fbpx

Aktualności

Każdy pozostaje człowiekiem

22.11.2021

„Jestem głęboko przekonana, że każdy człowiek – naturalnie, na różne sposoby – jest powołany do zmieniania świata na lepszy” – mówi siostra Małgorzata Chmielewska ze Wspólnoty „Chleb Życia”, która stała się beneficjentem tegorocznych „Choinek Jedynki”, akcji charytatywnej Programu 1 Polskiego Radia.

– Czas obostrzeń pandemicznych oraz lockdownu okazał się niezwykle trudny dla wielu organizacji pomocowych. Jak, kierowana przez Siostrę, Wspólnota „Chleb Życia” radziła sobie w tamtym okresie?

– Prowadzimy jedenaście domów, w większości dla ludzi starszych, niepełnosprawnych i chorych. Lockdown we wspólnocie zaistniał natychmiast, zanim jeszcze władze państwowe cokolwiek zrobiły w obliczu pandemii. Nasi mieszkańcy przeżywali izolację z wielkim trudem. Niektórzy twierdzili nawet, że przetrzymujemy ich w więzieniu. Niestety, mimo wprowadzenia surowych rygorów sanitarnych, kilkoro z nich zaraziło się koronawirusem i zmarło. W tamtym czasie uruchomiliśmy też produkcję maseczek w naszej szwalni, wyposażając w nie zarówno swoich mieszkańców, jak i inne organizacje pomocowe. Jeśli mieliśmy czegoś w nadmiarze, na przykład rękawiczek ochronnych, też tym dzieliliśmy się z potrzebującymi. My również otrzymywaliśmy pomoc. Pewien biskup protestancki pobiegł na pocztę i wysłał kombinezony ochronne, których nam wtedy brakowało. Z kolei Kancelaria Prezydenta pomogła przetransportować do Szpitala Narodowego grupę naszych warszawskich mieszkańców zakażonych koronawirusem. Było to o tyle istotne, że w tamtym czasie odpowiednie służby nie bardzo sobie z pandemią radziły, a nasi mieszkańcy – wiadomo – zawsze sytuowani są na końcu każdej kolejki. Żywność w dużej mierze pozyskujemy od dużych sieci handlowych. Kiedy więc w lockdownie ograniczono działalność marketów, automatycznie zostaliśmy odcięci od źródła tej pomocy. Pod względem finansowym tamten czas był również dramatyczny dla naszej wspólnoty. Jednocześnie pokazał on, jak ogromna jest solidarność z nami ludzi, którzy nas wspierają, a także osób zupełnie obcych. Lockdown przetrwaliśmy dzięki pomocy z wielu źródeł. Jedną z pierwszych organizacji, która udzieliła nam znaczącego wsparcia finansowego, była Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Jestem za to Ani bezgranicznie wdzięczna.

Siostra Małgorzata Chmielewska podczas naszego Festiwalu Zaczarowanej Piosenki w 2018 r., fot.: Magdalena Saratowicz

– Od lat Anna Dymna powtarza publicznie, że w działalności charytatywnej jest dla niej Siostra mistrzynią oraz wielkim autorytetem.

– Z wzajemnością.

– Wspólnota „Chleb Życia”, obok fundacji „Mimo Wszystko”, stała się beneficjentem tegorocznych „Choinek Jedynki”, akcji charytatywnej organizowanej, już po raz dwudziesty, przez Program Pierwszy Polskiego Radia. Na co przeznaczy Siostra środki pozyskane z tego projektu?

– W tym miejscu robię ponowny ukłon w stronę Ani Dymnej, za to, że zaprosiła naszą wspólnotę do udziału w 20. „Choinkach Jedynki”. Pieniądze z tej akcji przeznaczymy na remont domu dla ludzi bezdomnych, w większości w podeszłym wieku. Jest to budynek starej szkoły z 1905 roku. Musimy w nim zmienić cały system ochrony przeciwpożarowej, częściowo wymienić instalację elektryczną i piece centralnego ogrzewania. Obecnie znajduje się tam piec gazowy, który pochodzi pewnie z początku lat 90. ubiegłego wieku. To jest ogromny koszt. Ten dom daje dach nad głową około czterdziestu bezdomnym kobietom i mężczyznom.

