fbpx

Aktualności

Człowiek jest wszechświatem – wywiad z Anną Dymną

12.06.2009

1531 nadesłanych zgłoszeń, 31 finalistów, nagrody o łącznej wartości 395 tys. złotych, 26 sław polskiej estrady, 70 jurorów, 88 piosenek, blisko 23-milionowa publiczność telewizyjna...

… to jedynie pobieżne dane z czterech dotychczasowych edycji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty. W tym roku ten niezwykły, kilkuetapowy i w pełni profesjonalny konkurs dla uzdolnionych wokalnie osób niepełnosprawnych odbywa się po raz piąty. Na pytanie, czy nadszedł czas na festiwalowe podsumowania, Anna Dymna odpowiada przecząco.

– Organizując tę imprezę, ciągle uczymy się nowych rzeczy, coraz więcej pracujemy, bo wciąż pojawiają się nowe wyzwania i pomysły – mówi aktorka. – Nie chcę więc niczego podsumowywać. Na przykład w tym roku na krakowskim Rynku po raz pierwszy wystąpi osoba niepełnosprawna z zagranicy, Armeńczyk Khoren Simonyan. Dla organizatorów festiwalu jest to zupełnie nowa sytuacja. Kto wie, ile takich sytuacji zdarzy się jeszcze w przyszłości.

Irena Santor, Anna Dymna i Maciej Stuhr podczas ubiegłorocznego Festiwalu Zaczarowanej Piosenki

– Czy na obecnym etapie Festiwal Zaczarowanej Piosenki jest taki, jak go sobie Pani wymarzyła, gdy przystępowała do organizacji pierwszej edycji tej imprezy?
– Snując plany, nie wiemy od razu, o czym konkretnie marzymy i czy nasze zamierzenia przełożą się na rzeczywistość. Przed pięcioma laty nie miałam pojęcia, jak na taki festiwal zareaguje publiczność, profesjonaliści, którzy będą oceniać konkurs, albo gwiazdy towarzyszące naszym piosenkarzom na scenie. Pytań i niepewności było sporo, bo niemal wszystko było niewiadomą. Zamierzałam jedynie spróbować, czy w naszym kraju można zorganizować imprezę, podczas której osoby niepełnosprawne będą traktowane na tych samych prawach co ludzie pełnosprawni. To się udało. Dzisiaj już wiem, że Festiwal Zaczarowanej Piosenki jest konkursem bardzo ważnym i że wyzwala we wszystkich ogromne siły, tworzy wielką wartość. Od początku jest z nami telewizja publiczna, liczne grono przyjaciół, sponsorów, wolontariuszy. Pomagają nam też inne organizacje pozarządowe. Z roku na rok coraz bardziej zdajemy sobie sprawę, że nasze działania mają ogromny sens. Jest nas coraz więcej i coraz łatwiej dla tego projektu zdobywam życzliwość wielkich ludzi sztuki, estrady, filmu, teatru. W tym roku zgłosili się do nas sami Piotr Polk i Magdalena Waligórska, z ochotą do projektu przystąpił Maciek Zakościelny, no i znów mamy całkiem nowe, wielkie gwiazdy… Zarówno w koncertach i jury. Podczas tegorocznego koncertu „Każdy ma swoje Kilimandżaro” wystąpią nasi wspaniali przyjaciele: Irena Santor, która od początku jest duchową patronką Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, Ewelina Flinta, Paweł Kukiz i Zbigniew Zamachowski.

– Mówiąc to, jest Pani pełna radości. Życie nie jest jednak idealne. Nie wszystko układa się w nim tak, jak tego oczekujemy, nawet jeśli sprawa, na rzecz której działamy, jest słuszna.
– Cóż… Niektórzy ludzie dziwnie myślą. Rozumują: „Skoro ta Dymna i jej fundacja zebrała od podatników z odpisów jednego procenta jedenaście milionów złotych, to po co jej jeszcze pieniądze na festiwal?”. To mnie martwi.

