ludzi – podkreśla. – Udział w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, spotkanie z Anną Dymną to był przełom w moim życiu. Od tego właściwie wszystko się zaczęło. Ten konkurs był dla mnie niczym trampolina. Jako osoba niewidoma, otworzyłem nowy etap w swojej codzienności. Odkryłem w niej barwy, jakich przedtem nie znałem.
Łukasz mówi, że spełnił wiele swoich marzeń. Nawet to, żeby zabrać Olę do Paryża, który odwiedził lata temu, i pokazać jej nad Sekwaną kilka bajecznych, romantycznych miejsc. Cieszy się życiem i pracą. Jednak z oporem mówi o własnych dokonaniach. Jakby trochę ich się wstydził. Jest po prostu skromny. Woli opowiadać o tym, jak wiele zawdzięcza ludziom. Ale tak naprawdę wszystko przecież zawdzięcza głównie sobie. Chciał i potrafił wykorzystywać szanse, jakie stawiał przed nim los. Mógł na przykład nie wysyłać zgłoszenia do Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Albo zniechęcić się i w kolejnych latach – po odpadnięciu z tego konkursu – nie brać w nim ponownie udziału. Kto wie, czy życie Łukasza miałoby wówczas tyle barw.
Wojciech Szczawiński