fbpx

Aktualności

List Anny Dymnej ws. „Wiosny”

24.09.2018

„W dodatku »Szlachetna Paczka«, dla obserwatora z zewnątrz, działa bezbłędnie, prężnie, skutecznie. I jak zaraza dobra – o której mówił kiedyś papież Franciszek – ogarnia, zaraża coraz więcej ludzi” – pisze w liście otwarty Anna Dymna.

Drodzy Przyjaciele,

piszę te słowa ze ściśniętym sercem i żalem. Ale nie mogę milczeć ani nigdzie uciec przed telefonami, wieloma pytaniami, a także żądaniami opinii w sprawie problemu, z jakim musi się zmierzyć  „Wiosna” i „Szlachetna Paczka”.

Wiosna kojarzy się nam wszystkim ze słońcem, budzącym się życiem, jasnymi dniami, nową energią i miłością… Z tym też kojarzy mi się od wielu lat działanie Stowarzyszenia „Wiosna”. „Szlachetna Paczka” – dzieło księdza Jacka Stryczka, jego przyjaciół i pracowników obudziła w tysiącach ludzi uczucie radości ze wspólnego działania na rzecz drugiego człowieka… jak jasny promień wiosennego słońca wniosła do tysięcy domów uśmiech, ciepło, dała siłę i wiarę w to, że życie jednak jest piękne, a człowiek dobry mimo wszystko.  Słowo „szlachetny” odzyskało, bez zbędnego wyjaśniania, swoje pierwotne znaczenia i stało się równoznaczne z uczciwością, bezinteresownością, prawością, pięknem, harmonią. W dodatku „Szlachetna Paczka”, dla obserwatora z zewnątrz, działa bezbłędnie, prężnie, skutecznie. I jak zaraza dobra – o której mówił kiedyś papież Franciszek – ogarnia, zaraża coraz więcej ludzi. Moje odczucia są pewnie zbieżne z uczuciami wielu osób. To, co teraz się stało, jest więc dla wielu z nas zaskoczeniem, wywołuje ogromny żal i niedowierzanie.

Zewsząd wylewają się teraz lawiny słów – pełnych emocji,  oskarżających albo broniących. Ta walka słowa przeciw słowu niczego naprawdę nie wyjaśnia, a w atmosferze skandalu niszczy piękną ideę, gasi szlachetne działania i uczucia, rani wielu ludzi. Pokrzywdzonych też.

Nie mogę zabierać głosu w sprawie, której nie znam. Jestem jak widz, który oglądał przez lata piękne przedstawienie, ale nie ma pojęcia, co działo się na próbach przy powstawaniu spektaklu. Aktowi tworzenia towarzyszą przecież często ogromne emocje, również chwile zwątpienia, załamania, ból, łzy, bezradność… Jednak po udanej premierze zapomina się natychmiast o wszystkim, co było trudne. I to się udaje, lecz tylko wtedy, jeśli ludzie sobie ufają, wzajemnie szanują się, dążą do wspólnego celu, a przede wszystkim znają granice, do których, podczas pracy, można się posunąć.

Od lat patrzę na działania wielu organizacji pozarządowych, znam problemy i dylematy ludzi, którzy działają w tej przestrzeni. Zanim założyłam fundację „Mimo Wszystko” i zostałam jej prezesem, rozmawiałam z doświadczonymi, starszymi kolegami – moimi mistrzami. Zrozumiałam, jaka to delikatna, trudna, często karkołomna, odpowiedzialna funkcja. Przede wszystkim trzeba mieć iskrę, która nigdy nie gaśnie i która zapala podobne iskry w innych ludziach. Trzeba być konsekwentnym, konkretnym, upartym i mieć siły lwa, gdy chodzi o sprawę.

Od początku wiem jednak, że najważniejsi są ludzie, którzy – mimo wszystko, często kamienistą i stromą ścieżką naszych działań – idą  przez te lata razem ze mną pod hasłem „Zmieniajmy świat na lepszy i piękniejszy”. Bez nich niczego bym nie zrobiła. Mam coraz więcej pracowników i wolontariuszy. Są moją siłą, sensem, radością. Muszę jednak wciąż pamiętać, że każdy człowiek jest inny, ma odmienną wrażliwość, inny temperament, charakter, inne problemy i sposób odbioru świata. By móc razem robić trudne rzeczy, radzić sobie z tragediami i cierpieniem, z którym codziennie się spotykamy, musimy dobrze się poznać i ustalić najważniejsze zasady współdziałania, ufać sobie wzajemnie, wybaczać błędy, być otwartymi i szczerymi. Nie jest to wcale łatwe. Wymaga od nas często ogromnej pokory, cierpliwości, tolerancji, zaufania i wysiłku. A ja muszę mieć z jednej strony twardą rękę, ale przede wszystkim otwarte serce. I musimy postępować tak, by – przez nasze niedogadania czy błędy – nie ucierpieli podopieczni, sprawa. Ale nigdy – nawet w imię dobra – nie mogę przekraczać granic przyzwoitości, nie mogę wykorzystywać mojej pozycji, pozornej władzy. Nie mogę nikogo krzywdzić i odbierać godności.

Na temat sytuacji w Stowarzyszeniu „Wiosna” padło już wiele opinii. Mogę tylko wyrazić głęboki żal, że nie udało się pracownikom i prezesowi dogadać, ugasić  pożarów, zniszczyć tego, co złe, w zarodku, a tam, gdzie to potrzebne – przeprosić i z nową energią iść dalej jasną drogą. Mam nadzieję, że winni poniosą karę, skrzywdzeni otrzymają zadośćuczynienie, że jednak dobro zwycięży, a „Szlachetna Paczka” przetrwa tę burzę. Pomagała tyle lat ludziom… Teraz sama potrzebuje pomocy. Życzę „Wiośnie” mądrości, spokoju i sił… I pięknej nowej wiosny.

         Anna Dymna

 

 

 

 

Może Cię zainteresować

„Dolina” przyciąga dobrych ludzi

19.04.2024

„Słowo »podopieczny« oznacza, że ktoś znajduje się pod naszą opieką. Musi więc być ważny w naszym postrzeganiu, rozbudzać w nas serdeczne odruchy, zrozumienie, głęboką zdolność do współodczuwania. Taka opieka to szczególna troska o psychiczny oraz fizyczny dobrostan drugiego człowieka” – zaznacza Małgorzata Cebula, wicedyrektorka ośrodka terapeutyczno-rehabilitacyjnego „Dolina Słońca” w Radwanowicach.

Nowa organizacja życia

18.04.2024

Gościem jutrzejszego programu „Anna Dymna – Spotkajmy się” będzie Jakub Cukier, student historii na Uniwersytecie Wrocławskim, który choruje na cukrzycę typu I.

Dołącz do newslettera