– Brzmi to jednak całkiem logicznie.
– Zgoda. Tyle tylko, że te jedenaście milionów Fundacja „Mimo Wszystko” zbierała na określony jasno i wyraźnie cel… na budowę „Doliny Słońca”, ośrodka rehabilitacyjno-terapeutycznego w Radwanowicach dla dwustu niepełnosprawnych osób. Nie mogę z tych pieniędzy wydać ani grosza na co innego. Straciłabym zaufanie podatników. Oni przecież wpłacali te pieniądze właśnie na to przedsięwzięcie. Nie mogę więc nagle zmieniać zdania i oszukiwać ludzi. Jak będę zbierała na festiwal, to wtedy na festiwal będę mogła je wydać. Niestety, coraz częściej słyszę: „Po co mamy panią wspierać? Przecież ma pani kupę kasy”. Zdumiała mnie również odmowa udzielenia nam wsparcia przez jedną z instytucji państwowych. Instytucja ta sama namawiała fundację, by zorganizowała ten festiwal zapewniając dofinansowanie. Wspierała nas od pierwszej edycji festiwalu. To było nasze wspólne przedsięwzięcie. Dostawaliśmy najwyższe oceny za siłę, profesjonalizm, za wspaniałą organizację, za pozyskiwanie dla sprawy wybitnych artystów… I nagle to wszystko przestało się liczyć. W tym roku kazano nam jednak przystępować do konkursu, bo, podobno, przepisy się zmieniły, więc albo pieniądze dostaniemy, albo nie. A przecież festiwal jest cykliczny, wieloetapowy, już od września zajmujemy się organizacją, pozyskiwaniem pieniędzy, artystów. Niespodziewanie okazuje się, że nie dostaniemy zapewnionych pieniędzy, odpadamy z konkursu z jakiegoś błahego powodu… Nie rozumiem tego. Czy naprawdę niczego nie da się robić naprawdę, czy na nic nie można liczyć, bo co chwile zmieniają się przepisy, wiatry, opcje, ludzie. Przecież ta sprawa jest ważna, podstawowa, naprawdę zmieniająca trochę nasz świat.

– Może uznano, że aspiracje Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” są zbyt rozbuchane?
– Tu nie chodzi ani o mnie, ani o moją fundację, lecz o sprawę. Liczy się tylko sprawa. Mogę nawet schować logo „Mimo Wszystko”, a sama odstąpić swoje miejsce osobie, która ten festiwal zorganizuje lepiej. W końcu estrada to nie jest moje miejsce. W życiu mam co robić. Zdumiona tylko jestem, że nagle jakiś ekspert odrzucił nasz projekt, bo, podobno, nie zgadzały się normy żywieniowe i – jak stwierdzono – przesłanie imprezy może docierać do niedużej liczby odbiorców. Niedużej? – pytam. – Jak w taki sposób można myśleć? Przecież nasz festiwal ogląda co roku kilkumilionowa rzesza ludzi, a impreza uruchamia ogromne siły zarówno w osobach niepełnosprawnych jak i w nas tak zwanych zdrowych. Takie działania obalają wiele barier, uprzedzeń, oswajają trudne problemy, są nam wszystkim potrzebne. Mogą o tym powiedzieć tacy muzyczni luminarze jak Jan Kanty Pawluśkiewicz, Zbigniew Hołdys, Elżbieta Zapendowska, Irena Santor, Jacek Cygan, Janusz Stokłosa albo dziennikarze, którzy co roku są z nami na krakowskim Rynku.

– „Zgrzyty” się więc zdarzają i pewnie dają Pani wiele do myślenia.
– Ale nie o świecie. Świat jest piękny. Niektóre instytucje państwowe funkcjonują tylko nie tak, jak powinny.

