fbpx

Aktualności

Lekcja życia

01.04.2022

Jest z nami od 2004 roku: radosna, niezwykle wrażliwa, troskliwa, energiczna, konkretna, ale też… z „pazurem”. Zaczynała od wolontariatu. Potem, wiele lat, koordynowała działania naszego Biura Młodych.

Rozmowa z Katarzyną Walaszek

wicedyrektorem ds. projektów Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”

– Przez wiele lat była Pani wolontariuszką. Jaki wymiar ma tego rodzaju działalność?

– Uważam, że wielopłaszczyznowy. Kiedy niesiemy szczere, współczujące wsparcie, poświęcamy komuś prywatny czas, to zawsze doznajemy magicznego poczucia spełnienia. Mówią o tym chociażby wolontariusze pomagający teraz uchodźcom z Ukrainy. Wielokrotnie podkreślała to również Anna Dymna, która od początku jest wolontariuszką w swojej fundacji. Nieraz wspominała, że nie wie, czy to ona ofiarowuje więcej swoim podopiecznym, czy oni jej. Zaangażowanie we wspieranie potrzebujących daje siłę, radość, dobrą energię, znacząco poszerza horyzonty rozumienia rzeczywistości. Lepiej i optymistyczniej pozwala żyć. Uważam, że wolontariackie pomaganie ma też szczególny wymiar dla tych, którzy tę pomoc otrzymują. Owszem, naszych podopiecznych ogromnie cieszy codzienna troska wykwalifikowanych terapeutów. Ci jednak po prostu taką mają pracę. Tymczasem, gdy przy podopiecznych zjawia się wolontariusz, to wyczuwają oni, że obok znajduje się człowiek, który jest, dlatego że pragnie przy nich być i poświęca na to prywatny czas. Poczucie tego rodzaju obecności staje się dla nich niezwykle budujące, radosne.

– Co sprawiło, że postanowiła Pani studiować pedagogikę specjalną?

– Obie moje babcie były nauczycielkami. Zawsze chciałam pracować z ludźmi. Oczywiście, po maturze nie orientowałam się dokładnie, czym jest pedagogika specjalna. Przeczuwałam jedynie, że ten kierunek oraz praca z osobami z niepełnosprawnościami stanie się dla mnie wartością, a przy tym wyzwaniem. Bardzo lubię wyzwania.

Z aktorką teatru „Radwanek”, którego spektakle reżyseruje Anna Dymna, fot.: archiwum fundacji

– Czy wcześniej miała Pani kontakt z osobami z niepełnosprawnościami?

– Pomagałam młodszej ode mnie sąsiadce z rozszczepem kręgosłupa. Były to jednak tylko młodzieńcze, empatyczne odruchy. Nie znałam świata takich osób, tym bardziej tych z niepełnosprawnością intelektualną. Gdy koleżanka, Marysia, dowiedziała się, że zdałam egzaminy do Akademii Pedagogicznej, zaproponowała, bym, podczas wakacji, spróbowała wolontariatu w domu pomocy społecznej na ulicy Łanowej w Krakowie. „Na trzecie piętro wjeżdżam windą. Ale teraz pójdziemy po schodach, bo musisz mieć czas, żeby się tutaj zaaklimatyzować” – oznajmiła Marysia, gdy po raz pierwszy przyszłyśmy na Łanową. Przebywali tam chłopcy z niepełnosprawnością intelektualną. Brak doświadczenia podczas tej wizyty postanowiłam nadrabiać serdeczną otwartością.

– Z jakim efektem?

– Paru chłopaków, młodych mężczyzn właściwie, otoczyło mnie, gdy tylko weszłyśmy na trzecie piętro. Każdy z nich chciał się przywitać, uściskać mnie, opowiedzieć o sobie. Nagle jeden chwycił mocno moją dłoń. Nie chciał jej wypuścić. Patrzył mi przy tym głęboko w oczy. Niemal spanikowałam. Kompletnie nie miałam pojęcia, jak się zachować. Dopiero po chwili, która zdawała mi się wiecznością, palec po palcu, głaszcząc jego rękę i mówiąc spokojnie, uwolniłam dłoń z tego uścisku. Okazało się, że ten mężczyzna ma autyzm. Sytuacja mnie nie zraziła. Zostałam wolontariuszką w DPS-ie na Łanowej. Pojechałam nawet z ich grupą na dwa letnie obozy. Wiele cennych, praktycznych doświadczeń wyniosłam z tamtych lat. Do dzisiaj myślę o nich z sentymentem. Potem, chyba na drugim roku studiów, zgłosiłam się do Krajowego Towarzystwa Autyzmu, które szukało pracowników do nowo otwartej świetlicy w Krakowie. Byłam już wtedy wolontariuszką w Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.

