Pierwszy dzień na Czarnym Lądzie
Kwadrans przed godziną siódmą wylądowaliśmy szczęśliwie w Nairobi. Czarny Ląd z lotu ptaka jest przepiękny. Tuż po odprawie wsiedliśmy do busików i pojechaliśmy do hotelu. Ciężko uwierzyć, ale wokół jest Afryka!!! Spacerują zebry. Macha nam mnóstwo „opalonych” ludków. Jest cudownie.
Po krótkim odpoczynku pojechaliśmy do fundacji, która chroni żyrafy. Udało jej się uratować przed wyginięciem jeden z gatunków tego pięknego zwierzęcia. W chwili gdy się tego podejmowali były tylko trzy żyrafie rodziny. W tej chwili udało im się już odbudować populację. Stamtąd pojechaliśmy do fundacji, która zajmuje się małymi słoniątkami porzuconymi przez rodziców. Mieliśmy okazję zobaczyć jak się nimi opiekują i przygotowują do samodzielnego życia w dziczy. Jednym z najbardziej zabawnych momentów było spotkanie Łukasza ze słoniem. Łukasz go pogłaskał, pomacał niepewnie po trąbie i śmiejąc się z zachwytu krzyknął: – On jest taki mechaty jak trawa!
Po południu byliśmy na garden party u księżnej Sapieżanki, która ufundowała nam ubezpieczenia i lekarza. Łukasz śpiewał piosenki ukraińskie i góralskie. Było sporo zaproszonych gości, śmiechu i wzruszeń. Obecni również byli m.in. przedstawiciele polskiej ambasady w Kenii i Nairobi. Poznaliśmy tam też niepełnosprawnego nauczyciela z Kenii, który razem z nami będzie szedł na Kilimandżaro. Dowiedzieliśmy się też, że z uczestnikami naszej wyprawy chce się osobiście spotkać prezydent Kenii Mwai Kibaki. Spotkanie zaplanowano na jutro, na 9 rano. Po tym spotkaniu wsiadamy w busy i wyruszamy w kilkugodzinną podróż do Tanzanii. Będziemy mieli do przejechania około 280 km. Trochę się stresujemy, bo nie mamy wszystkich wymaganych zezwoleń, a granica kenijsko-tanzańska należy do najtrudniejszych w Afryce. Często zdarzają się tam różnego rodzaju problemy. W głębi serca liczymy na to, że nas ominą…