– Innym „zgrzytem” jest to, że na Festiwal Zaczarowanej Piosenki niektóre osoby spoglądają raczej nieprzychylnie. Uważają, że wśród ludzi niepełnosprawnych rywalizacja nie jest rzeczą dobrą, a nawet że je krzywdzi.
– Na szczęście nie mówią tego sami zainteresowani. Jeśli będziemy myśleć w taki sposób, to osoby niepełnosprawne coraz bardziej zaczniemy odsuwać na społeczny margines. A przecież to są ludzie tacy sami jak każdy z nas. Nie mają nóg, rąk, nie widzą, poruszają się na wózkach, ale to nie znaczy, że nie posiadają ambicji i talentów. Ich duchowego potencjału, tej niezwykłej iskry danej od Boga, nie można marnować, bo to by było barbarzyństwem. Z racji fizycznych niepełnosprawności, nie można skazywać ich na niebyt. Zresztą wielokrotnie takie osoby mówiły mi, że najbardziej dotyka ich to, że tak naprawdę nikt od nich niczego nie wymaga i czują, iż ich pasje oraz marzenia są w istocie lekceważone. To dlatego powstał Festiwal Zaczarowanej Piosenki. Impreza ta zrodziła się przecież nie z kalkulacji i czczych wymysłów, lecz dlatego, bo była potrzebna. Na nim niepełnosprawnych wokalistów oceniają muzyczni eksperci, laureaci otrzymują spore nagrody finansowe – wszystko zorganizowane jest profesjonalnie. I nikt z jurorów nie patrzy na to, czy osoba śpiewająca na scenie porusza się na wózku, o kulach, czy ma obie ręce albo czy widzi. Podczas naszej imprezy liczy się jedynie talent…

– … a często, niestety, po ogłoszeniu werdyktu, w oczach przegranych widać łzy.
– Jestem aktorką, nie ekspertem muzycznym. To nie ja oceniam uczestników festiwalu. Z werdyktami profesjonalistów nie zamierzam więc dyskutować. 
Jest rzeczą naturalną, że przegrani odczuwają smutek, tyle tylko, że nieraz również on uruchamia w nich pozytywne siły. Ludzie, którzy zgłaszają swoje piosenki wiedzą, że rywalizacja jest ogromna i że z kilkuset osób do finałów dostaje się tylko dwunastka. Liczą się więc z przegraną, prawda? Są osoby, które nie poddają się i w naszym festiwalu biorą udział po kilka razy. Co więcej – czując, że ich zdolności muzyczne są traktowane serio, pracują nad sobą, biorą na przykład lekcje śpiewu, bywa też, że konsultują się z naszymi jurorami, słuchają ich rad. Mówił mi o tym Jan Kanty Pawluśkiewicz, który trzykrotnie zasiadał w jury Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Oczywiście zdarzają się przykre słowa pod naszym adresem. Jedna pani napisała: „Mój syn przeżył dwa dramaty w życiu: pierwszy, gdy miał wypadek, drugi, kiedy odpadł z eliminacji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki”. Przyznam, że my, jako organizatorzy konkursu, nie możemy mieć wyrzutów sumienia. Rodzice, zanim zgłoszą swoje dzieci do udziału w festiwalu, powinni przeczytać regulamin. Tam jest wszystko napisane, wyszczególnione zasady. Każdego roku przystępuje do tej imprezy dwieście, trzysta osób, ale tylko sześć z tego grona może otrzymać Statuetki Zaczarowanego Ptaszka – te, które naprawdę na to zasługują. Są tacy, którzy zwyciężają z „marszu”, jak na przykład Łukasz Żelechowski, i tacy, którzy odnoszą sukces dopiero za trzecim razem. W tym przypadku przykładem jest Karolina Sawka.

– I jeszcze są tacy, którzy w festiwalu biorą udział pięciokrotnie, dochodzą do finału, ale nagrody nie otrzymują.
– Bywa.

– Zdarzali się też wokaliści, którzy występowali w koncercie finałowym, a w następnym roku odpadali w eliminacjach.
– Jak mówiłam, wszystko w rękach naszego jury złożonego z wybitnych krytyków muzycznych, kompozytorów, poetów, aktorów, czyli ludzi, którzy znają się na piosence.