– Fundację „Mimo Wszystko” i Wspólnotę „Chleb Życia” łączy fakt, że zajmują się osobami znajdującymi na społecznym marginesie. Nasi podopieczni to dorosłe osoby z niepełnosprawnością intelektualną, o których Anna Dymna nieraz słyszała: „Po co wydaje pani społeczne pieniądze na tych debili?”. O osobach bezdomnych, którymi zajmuje się Siostra, panuje obiegowa opinia, że są to ludzie, którzy na własne życzenie stoczyli się na dno, rujnując sobie życie alkoholem, narkotykami albo zwyczajnym nieróbstwem.

– Nikt nie staje się bezdomny na własne życzenie. To po pierwsze. Po drugie – splot rozmaitych okoliczności może sprawić, że człowiek straci dach na głową. Znam rozmaite tragiczne przypadki. Oczywiście, bywa często, że osoba bezdomna jest uzależniona od alkoholu, co może być albo skutkiem, albo przyczyną bezdomności. Na przykład bardzo długo mieszkał z nami człowiek, który przez czterdzieści lat pracował w zakładach włókienniczych w Łodzi. Znaleźliśmy go pod stertą kartonów na dworcu kolejowym Warszawa Śródmieście. Był uzależniony od alkoholu. Zdarzyło się, że któregoś dnia żona go zdradziła, wyrzuciła z domu. Znalazł się na ulicy i zaczął pić. Są po prostu ludzie, którzy się gorzej „urodzili”. Inni nie dają sobie psychicznie rady z otaczającą ich rzeczywistością oraz wyzwaniami współczesności. Ale, bez względu na popełnione błędy, każdy pozostaje człowiekiem, a – z chrześcijańskiego punktu widzenia – w każdym widnieje odbicie Chrystusa. Bywa tylko, że obraz Boga w niektórych ludziach jest zamazany.

– Nikt nie chce, by jego dobra wola oraz pomoc były nadużywane. Tymczasem ludzie uzależnieni proszą o pieniądze na chleb, a wydają je na alkohol albo narkotyki. Czym na przykład tłumaczyć, że niektórzy bezdomni wolą zimą przebywać w kanałach ciepłowniczych, niż korzystać ze schronisk?

– Każdy człowiek ma wolną wolę. Zdarza się więc, że nie chce on albo nie potrafi przyjąć pomocy. Miewamy we wspólnocie mieszkańców, którzy odchodzą i wracają do nas kilkanaście razy. Aż, w końcu, nie potrafią już odejść i przy nas umierają. Albo umierają poza naszą wspólnotą. To są sytuacje bardzo różne i trudne. Przyjmujemy człowieka, ale go nie oceniamy. Mówimy: dobrze, nawet jeżeli ktoś umrze z przepicia, to może w ostatniej chwili życia przypomną mu się te dobre chwile, w których przez kilka miesięcy pozostawał w trzeźwości, spał w ciepłym łóżku, był otoczony życzliwością i czuł się człowiekiem. Czasami osoby uzależnione nie są w stanie uwolnić się od nałogu. Dotyczy to przecież nie tylko ludzi bezdomnych. Wielu naszych mieszkańców stanęło jednak na nogi, usamodzielniło się. I wciąż utrzymuje z nami kontakt.

Siostra Małgorzata Chmielewska jest laureatką Medalu Świętego Brata Alberta, wręczanego podczas gali Ogólnopolskiego Festiwalu Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób Niepełnosprawnych Intelektualnie „Albertiana” w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie, fot.: Martyna Szulakiewicz

– Wielokrotnie Anna Dymna podkreślała, że należy pomagać mądrze. Czym dla Siostry jest mądre pomaganie?

