fbpx

Aktualności

Dzięki dobrym ludziom

12.04.2024

Roman kończy w tym roku 61 lat. Jest życzliwy, uśmiechnięty, taktowny, sumienny. I trochę nieśmiały. Lubi pomagać innym. Dlatego uważa siebie nie tylko za uczestnika Warsztatu Terapii Zajęciowej w Lubiatowie. Z dumą zaznacza, że jest też wolontariuszem Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Kilka lat temu wolontariat Romana został doceniony. Za wspieranie koleżanek i kolegów otrzymał – od dyrekcji fundacji – aparat fotograficzny.

W fotografii Roman ma dobre oko. Jego zdjęcia zdobią przestronny, jasny hol warsztatu, wytwarzane w tamtejszych pracowniach T-shirty, kubki i inne rękodzieło. Ujęcia te widnieją także na tablicach powitalnych przy drogach wjazdowych do gminy Choczewo, publikowane są w samorządowych folderach, gazetach, na widokówkach. Roman szczyci się również nagrodami z konkursów fotograficznych oraz wystawą w Gminnej Bibliotece Publicznej w Choczewie. Nasz wolontariusz nie wie, jak zakiełkował w nim ten talent. Nigdy zdjęć przedtem nie robił. Pewien jest za to jednego: magię fotografii odkrył pod opieką pana Arka, dzięki zajęciom w pracowni komputerowo-poligraficznej WTZ.

Z Anną Dymną w siedzibie WTZ w Lubiatowie, fot.: Facebook/RomanWittbrodt

Przez rok Roman uczęszczał do zwyczajnej szkoły podstawowej. Kiepsko w niej sobie radził. Kiedy pojechał z mamą do psychologa, zdiagnozowano, że ma niepełnosprawność intelektualną w stopniu umiarkowanym. Rozpoczął więc naukę w szkole specjalnej. Potem wykształcił się na malarza. Zaczął pracować w zakładach pracy chronionej. Został też zatrudniony w urzędzie gminy, jako pracownik gospodarczy. Najmilej wspomina pracę w zakładzie produkcji roślinnej, bo tam – jak mówi – mógł rozmawiać z roślinami. Przyroda bliska jest mu do dzisiaj. To głównie ją przedstawia na swoich fotografiach.

Kiedy w gminie polikwidowano państwowe zakłady, Roman zatrudnił się, jako malarz, w spółce z ograniczoną odpowiedzialnością. Wspomina, że jego dniówki trwały dwanaście godzin. Ze zmęczenia krew mu z nosa leciała. Częściej przebywał na zwolnieniach lekarskich, niż w pracy. Ostatecznie pracę stracił. Na domiar złego zmarł mu wtedy tata. Niedługo potem umarła mama. Bardzo boleśnie przeżył te straty. Z rodzicami łączyła go silna więź. Od tamtej pory mieszka z siostrą. Ona również posiada orzeczenie o niepełnosprawności – ma schorzenia ortopedyczne.

Roman chętnie pomaga koleżankom i kolegom z WTZ, dlatego uważa siebie za wolontariusza Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”, fot.: Arkadiusz Śliwiński

Po śmierci rodziców Roman całe dnie przesiadywał w domu. Na wsi pracy nie było, a do miasta miał za daleko. Brak jakichkolwiek perspektyw wpędzał go w przygnębienie. Mijały dni, tygodnie, miesiące. Czuł narastającą frustrację, która z czasem przeradzała się w dojmującą obojętność. Fizycznie też podupadał na zdrowiu. Mówi, że z nerwów szklanki nie mógł utrzymać. Do tej pory zażywa lekarstwa.

Świat przed Romanem się otworzył, gdy pracownica Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej zapytała, czy miałby ochotę uczęszczać do Warsztatu Terapii Zajęciowej, który w Lubiatowie, w środku pięknego lasu, niemal tuż nad brzegiem Bałtyku, wybudowała Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Na propozycję tę przystał z ochotą. Bał się tylko, że na taki warsztat jest już za stary. Kiedy dowiedział się, że wiek go nie wyklucza, poczuł ogromną ulgę i radość. Pomyślał, że zacznie wreszcie robić coś pożytecznego, pozna nowych ludzi. W Biebrowie, skąd pochodzi, mieszka zaledwie dwadzieścia rodzin.

W warsztacie Romana najbardziej cieszy to, że czuje się tam potrzebny. Jest podopiecznym placówki od chwili jej otwarcia w 2014 roku. Świetnie odnajduje się w każdej aktywności: w pracowni gospodarczo-ogrodniczej, komputerowo-poligraficznej, rękodzieła artystycznego, ceramicznej. Potrafi nawet szyć na maszynie. Komputera w domu nie ma, ale w warsztacie poznał jego obsługę. Obrabia na nim swoje zdjęcia. Założył też własny profil na Facebooku. Dokumentuje tam warsztatową codzienność: zajęcia w pracowniach, wizyty gości, relacje z wycieczek do kin, teatrów, muzeów i dużych miast.

Jacek i Roman z lubiatowskich WTZ bardzo cieszyli się wspólną pracą z Haliną , która do Lubiatowa przyjechała z „Doliny Słońca” w Radwanowicach, fot.: Zofia Sawicka

Roman jest jednym z bardziej sprawnych uczestników WTZ. Mówi, że w ośrodku niektóre dni są spokojne. Ale zdarzają się takie, gdy ktoś ma atak. Atak za atakiem. Wtedy zawsze stara się pomóc. Chętnie pomaga też podczas wycieczek. Nie trzeba go prosić, by poprowadził wózek inwalidzki koleżanki. Nasz wolontariusz wspiera również terapeutów, kiedy opiekują się innymi uczestnikami warsztatu i nie mogą zostawić ich samych. Wtedy Roman wychodzi z kolegą do łazienki, pomaga mu przy toalecie albo podczas mycia i zakładania ubrania. Podkreśla, że w warsztacie panuje bardzo koleżeńska atmosfera. Nie ma czegoś takiego, że jedni traktowani są lepiej, inni gorzej. Bywa, że kiedy Romanowi brakuje w domu jedzenia, to otrzymuje słoiki z zupami od pana Adama, kierowcy i gospodarza obiektu, który potrafi też świetnie gotować.

Czas pandemii koronawirusa był dla Romana bardzo trudny. Warsztat zawiesił wtedy działalność. Mężczyzna bardzo tęsknił za zajęciami w pracowni komputerowo-poligraficznej, za spacerami z kijkami w towarzystwie fizjoterapeutki, pani Sylwii. Brakowało mu codziennego gwaru, satysfakcji, którą daje wspólna praca nad rękodziełem, wycieczek, świętowania urodzin każdego uczestnika warsztatu. Tęskno mu było szczególnie za panią Patrycją, psycholożką, którą uważa za wspaniałą powierniczkę własnych trosk. W czasie obostrzeń pandemicznych mógł z nią rozmawiać tylko przez telefon. W tamtym okresie terapeuci odwiedzali Romana w domu, przywozili materiały rękodzielnicze, zlecali mu kolejne zadania. Izolacja nie dawała jednak poczucia bycia częścią warsztatowej społeczności, w której dzieli się radości, troski i żyje niczym w wielkiej rodzinie.

Dawniej Roman rzadko wyjeżdżał ze swojej  wsi, nie opuszczał terenu gminy. Dzisiaj wie, jak wygląda Warszawa, Kraków, Szczecin, Wrocław, Gdańsk, a nawet Berlin. Odwiedził te miejsca wspólnie z koleżankami i kolegami z warsztatu. Teraz wie też, jak należy zachowywać się kulturalnie w restauracji, kawiarni. Albo który ubiór stosowny jest podczas wizyty w teatrze. Przyznaje, że wielkomiejska atmosfera go fascynuje. Nie zamieniłby jej jednak na zapach przepastnych lasów, brzmienie szumu morza i spacerowanie z aparatem fotograficznym wzdłuż wydm.

Roman pytany, dlaczego pasjonuje go fotografowanie przyrody, odpowiada, że lubi zatrzymywać w kadrze to, jak świat jest w ciągłym ruchu, jak nieustannie się zmienia. On również jest częścią tego świata. Życie jego też się odmieniło – dzięki zajęciom w warsztacie oraz dobrym ludziom.

Wojciech Szczawiński

Może Cię zainteresować

Zdrowia, miłości, spokoju…

24.12.2024

„Czego Wam życzyć? Zdrowia, bo najważniejsze jest zdrowie. Ale jak będziemy zdrowi, to przede wszystkim życzę Wam miłości. Bo tak ważne jest, żeby mieć kogoś, komu się mówi: »Dobrze, że jesteś, kocham cię«. Życzymy więc Wam, żebyście mieli komu w te święta powiedzieć, żebyście o tym nie zapomnieli: »Dobrze, że jesteś«” – zaznacza Anna Dymna.

Dołącz do newslettera