– Niektórzy finaliści cieszą się jednak, iż nie zostali laureatami festiwalu. Twierdzą, że dzięki temu mogą ponownie przystąpić do konkursu; że w festiwalu warto brać udział wyłącznie dla jego niezwykłej atmosfery.
– Regulamin Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty stwierdza, że laureaci tego konkursu nie mogą brać w nim udziału ponownie w tej samej kategorii wiekowej. Tak więc nagrodzone dziecko może, jak dorośnie, zgłosić się ponownie do konkursu w kategorii dorosłych. Atmosfera naszego konkursu rzeczywiście jest wspaniała, głównie za sprawą ludzi, którzy, podczas kilkudniowych warsztatów muzycznych, przygotowują finalistów do występów na Rynku. Po prostu warto tu być. Co roku spoglądam na naszych zaczarowanych wokalistów i dostrzegam, jak się zmieniają, jak zaczynają w siebie wierzyć i otwierają się na świat. Powstają między nimi przyjaźnie. Widzą przecież, że na tym festiwalu ich fizyczne ułomności nie mają żadnego znaczenia i, by odnieść sukces, muszą prawdziwie nad sobą pracować, tak samo jak ludzie w pełni zdrowia i sił. Czy nie o to chodzi w życiu każdego człowieka? Każdy z nas powinien mieć szansę samorealizacji, a jeśli los mu to utrudnia, należy takiej osobie pomóc. Występ u boku największych gwiazd polskiej estrady też jest ekscytujący. Nieraz zdarza się nawet, że nasi finaliści zaprzyjaźniają się z gwiazdami i towarzyszą im podczas koncertów. Wielokrotnie takie sytuacje miały miejsce, ponieważ uczestnicy Festiwalu Zaczarowanej Piosenki naprawdę prezentują wysoki poziom muzyczny.

– Gdzieś tam jednak pojawia się podejrzenie, że gwiazdy nie robią tego bezinteresownie, że zdają sobie sprawę, iż występ z osobą niepełnosprawną dobrze wpływa na ich medialny wizerunek.
– Nawet gdyby była to prawda, chciałabym, żeby takich gwiazd było jak najwięcej. Niech na tym świecie żyją miliardy egoistów, którzy z wyrachowania pomagają osobom niepełnosprawnym, samotnym albo ciężko chorym. Dzięki takim egoistom świat na pewno będzie piękniejszy. Czyż nie?

– Ale tak serio: nie przyszło Pani do głowy, że gwiazdy chcą się pokazać z osobami niepełnosprawnymi, a podczas festiwalu, który organizuje pani fundacja, mają taką możliwość?
– Byłabym bardzo ostrożna z przypisywaniem chęci promocji gwiazdom Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Irena Santor, Ewa Bem, Anna Maria Jopek, Kasia Nosowska, Edyta Górniak, Grzegorz Markowski, Zbigniew Wodecki czy Budka Suflera nie muszą promować się dzięki osobom niepełnosprawnym. To są artyści od dawna uznani i podziwiani. Mówienie: „chcą się promować” wydaje się żałosne, a z całą pewnością staje się krzywdzące dla tych osób. Sama to zresztą „przerabiałam”. Mówiono, że jestem starzejącą się aktorką i dlatego zajęłam się osobami niepełnosprawnymi – „bo Dymna chce się pokazać”. Ja już w ogóle nie muszę się pokazywać, w teatrze mam bardzo dużo pracy, wiele propozycji, studentów. Mój zawód wcale nie cierpi przez moją pracę w innej przestrzeni. Robie swoje i jestem szczęśliwa. Zrozumiałam, że tłumaczenia nie zdają się na nic. Jeśli ktoś będzie chciał mówić, że jestem garbata, to i tak będzie to robił.