Z „zielonymi”, czyli wolontariuszami naszego Biura Młodych, na Rynku Głównym w Krakowie, fot.: archiwum fundacji

– W jakich okolicznościach poznała Pani Annę Dymną?

– Podczas wykładu „O sercu” na Uniwersytecie Trzeciego Wieku, do którego uczęszczała przyjaciółka mojej mamy. W spotkaniu brali również udział kardiolodzy. Mówili o medycznych aspektach serca. Z kolei Anna Dymna, która dopiero co założyła fundację „Mimo Wszystko”, niosącą pomoc dorosłym osobom z niepełnosprawnością intelektualną, opowiadała o empatii, wrażliwości, miłości. Kiedy spotkanie dobiegło końca, ustawiłam się w kolejce osób, które chciały od Anny Dymnej otrzymać autograf. „No dobrze, dziecko… Gdzie chcesz, żebym się podpisała?” – zapytała aktorka, kiedy przy niej stanęłam. „Właściwie, pani Aniu, mam już pani autograf – odparłam. – Przyszłam tu tylko dowiedzieć się, jak mogę pomóc pani fundacji”. Dostałam wtedy numer telefonu do Ewy Gruszkowskiej, która w tamtym czasie koordynowała również pracę wolontariuszy w fundacji „Mimo Wszystko”.

– Pierwsze wolontariackie zadanie?

– Przed I Ogólnopolskim Dniem Integracji „Zwyciężać Mimo Wszystko”, który, w czerwcu 2004 roku, odbywał się na krakowskim Rynku, powierzono mi oraz koleżance przygotowywanie puszek do kwesty, wypożyczonych notabene z PCK. Niewielkie wówczas biuro fundacji dopiero się organizowało. Znajdował się w nim chyba tylko jeden komputer. W pomieszczeniu pracowały cztery osoby. Przygotowywałyśmy skarbonki, siedząc na kartonach, bo brakowało krzeseł. Ale już wtedy wyczuwało się, że ta fundacja ma potencjał, a także jasny, konkretny cel, w który warto się zaangażować. Do wolontariackich działań zachęciłam kolegów i koleżanki z uczelni. Tworzyliśmy świetną grupę.

– I Ogólnopolski Dzień Integracji „Zwyciężać Mimo Wszystko” był, jak na tamte czasy, wydarzeniem spektakularnym. Wtedy osoby z niepełnosprawnościami właściwie nie funkcjonowały w przestrzeni publicznej. Nikt nie organizował wydarzeń z ich udziałem w centrum wielkich miast, w towarzystwie gwiazd muzyki oraz dziennikarzy. Jakie wrażenia towarzyszyły Pani podczas tej imprezy?

– Przeżywałam sinusoidę nastrojów. Dla postronnego obserwatora, jakim wtedy byłam, dość osobliwy staje się widok człowieka na wózku, niewidomego albo bez rąk czy nóg, który emanuje radością i pasją życia. Z tyłu głowy pulsowało mi pytanie: „A niby z czego on się cieszy? Jest przecież w dramatycznym położeniu”. Zobaczyłam wtedy na Rynku wiele takich osób. Zmuszało mnie to do głębokiej, prostującej refleksji. Jest dla mnie teraz, również osobistą, satysfakcją, że Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” nie tylko wybudowała i prowadzi dwa ośrodki terapeutyczno-rehabilitacyjne oraz niesie pomoc indywidualną osobom chorym i z niepełnosprawnościami. Od początku organizuje też projekty, które zmieniają społeczny wizerunek takich ludzi. To ogromnie istotne. Kiedy więc, w czerwcu 2004 roku, po raz pierwszy brałam udział w Ogólnopolskim Dniu Integracji „Zwyciężać „Mimo Wszystko”,  byłam przekonana, że znajduję się we właściwym miejscu i czasie.

– To znaczy?

– Mimo że w tamtym okresie znałam już osoby z niepełnosprawnościami, to dopiero podczas I Ogólnopolskiego Dnia Integracji „Zwyciężać „Mimo Wszystko” jasno dotarło do mnie, że my, niby pełnosprawni, sami tworzymy sobie w głowach schematy niewiele z rzeczywistością mające wspólnego. Nie tylko w kwestii ludzi z dysfunkcjami. Budujemy mury stereotypów, lęków, uprzedzeń, zamiast to, co oczywiste, traktować naturalnie. Do dzisiaj rezonuje we mnie pierwsze spotkanie na krakowskim Rynku z Anią Krupą, która urodziła się bez rąk.

Podczas uroczystości wręczania nagród uczestnikom naszego projektu „Każdy jest komuś potrzebny”, promującego wśród najmłodszych ideę wolontariatu, fot.: FotoHuta.pl

– Anna Krupa, jako pierwsza Polka z niepełnosprawnością, wykonała skok na spadochronie z wysokości czterech kilometrów. Wychowuje córkę. Sprząta, gotuje, prasuje, jest znakomitym kierowcą. Zrealizowano o niej film dokumentalny zatytułowany „Matka”, który można znaleźć na YouTube.

