Cały ten seks
„Panuje w Polsce głęboko zakorzenione przekonanie, że osoby z niepełnosprawnościami, poza dbałością o własne zdrowie albo rozwój intelektualny, nie powinny mieć zbyt wygórowanych oczekiwań od życia. Również w sferze własnej seksualności” – mówi nasza podopieczna Karolina Sawka, psychoterapeutka i psychoonkolog.
– O seksie, my, Polacy, zwykliśmy rozmawiać wstydliwie, żartobliwie, wulgarnie albo w tonie niezdrowej ekscytacji. Brak nam naturalności w traktowaniu tej, jednej z najważniejszych, sfer ludzkiego życia. Wizyty w gabinecie seksuologicznym bywają przecież równie stygmatyzujące jak konsultacje psychiatryczne. Dlaczego tak się dzieje?
– Może dlatego, że całe lata nasze społeczeństwo żyło w przekonaniu, że zdrowie psychiczne nie jest istotne. A ktoś, kto odwiedza psychologa bądź psychiatrę, jest po prostu „wariatem”, którego należy się obawiać albo traktować niezbyt serio. Kiedyś o wielu rzeczach w Polsce się nie mówiło. Trwaliśmy w uproszczeniach, nie przeczuwając nawet, że czyjś smutek może nie być smutkiem, lecz początkiem groźnej, kończącej się nieraz samobójstwem, depresji. Ogromne znaczenie kondycji psychicznej podkreśla się od niedawna. Ustrój, w jakim żyliśmy przez dekady, nie skłaniał też do refleksji nad sferą naszej seksualności. Nie byliśmy świadomi, że można w niej odczuwać dyskomfort, który wymaga konsultacji ze specjalistą. Ta przeszłość nadal siedzi nam w głowach. Sprawia, że posługujemy się stereotypami i nierzadko stygmatyzujemy to, co w życiu jest naturalne. Też wychowywałam się w tamtej rzeczywistości. Na przykład – co za absurd – temat miesiączek omawiano wtedy wyłącznie w gronie moich koleżanek, w wielkiej tajemnicy przed chłopcami. Potrzeba więc czasu, a przede wszystkim wzajemnej otwartości, byśmy zaczęli rozumieć, że zgłoszenie się do psychologa, psychiatry albo seksuologa jest podobnie normalne jak wizyta u dentysty.
– Temat erotyzmu osób z niepełnosprawnościami właściwie w Polsce nie istnieje. Jakie budzi to w Pani odczucia, jako w psychologu, a jednocześnie kobiecie, która cierpi na dysplazję kręgosłupowo-nasadową?
– Jest mi potwornie przykro. Przecież ani niepełnosprawność ruchowa, ani intelektualna nie pozbawiają namiętności oraz pragnienia odczuwania bliskości z drugim człowiekiem.
– Jeżeli seksualność osób z niepełnosprawnościami traktujemy jak tabu, to hipokryzją staje się również głoszenie troski o ich godność.
– Nieustannie odnoszę smutne wrażenie, że pojęcie tej godności sprowadza się głównie do dbałości o zdrowie, o utrzymanie tego zdrowia na stabilnym poziomie, a nie o szeroko pojęte dobro człowieka jako jednostki, której należy się normalność, pełnia ludzkich praw. Co więcej, tak naprawdę w Polsce panuje głęboko zakorzenione przekonanie, że osoby z porażeniem mózgowym, sparaliżowane, po amputacjach czy z takim schorzeniem jak moje, poza dbałością o własne zdrowie albo rozwój intelektualny, nie powinny mieć zbyt wygórowanych oczekiwań od życia. Również w sferze własnej seksualności. A przecież ta sfera jest równie naturalna jak oddychanie albo potrzeba snu.
– Każde tabu prowadzi do wynaturzeń. Zdarza się, że osoby z niepełnosprawnością intelektualną są wykorzystywane seksualnie.
– One są bezbronne jak dzieci. Jeżeli więc rodzic albo opiekun nie wytłumaczy takiej osobie, czym jest „zły dotyk”, to może ona nie wiedzieć, co w jej życiu naprawdę się dzieje. Żeby jednak wytłumaczyć istotę wspomnianego „złego dotyku”, trzeba poruszyć temat seksualności jako takiej. W kontekście niepełnosprawności intelektualnej problem jest bardziej złożony. Chodzi bowiem też o to, by takie osoby umiały prawidłowo wyrażać swoje potrzeby, znały własne ciało i zachowywały się adekwatnie w kontekście swoich potrzeb seksualnych. Dlatego tak istotna jest świadomość oraz wiedza opiekunów, terapeutów czy psychologów, którzy na co dzień pracują z osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Oczywiście, w ośrodkach można izolować dziewczęta od chłopców, podawać im leki zmniejszające popęd seksualny albo wpajać podopiecznym, że masturbacja jest grzechem. Tym samym wywoływać w nich głęboko zakorzenione poczucie wstydu oraz winy. Tylko że to są nienaturalne rozwiązania. Mogą one prowadzić do głębokich traum. A przecież osoby z niepełnosprawnością intelektualną posiadają już wystarczająco mocno osadzone poczucie swojej inności. Umacnianie w nich takiego przekonania jest skrajnie niehumanitarne.
– Z entuzjazmem odniosła się Pani do telewizyjnego programu Martyny Wojciechowskiej, która pokazała w reportażu pracę asystentek seksualnych w Czechach.