– To taka pomoc, która w człowieku przyjmującym wsparcie buduje godność oraz wolność, a jednocześnie stawia przed nim wymagania. Oczywiście, muszą to być wymagania na poziomie jego możliwości. W naszych domach walczymy z postawą roszczeniową, to znaczy staramy się, by nasi mieszkańcy nie tylko brali, ale też dawali coś z siebie. W dużym stopniu to się udaje. Mądre pomaganie jest też rozumieniem, czego tak naprawdę drugi człowiek potrzebuje. Bywa przecież, że chcemy uszczęśliwiać innych wyłącznie na podstawie własnych wyobrażeń o szczęściu. I to jest podstawowy błąd. Przykładowo, dla mojego niepełnosprawnego syna, Artura, największym szczęściem jest obecnie posiadanie korków do wanien, które kupuję mu w chińskim sklepie. Czerpać radości z lektury dzieł księdza Tischnera Artur nie potrafi, bo czytać nie umie. Nasz model szczęścia nie zawsze przekłada się na oczekiwania osób potrzebujących. I tu anegdota, jeśli można.

– Naturalnie.

– Pewnego razu zatelefonował do mnie kardynał Konrad Krajewski, jałmużnik papieski. Westchnął: „Ależ mnie papież wsadził na minę”. Kiedy zapytałam, co się stało, wyjaśnił, że dostał pod opiekę bezdomną rodzinę Romów z południowej Europy. Ojciec Święty polecił kardynałowi wynająć dla niej mieszkanie. Ale, po kilku miesiącach, Romowie znowu byli na „nie”. Papież postanowił więc, by kardynał znalazł im pracę. Też to nic nie dało, bo ta grupa etniczna nie jest przecież nawykła do osiadłego i stabilnego trybu życia. W końcu kardynał Krajewski zapytał, czego ci Romowie tak naprawdę chcą. „Camping car” – padła odpowiedź. Dostali więc kamper i odjechali nim wreszcie uszczęśliwieni. Historia ta pokazuje, że, kiedy pomagamy, musimy rozumieć potrzeby człowieka i odnosić się do nich z szacunkiem.

– Przed rokiem, z okazji Dnia Niepodległości, napisała siostra w mediach społecznościowych, że marzy jej się Polska fundamentalnie katolicka, w której każdy człowiek będzie traktowany z szacunkiem i w której okrzyk „Chcemy więcej!” będzie miał treść: „Chcemy dać z siebie więcej!”. Przypuszczam, że o tego rodzaju fundamentalnie katolickiej Polsce marzy również wielu ateistów oraz agnostyków, do których zresztą sam się zaliczam. Czy uważa Siostra, że stworzenie takiej Polski jest możliwe?

– Jestem realistką. Żyjemy w świecie, w którym istnieje dobro i zło. Tak będzie – według mojej wiary – do powtórnego przyjścia Chrystusa. Ale na pewno dobro zwycięża, chociaż może nie od razu i nie tak spektakularnie jak zło. Czy da się Polskę zmienić w fundamentalnie katolicką za skinieniem palca? Oczywiście, że nie. Ale powinniśmy do tego dążyć. Taki powinien być cel naszego życia, ponieważ fundamentalizm katolicki – ten w czystej postaci, a nie zmanipulowany i wykorzystywany od wieków do czynienia zła, głupoty albo nierobienia niczego – jest niczym innym jak tylko fundamentalizmem zwyczajnej, ludzkiej przyzwoitości. Wspólnota „Chleb Życia” jest katolicka, ale w naszych domach przebywają  ludzie o różnych przekonaniach oraz wierze: ateiści, buddyści, muzułmanie. Nikogo nie pytamy o religię. Oczekujemy jedynie wzajemnego szacunku. Podobnie różni ludzie wspierają nasze działania. Jestem głęboko przekonana, że każdy człowiek – naturalnie, na różne sposoby – jest powołany do zmieniania świata na lepszy.

Rozmawiał Wojciech Szczawiński

Poznaj szczegóły 

 

Może Cię zainteresować

Zdrowia, miłości, spokoju…

24.12.2024

„Czego Wam życzyć? Zdrowia, bo najważniejsze jest zdrowie. Ale jak będziemy zdrowi, to przede wszystkim życzę Wam miłości. Bo tak ważne jest, żeby mieć kogoś, komu się mówi: »Dobrze, że jesteś, kocham cię«. Życzymy więc Wam, żebyście mieli komu w te święta powiedzieć, żebyście o tym nie zapomnieli: »Dobrze, że jesteś«” – zaznacza Anna Dymna.

Dołącz do newslettera