– Wtedy Ani nie znałam. Kiedy rozmawiałam z nią po raz pierwszy, podszedł do nas wolontariusz. Zapytał, czy mamy ochotę coś zjeść. Zaoferował kebaby. „Aniu, jesteś głodna?” – zapytałam. „Strasznie” – odpowiedziała. Też miałam wielką ochotę coś przegryźć. Wolontariusz oddalił się. Nie było go pół godziny albo dłużej. Przez cały ten czas na niczym nie mogłam się skupić. Nieustannie szarpała mną myśl, w jaki sposób Ania zje swój kebab, skoro nie ma rąk. Potwornie się spięłam. A kiedy kebaby dotarły, zapytałam skrępowana: „Aniu, w jaki sposób chcesz jeść?”. Ania się uśmiechnęła. Ze spokojem odparła: „Niczym się nie przejmuj. Usiądziemy, podasz mi kebab. Zjem go, trzymając stopami”. Ot co, „krótka piłka”. Gdybym to pytanie zadała od razu, nie biłabym się z myślami przez kilkadziesiąt minut. Za Adamem Nowakiem można więc zaśpiewać: „Nazywaj rzeczy po imieniu, a zmienią się w oka mgnieniu”. Tacy ludzie, jak Ania, stali się dla mnie piękną i inspirującą lekcją życia. Jednocześnie czułam, że rozwija mnie nie tylko udział w projektach integracyjnych fundacji „Mimo Wszystko”. Satysfakcję odnajdywałam również angażując się w prozaiczną pomoc w fundacyjnym biurze albo przy organizacji różnych wydarzeń. I ogromnie ceniłam sobie możliwość przyglądania się pracy terapeutów w naszym ośrodku w Radwanowicach. Dzięki temu poszerzałam wiedzę. Wyjeżdżałam też na obozy z podopiecznymi, chętnie brałam udział w różnych szkoleniach.

– W 2006 roku została Pani koordynatorem Biura Młodych Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Skupia ono kilkuset wolontariuszy z całej Polski. Czy obecni „zieloni” wykazują się podobnym zapałem jak Pani?

– Wielu „zielonych” działa z nami od lat. Dzisiaj są już dorośli, założyli rodziny, pracują, a jednak wciąż możemy liczyć na ich wsparcie. To jest piękne, najważniejsze. Oczywiście, społeczna rzeczywistość, w ciągu ostatnich osiemnastu lat, zmieniła się radykalnie. Teraz zdarza się, że ktoś postanawia zostać wolontariuszem, dlatego że taka informacja dobrze prezentuje się w CV. Ale im więcej o tym myślę, tym bardziej to rozumiem. Obecnie pracodawcy lubią wiedzieć, że ich potencjalni pracownicy potrafią angażować się społecznie. Nie ma więc sensu obrażać się na rzeczywistość. W takim żyjemy po prostu systemie. Być może gdybym obecnie zaczynała wolontariat, to również motywowałaby mnie chęć odpowiedniego wpisu w CV. To po pierwsze. Po drugie – nie można z góry zakładać, że młody człowiek, który zostaje wolontariuszem tylko dlatego, by na rynku pracy mieć „mocniejszą kartę”, nie sprawdzi się w wolontariacie albo nie odkryje z czasem, że pomaganie innym to fantastyczna rzecz.

Pola przyszła na świat w dniu, w którym Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” świętowała 18-lecie, fot.: archiwum prywatne Katarzyny Walaszek

– 29 września 2021 roku, w ośrodku terapeutyczno-rehabilitacyjnym „Dolina Słońca” w podkrakowskich Radwanowicach, Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” świętowała swoje 18-lecie. Tego samego dnia urodziła Pani córkę…

– Doskonale wiem, że to przypadek. Cieszy mnie jednak bardzo, że moja Pola przyszła na świat w tak szczególnym, radosnym i uroczystym dniu.

Rozmawiał Wojciech Szczawiński

 

Może Cię zainteresować

Oswajanie stomii

06.02.2025

Gościnią jutrzejszego programu „Anna Dymna – Spotkajmy się” będzie Agata Śmietana z partnerem Norbertem Smalerą. Pani Agata ma wrodzoną bezzwojowość jelita grubego – chorobę Hirschsprunga.

Zdrowienie jest możliwe

30.01.2025

Gościnią jutrzejszego programu „Anna Dymna – Spotkajmy się” będzie Monika Syc, działaczka stowarzyszenia „Otwórzcie Drzwi” i redaktorka czasopisma „Dla Nas”. U pani Moniki zdiagnozowano schizofrenię paranoidalną.

Dołącz do newslettera