– Takie asystentki funkcjonują nie tylko w Czechach, lecz również w Holandii, Szwajcarii, Stanach Zjednoczonych, Niemczech, Hiszpanii, Szwajcarii, Danii, Belgi, Holandii, we Francji, Włoszech. Nierzadko ich praca opłacana jest ze środków publicznych. Państwo organizuje też dla nich szkolenia. Jednak po emisji programu Martyny Wojciechowskiej pojawiły się nie tylko dobre komentarze. Spłynęła również rzeka hejtu. Świadczy to, niestety, o tym, że mimo szumnego głoszenia troski o godność osób z niepełnosprawnościami, nadal brak nam otwartości i dojrzałości w rozumieniu spraw najbardziej naturalnych pod słońcem.
– Dla większości Polaków określenie „asystentka seksualna” brzmi identycznie jak „prostytutka”…
– … ponieważ nie rozumiemy i mało kto tego nas uczy, że seksualność człowieka sprowadza się nie tylko do fizjologii. Seks to także satysfakcjonująca rozmowa z partnerem, dotyk, czułość, poznawanie własnego ciała, cały ogrom doznań skumulowanych w psychice. Istnieje wiele czynników, które wpływają na czerpanie radości w tej sferze. Nikt takiej radości nie powinien być pozbawiany. Zresztą bohaterka programu Martyny Wojciechowskiej jasno i pięknie opowiadała o swojej pracy, zaznaczając, że nie współżyje ze swoimi klientami. Oczywiście, wspomniała o swoich koleżankach, które dopuszczają do takich aktów. Ale przecież jest to ich wolny wybór. Zapewniam Pana, że rozumiem złożoność tego zagadnienia. Wiem też, że nic nie można poradzić, jeśli ktoś kurczowo trzyma się swojego mentalnego ograniczenia, a co gorsze – pielęgnuje je w sobie.
– Fatalnie się dzieje, kiedy to ograniczenie ogranicza wolność i radość innych.
– Edukacja jest podstawą. Jej brak staje się największym złem. Generuje on niewiedzę, brak empatii i powstawanie fałszywych przekonań, które owocują nierzadko dramatami. Tu nie chodzi jedynie o seks. Podobnie omijany jest chociażby temat chorób czy niepełnosprawności, co prowadzi do społecznych podziałów oraz uprzedzeń. Przeszłam przez wszystkie etapy edukacji. Jedynie raz poproszono mnie, bym na lekcji wychowawczej opowiedziała o swojej niepełnosprawności, z czym zresztą nie miałam najmniejszego problemu i co zaowocowało większym rozumieniem mojej osoby przez koleżanki i kolegów. Niestety, w naszych szkołach nie mówi się o tym, że ludzie bywają różni, a istotą dobra społecznego jest otwartość, tolerancja oraz szacunek. Owszem, można zapełniać edukację lekcjami historii albo literatury. Jednak, bez pogłębiania świadomości młodych ludzi, taka edukacja nie ma większego sensu. W aspekcie społecznym nie zapewnia rozwoju.
– Jak wspomina Pani okres swojego dojrzewania?
– Dobrze. Przeszłam przez niego jak każda dziewczyna: zakochiwałam się, bujałam w obłokach, burza hormonów uderzała mi do głowy, miałam swoje kompleksy. Przede wszystkim jestem człowiekiem, kobietą. Moja niepełnosprawność to niejako rzecz wtórna. Poczucie kobiecości, podobnie jak męskości, to przecież stan umysłu, a nie sprawności ciała. Czy nie uważa Pan, że ta rozmowa jest stygmatyzująca? Przecież w rzeczywistości pozbawionej podziałów, w której ludzie są otwarci i wzajemnie siebie szanują, byłaby zbędna.
– Fakt. Miejmy jednak nadzieję, że z tą seksualnością będzie w Polsce podobnie jak z niwelowaniem barier architektonicznych dla osób z niepełnosprawnościami. Jeszcze paręnaście lat temu stanowiły one rzadkość w miejskich krajobrazach. Dzisiaj są standardem.
– Być może tak się stanie, chociaż nie przesadzałabym z optymizmem. W Szczecinie, gdzie mieszkam, szczególne w poniemieckich budynkach, nadal istnieją bariery architektoniczne. Kiedy szukałam pracy, musiałam odrzucić dwie albo trzy oferty, ponieważ budynki nie posiadały wind. Inna rzecz, że to zagadnienie należy chyba rozpatrywać bardziej w kategoriach mentalnych. Przykładowo: wchodzę do urzędu i, ponieważ nie sięgam do automatu, muszę prosić pana ochroniarza, by podał mi bilet z numerem w kolejce. Osoba na wózku też pewnie ma trudność z wygenerowanie dla siebie takiego biletu. Nie będę wspominać o stanowiskach do przyjmowania interesantów, które są bardzo wysokie. Nikt nie zwraca na to uwagi. A co szkodziłoby, gdyby dozowniki do dezynfekcji rąk umieszczać w sklepach na wysokości metra albo metra i dziesięciu centymetrów, by osoby o moim wzroście i na wózkach mogły z niego swobodnie korzystać? Wciąż mamy przerażające dziury, nie tylko w rozwiązaniach systemowych, lecz również w indywidualnej świadomości.
– Czy nie obawia się Pani, że, poruszając temat seksu osób z niepełnosprawnościami, narazi się na oskarżenia o nieprzyzwoitość?
– A czy w naszej rozmowie obrażałam kogokolwiek albo mówiłam nieprawdę? Cóż więc może być w niej nieprzyzwoitego?
Rozmawiał Wojciech Szczawiński
Przeczytaj inne wywiady z Karoliną Sawką: