fbpx

Aktualności

Gdyby nie była terapeutką…

05.04.2019

Jolanta Toboła studiowała resocjalizację. Od dwudziestu trzech lat pracuje z dorosłymi osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Jest terapeutką w naszej podkrakowskiej „Dolinie Słońca”. Twierdzi, że ta praca zapiera jej dech i jednocześnie sprowadza ją na ziemię.

Gdybym nie była terapeutką, gdybym nie była w tym miejscu, gdzie teraz jestem, gdzie pracuję, to…. Byłabym pewnie siostrą albertynką. A może pracowałabym na ulicy, jako streetworker. Albo jako pielęgniarka społeczna, opiekunka zwierząt, ekspedientka w sklepie (byłam nią).

Zaprzyjaźniłam się z osobami niepełnosprawnymi w latach 90. ubiegłego wieku, we wspólnocie Muminkowej (ruch, zrzeszający osoby niepełnosprawne oraz ich rodziców, a także przyjaciół, powstał w czasie pielgrzymki osób niepełnosprawnych intelektualnie do Lourdes w 1971 r.; w Polsce zawiązał się siedem lat później). Pamiętam, że do wspólnoty przyjęto mnie bez pytań, serdecznie. Jeździliśmy na wspólne obozy, ciesząc się wzajemnie swoją obecnością. Miałam wtedy niespełna 15 lat i ostre, czarno-białe spojrzenie na świat.

W gronie podopiecznych podczas wierszobrania w „Dolinie Słońca”

To właśnie niepełnosprawni przyjaciele dyscyplinowali mój charakter, ponieważ zawsze trzeba było być obecnym na spotkaniu. Od mojej dyspozycyjności zależało, czy podopieczny będzie mógł na nie przyjechać, czy będzie miał zapewnioną opiekę albo czy wyruszy na wymarzony obóz – duża odpowiedzialność. Najważniejsze, że byliśmy wspólnotą. Razem z innymi Paszczakami, to znaczy rodzicami i przyjaciółmi Muminków, ruszaliśmy do każdego działania. Na szczęście miałam starszych kolegów. To oni brali większą część odpowiedzialności na siebie.

Mam ogromny dług wdzięczności wobec wszystkich osób, które wówczas stanęły na mojej drodze. W 1996 roku ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski zatrudnił mnie, jako wychowawcę, w schronisku dla osób niepełnosprawnych. Zauroczyłam się tym miejscem i modelem pracy. Fundacja Brata Alberta stworzyła w Radwanowicach prawdziwy dom dla ludzi ciężko doświadczonych przez los. Oni czują się tutaj ważni, szczęśliwi i potrzebni. Podobnie dzieje się w „Dolinie Słońca”. Od roku 2007 pracuję z podopiecznymi Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.

Po ponad dwudziestu dwóch latach kontaktu z osobami dotkniętymi niepełnosprawnością intelektualną odczuwam taką samą przyjemność z pracy jak na początku. Traktuję ją jako nasze wspólne, nieskończone wyzwanie, niemal przygodę. Czasami ta praca autentycznie zapiera mi dech. Nie zawsze jest łatwo. Często nasze zajęcia mogą wydawać się mało ambitne. Z pozoru stoimy w miejscu. Cóż, moi podopieczni nie zmienią się. Ich niepełnosprawność jest trwała. Często mają też schorzenia sprzężone. Niektórzy z nich z trudem zawiązują buty, nie komunikują się z otoczeniem, nie umieją nawet prosić dla siebie o pomoc. Gdyby nie ludzka empatia oraz pomoc, pewnie byliby skazani na całkowite społeczne wykluczenie. Tymczasem oni są nam potrzebni i godni szacunku. Chociażby dlatego, by pokazywać, że „napinanie się” nie jest dobre, że warto łagodnie patrzeć w przyszłość i cieszyć się tym, co każdy z nas posiada i potrafi robić.

Podczas pracy nad spektaklem z aktorami Teatru„Radwanek”, fot.: Joanna Kmiecik

Osoby z niepełnosprawnością intelektualną reprezentują inny wymiar człowieczeństwa: nie oceniają, nie tworzą uprzedzeń, nie pouczają, nie sugerują, w jaki sposób powinniśmy żyć i co należałoby zmienić w naszym charakterze, byśmy mogli zaspokoić cudze oczekiwania. Są wolni od tego rodzaju społecznych nawyków i schematów myślenia. Każdego człowieka przyjmują z otwartością. I… kierując się intuicją, akceptują go albo nie. Pozostają, jak dzieci, czyści w swojej wrażliwości. Zauważyłam też, że uczą mnie dostrzegać drobiazgi oraz cieszyć nimi. To wspaniała i ważna umiejętność.

Rozumiem jedno: jesteśmy sobie wzajemnie potrzebni. Nie wiem tylko, czy nie dostaję więcej niż sama jestem w stanie ofiarować: uwagi, zainteresowania, poczucia bycia ważnym, a nawet „koniecznym”. Z obowiązków staram się wywiązywać jak najlepiej. A kiedy mam gorszy dzień, to przypominam sobie, po co jestem w „Dolinie Słońca”, co powinno być dla mnie ważne, a przede wszystkim – kto stoi tutaj w centrum. Jestem przekonana, że dopóki to rozumiem, dopóty dam radę.

Dziękuję wszystkim wspaniałym ludziom, dzięki którym „Dolina Słońca” może funkcjonować.

Zobacz wideo

Może Cię zainteresować

Podnosić na duchu

25.04.2024

Gościnami jutrzejszego programu „Anna Dymna – Spotkajmy się” będzie Patrycja Łatka z mamą Urszulą. Pani Patrycja, tegoroczna maturzystka, mimo zmagań z artrogrypozą, jest obiecującą sportsmenką.

„Dolina” przyciąga dobrych ludzi

19.04.2024

„Słowo »podopieczny« oznacza, że ktoś znajduje się pod naszą opieką. Musi więc być ważny w naszym postrzeganiu, rozbudzać w nas serdeczne odruchy, zrozumienie, głęboką zdolność do współodczuwania. Taka opieka to szczególna troska o psychiczny oraz fizyczny dobrostan drugiego człowieka” – zaznacza Małgorzata Cebula, wicedyrektorka ośrodka terapeutyczno-rehabilitacyjnego „Dolina Słońca” w Radwanowicach.

Dołącz do newslettera