fbpx

Aktualności

„Dolina” przyciąga dobrych ludzi

19.04.2024

„Słowo »podopieczny« oznacza, że ktoś znajduje się pod naszą opieką. Musi więc być ważny w naszym postrzeganiu, rozbudzać w nas serdeczne odruchy, zrozumienie, głęboką zdolność do współodczuwania. Taka opieka to szczególna troska o psychiczny oraz fizyczny dobrostan drugiego człowieka” – zaznacza Małgorzata Cebula, wicedyrektorka ośrodka terapeutyczno-rehabilitacyjnego „Dolina Słońca” w Radwanowicach.

– Należy Pani do grona pracowników Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” o najdłuższym stażu. Jakie były początki tego zatrudnienia?

– Jestem absolwentką Akademii Wychowania Fizycznego na kierunku fizjoterapii. W 2005 roku odbywałam staż w  Krakowskim Centrum Rehabilitacji. Po zakończeniu stażu urząd pracy poinformował mnie, że fizjoterapeuty poszukuje Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Trafiłam do Radwanowic, do prowadzonych tam przez fundację Warsztatów Terapii Artystycznej dla dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną. Wówczas mieściły się one w trzech pomieszczeniach, na pierwszym piętrze zabytkowego dworu wchodzącego w skład obiektów Fundacji imienia Brata Alberta.

Kobieta stoi na tle ściany z wiszącymi w oprawie rysunkami

Ściany ośrodka „Dolina Słońca” zapełniają prace plastyczne jego podopiecznych, fot.: Monika Krzysztofik-Hanarz

– Czy ta praca była dla Pani początkiem drogi do spełniania zawodowych ambicji?

– Planowałam raczej spełniać się w sporcie albo pracy z dziećmi. Trenowałam lekkoatletykę. A w trakcie studiów odbywałam praktyki na oddziale dziecięcym szpitala w Prokocimiu. Chociaż byłam drobna, to dobrze tam sobie radziłam. Czułam, że taka praca daje mi satysfakcję. Ale cóż… Życie. Skoro pojawiła się oferta pracy z Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”, to ją przyjęłam. Postanowiłam spróbować. Wtedy nie miałam samochodu. Mieszkałam w Krakowie. Codzienne przejazdy do i z Radwanowic również nie były dla mnie komfortowe. Dlatego pozostawałam otwarta na inne możliwości zatrudnienia.

– W Radwanowicach pracuje Pani do dzisiaj.

– Na początku trzymała mnie w tym miejscu świetna atmosfera pracy, poczucie wspólnotowości. Oczywiście, prowadziłam fizjoterapię. Przygotowywałam też podopiecznych na przykład do udziału w Olimpiadach Specjalnych. Byłam jednak coraz bardziej zmęczona monotonią warsztatów, dojazdami. Miałam pogłębiające się przekonanie, że skrzydeł w tej pracy nie rozwinę. Inna rzecz, że nasi podopieczni zaczęli się starzeć. Wymagali więc mocniejszej rehabilitacji, która przerastała moje możliwości fizyczne. Przełomem była dla mnie budowa „Doliny Słońca”. Ten nowoczesny ośrodek terapeutyczno-rehabilitacyjny Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” uruchomiła w Radwanowicach 26 września 2013 roku, w dniu swoich dziesiątych urodzin. Pojawiła się wtedy nowa przestrzeń, nowe pracownie, nowi podopieczni i pracownicy. Poczułam przed sobą ożywcze wyzwania. Wielu nowych rzeczy musiałam się też uczyć. Powierzano mi kolejne obowiązki. Atmosfera świeżości niezwykle mnie mobilizowała.

– Wspomniała Pani o zmęczeniu. Co jest najbardziej wyczerpującego w pracy z osobami z niepełnosprawnością intelektualną?

– To zależy. Jako fizjoterapeutka pracowałam z jednym albo dwoma podopiecznymi. Na tym polega specyfika takich zajęć. Daje ona pewien komfort. Inaczej przedstawia się prowadzenie zajęć w pracowniach, gdzie terapeuta, przez sześć godzin, przebywa z grupą kilku podopiecznych. Wiadomo: jeden z nich ma lepszy dzień, drugi – gorszy. Nieraz więc ścierają się humory, nastroje, charaktery uczestników warsztatów. Trzeba nad tym umiejętnie zapanować. Bywa niełatwo. Niezbędne są odpowiednie predyspozycje. Nasi terapeuci to sprawdzeni specjaliści. Dlatego pracują z pasją.

– Z czego ona wynika?

– Sądzę, że z siły zespołu, którą tworzy zarówno kadra ośrodka, jak i jego podopieczni. Jeden z naszych psychologów, kiedy odchodził z pracy, napisał mi w pożegnalnym esemesie, że nie martwi się o „Dolinę Słońca”, bo „Dolina” przyciąga dobrych ludzi. Te słowa mocno się we mnie zakotwiczyły.

Terapeutka siedzi przy stole z dwoma kobietami z niepełnosprawnością intelektualną

„Nasi podopieczni, jak każdy człowiek, mają swoje osobowości, mniej albo bardziej wyraziste cechy charakteru, zainteresowania, dziwactwa” – zaznacza Małgorzata Cebula, fot.: Monika Krzysztofik-Hanarz

– A czym kieruje się dyrekcja „Doliny Słońca”, kiedy przyjmuje do ośrodka nowych pracowników?

– Podstawą jest posiadaniem wykształcenia kierunkowego. Nie wymagamy doświadczenia. Ono przychodzi z czasem. Za to z kandydatem na pracownika odbywamy zawsze spacer po ośrodku. Obserwujemy jego reakcje w kontakcie z podopiecznymi. Ci są wylewni, zaciekawieni nową osobą, reagują bardzo spontanicznie. Jeśli w takich okolicznościach kandydat zaczyna być zachowawczy albo nawet wycofany, to wiadomo, że nie nadaje się do tej pracy. Słowo „podopieczny” oznacza przecież, że ktoś znajduje się pod naszą opieką. Musi więc być ważny w naszym postrzeganiu, rozbudzać w nas serdeczne odruchy, zrozumienie, głęboką zdolność do współodczuwania. Taka opieka to szczególna troska o psychiczny oraz fizyczny dobrostan drugiego człowieka. Osób z niepełnosprawnością intelektualną nie należy postrzegać jako ludzi innych. Szczególnie nie mogą tego robić kandydaci na terapeutów. Nasi podopieczni, jak każdy człowiek, mają swoje osobowości, mniej albo bardziej wyraziste cechy charakteru, zainteresowania, dziwactwa. Jak każdy z nas posiadają też potencjał oraz ograniczenia. Pracując w „Dolinie Słońca”, należy to rozumieć, akceptować i przyjmować naturalnie. Zresztą ten sposób postrzegania osób z niepełnosprawnością intelektualną należałoby ugruntowywać w całym społeczeństwie.

– W tym problem. Czy widzi Pani możliwość jego rozwiązania?

– „Dolina Słońca” od początku pozostaje miejscem otwartym na społeczną integrację. Chętnie gościmy różne środowiska. Najbardziej pozbawieni blokad w kontaktach z naszymi podopiecznymi są ludzie młodzi, przedszkolaki albo uczniowie szkół podstawowych. Dlatego uważam, że bardzo ważna jest edukacja na wczesnym etapie rozwoju. Przedszkola i szkoły integracyjne robią świetną robotę. Mamy również oddanych przyjaciół w pracownikach dwóch krakowskich korporacji. To fantastyczni ludzie. W relacjach z podopiecznymi niczego nie udają, nie robią nic na pokaz. Co więcej, sami inicjują nawiązywanie z nimi bliskich kontaktów. Czerpią z nich satysfakcję. Dlatego myślę, że podstawą w normalnym traktowaniu osób z niepełnosprawnością intelektualną staje się nasza własna, indywidualna otwartość na różnorodność świata. Ta różnorodność jest przecież faktem. Natomiast zamykanie się na świat, selekcjonowanie i stygmatyzowanie jego różnorodności buduje w nas uprzedzenia, często też fałszywe przekonania.

– Anna Dymna wspomina w wywiadach, że w kwestii wspierania osób z niepełnosprawnością intelektualną kilkakrotnie pytano ją wprost: „Dlaczego wydaje pani społeczne pieniądze na tych… debili?”.

– Niepojęte. Trudno to komentować. Stawianie takiego pytania wskazuje na kuriozalny deficyt elementarnej wrażliwości.

Rozmawiał Wojciech Szczawiński

Może Cię zainteresować

Siła rodzeństwa

02.05.2024

Gośćmi jutrzejszego programu „Anna Dymna – Spotkajmy się” będzie rodzeństwo: Joanna Nieroda i, młodszy o siedem lat, Łukasz Ilski. Siostra oddała bratu nerkę. Od tamtej pory oboje prowadzą normalne życie.

Dołącz do newslettera