– A więc jaki w tym przypadku może być powód występu gwiazd?
– „Aniu, jeśli czegokolwiek będziesz potrzebowała, jesteśmy z tobą” – takie zapewnienia słyszę od artystów, gdy schodzą z naszej festiwalowej sceny. Twierdzą, że dzięki udziałowi w tej imprezie, w ich życiu otwierają się nowe przestrzenie. Po prostu im taki festiwal jest chyba równie potrzebny jak osobom niepełnosprawnym. Zresztą ten kontakt potwierdza to, o czym sama przekonałam się już dawno temu: że jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni i możemy siebie nawzajem wzbogacać. Trzeba tylko tego chcieć i próbować nawiązywać z sobą serdeczne więzi. Grzegorz Markowski powiedział mi po występie: „Wiesz, tak się bałem tego festiwalu, a teraz wiem, że nie ma się czego bać. Przeżyłem tutaj fantastyczne chwile”. Wiem to sama. Przecież to osoby niepełnosprawne uświadomiły mi moją siłę, z której istnienia wcześniej nie zdawałam sobie sprawy. Nie trzeba czytać mądrości filozofów czy mistyków, aby zrozumieć, że człowiek jest wszechświatem. Wystarczy popatrzeć na rugbistów na wózkach, którzy jeszcze nie tak dawno leżeli sparaliżowani na łóżkach, a dzisiaj jawią mi się jako opancerzone tygrysy, które z zaciętymi twarzami walczą między sobą o piłkę. Patrzę na nich jak na najprawdziwszy cud. Czasami człowiek żyje wiele lat i umiera nie odkrywając w sobie tej niezwykłej mocy, ani w sobie, ani w innych. Nie widzi cudów wokół siebie.

– Podczas tegorocznego festiwalu wystąpi Armeńczyk Khoren Simonyan. Czy to oznacza, że ten konkurs zostanie pozbawiony krajowej rangi?
– Nie tylko Khoren będzie śpiewał na Rynku. Wystąpi również niepełnosprawna Czeszka Geni Ciatti, laureatka czeskiego odpowiednika Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Obok niej pojawi się Gabi Gold, gwiazda tamtejszej estrady. Trudno mi w tej chwili mówić o konkretach, ale mam nadzieję, że Festiwal Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty stanie się konkursem o zasięgu europejskim.

– Irena Santor od lat powtarza, że laureaci Festiwalu Zaczarowanej Piosenki powinni występować podczas Koncertu Opolskich Debiutów.
– Takie marzenia mamy. Trudno jednak stwierdzić, czy laureaci Festiwalu Zaczarowanej Piosenki zrobią kariery, czy nie. Sytuacja prosta nie jest. Nikt przecież nie zna dokładnej recepty na to, w jaki sposób robi się karierę. Gwiazdy pojawiają się i znikają również w świecie ludzi w pełni sprawnych: ktoś zwycięża w konkursie, który relacjonuje telewizja, wkoło mówi się, że ta osoba ma ogromny talent, lecz chwilę potem już o niej nie słychać. Nie pomagają jej ani pieniądze, ani reklama. Takich przykładów jest wiele. Uważam jednak, że idziemy w dobrym kierunku, bo osobom niepełnosprawnym dajemy siłę i uświadamiamy im, że każdy sukces wymaga ogromnego nakładu pracy. Od kilku lat planuję założenie przy mojej fundacji agencji artystycznej, która zajmowałaby się na przykład promocją laureatów Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Jednak o konkretach nie chcę jeszcze mówić. Inna rzecz, że aktorka Magda Waligórska, znana szerokiej publiczności z serialu „Ranczo”, zaproponowała, że wszystkim uczestnikom półfinałów i finałów Festiwalu Zaczarowanej Piosenki będzie, po konsultacjach z jurorami, udzielała rad dotyczących ich śpiewania: co powinni poprawić, nad czym szczególnie pracować, jaki repertuar wybierać, a jakiego unikać. Chodzi o to, by nikt nie czuł się zostawiony sam sobie, gdy na scenie gasną światła. Pomysł Magdy, która, jak wspomniałam, sama zgłosiła się do naszej fundacji, jest świetny i ogromnie cenny. Jeśli tacy ludzie będą z nami, naprawdę stworzymy wielką wartość. Już ją zresztą tworzymy. Jestem tego pewna.

– Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiał Wojciech Szczawiński

Może Cię zainteresować

Zdrowia, miłości, spokoju…

24.12.2024

„Czego Wam życzyć? Zdrowia, bo najważniejsze jest zdrowie. Ale jak będziemy zdrowi, to przede wszystkim życzę Wam miłości. Bo tak ważne jest, żeby mieć kogoś, komu się mówi: »Dobrze, że jesteś, kocham cię«. Życzymy więc Wam, żebyście mieli komu w te święta powiedzieć, żebyście o tym nie zapomnieli: »Dobrze, że jesteś«” – zaznacza Anna Dymna.

Dołącz do newslettera