„Popatrzcie na nas i pomyślcie…”
Kiedy w Teatrze im. Juliusza Słowackiego unosi się kurtyna namalowana przez Henryka Siemiradzkiego i rozbrzmiewa „Miłość” Czesława Miłosza z muzyką Abla Korzeniowskiego, w wykonaniu chóru Vox Populi, w Krakowie rozpoczyna się coroczne, ogólnopolskie święto aktorów z niepełnosprawnością intelektualną.
– Początkowo istniały obawy, czy nasz teatr jest odpowiednim miejscem dla osób z niepełnosprawnością intelektualną – przyznaje prof. Krzysztof Orzechowski, dyrektor Teatru im. Juliusza Słowackiego w Krakowie w latach 1999-2016. – Okazało się jednak, że osoby z niepełnosprawnością intelektualną reprezentują niejednokrotnie większą kulturę osobistą, niż tak zwani przeciętni widzowie teatralni.
Ogólnopolski Festiwal Twórczości Teatralno-Muzycznej Osób z Niepełnosprawnością Intelektualną „Albertiana” odbywa się w tym roku po raz 24. Pomysłodawczynią konkursu jest Anna Dymna. To wspólny projekt Fundacji im. Brata Alberta oraz Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.
Aktorka Narodowego Starego Teatru wspomina:
– Przede wszystkim zależało mi na tym, żeby artystów z niepełnosprawnością intelektualną wciągnąć do naszego świata, a nie, jak to zazwyczaj bywa, urządzać dla nich imprezę gdzieś na uboczu i przy pustej niemal widowni. Pamiętam, jak zaproszono mnie kiedyś na jeden z takich festiwali. Miałam tam czytać wiersze. Na wielkim stadionie była tylko garstka ludzi, wkoło puste miejsca. Kiedy wchodziłam na scenę, minęłam się z terapeutką, która płakała. Tłumaczyła mi: „Przez cały rok przygotowywaliśmy naszą inscenizację, a teraz nikt na nią nie patrzy”. Nie chciałam, żeby „Albertiana” była kolejnym takim wydarzeniem.
Co roku w „Albertianę” angażuje się ponad tysiąc osób. Najpierw uczestnicy konkursu biorą udział w eliminacjach regionalnych. Następnie jurorzy oceniają ich spektakle oraz występy solowe w półfinałach i finałach. Festiwal wieńczy gala w krakowskim w Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Od pierwszej edycji wydarzenie prowadzą Anna Dymna i Lidia Jazgar, laureatki Medalu Świętego Brata Alberta przyznawanego za szczególne zasługi w niesieniu pomocy osobom z niepełnosprawnościami.
– Kiedy na początku lat 90. organizowaliśmy regionalny przegląd teatralny, obejmujący jedynie teren Małopolski, nie przypuszczałem, że, dzięki współpracy z Anią Dymną, przeobrazi się on w ogólnopolski festiwal, którego finał będzie miał miejsce na deskach prawdziwego teatru – mówił przed dwoma laty, zmarły w styczniu tego roku, ksiądz Tadeusz Isakowicz-Zaleski, jeden z założycieli i prezes Fundacji im. Brata Alberta. – Nasze początkowe przeglądy teatralne odbywały się w niezwykle prowizorycznych warunkach: pierwszy pod „dachem” utworzonym z dwóch spadochronów, następny – w namiocie. Zaczynaliśmy skromnie. Właściwie nie mieliśmy niczego, prócz pomysłu i zapału terapeutów, którzy zajęcia z grupami teatralnymi prowadzili poza obowiązkami służbowymi. Dzisiaj gościmy zespoły przyjeżdżające do Krakowa z całej Polski. To ogromnie cieszy.
Nierzadko w „Albertianie” biorą udział zespoły teatralne z niewielkich miejscowości. Tacy twórcy nie mają pieniędzy na zapewnienie inscenizacjom bogatych dekoracji, atrakcyjnych kostiumów albo oprawy audio-wizualnej. Zdaniem Anny Dymnej, zaangażowanie tych artystów zasługuje na szczególne uznanie. Z pasją, często niedoceniani i niezauważani, wykonują bowiem na co dzień wspaniałą pracę. Jednak te skromne, nieraz wręcz surowe, spektakle „Albertiany” nie są pozbawione wartości artystycznej. Co więcej – aktorzy z niepełnosprawnością intelektualną oraz ich terapeuci niejednokrotnie sięgają po klasyczny repertuar. Realizują spektakle na motywach dramatów Szekspira, Moliera, Becketta czy Fredry.
– To nieprawda, że klasyczne utwory są za trudne albo niezrozumiałe dla osób z niepełnosprawnością intelektualną – podkreślił Aleksander Sadowski, opiekun zespołu „Muminek Blues Band” z Warsztatu Terapii Zajęciowej „Muminek” we Wrocławiu. – Każdy repertuar zostaje dostosowany do charakterów, a także możliwości uczestników naszego zespołu. Pracując z aktorami nad „Zemstą” Aleksandra Fredry, przedstawione w sztuce spory odnosiłem do życia codziennego moich podopiecznych. Przecież wśród nich również zdarzają się konflikty. Robiłem to nie tylko dlatego, by aktorzy lepiej rozumieli grane przez siebie postacie, ale też po to, by zobaczyli, że każdy spór da się rozwiązać i należy unikać zapalczywości.
Kopciuszek, który zamiast samemu krzątać się po domu, zamawia przez telefon serwis sprzątający, a z Księciem porozumiewa się za pomocą internetu. Tańce rodem z filmów wyprodukowanych w Bollywood. Muzyka techno połączona z dalekowschodnią. Dlaczego nie? Niektórzy uczestnicy „Albertiany” idą śladem profesjonalnych teatrów, które nawet zdarzenia z utworów Ajschylosa albo Jana Kochanowskiego umieszczają we współczesnych realiach.
– „Albertiana” się zmienia – twierdzi Małgorzata Godek-Wójcik z Fundacji im. Brata Alberta, koordynatorka i jurorka festiwalu. – Z roku na rok inscenizacje są coraz mniej amatorskie. Osoby przygotowujące spektakle zaczęły rozumieć, że nie potrzeba mnóstwa rekwizytów, by przedstawienie miało mocny przekaz. Dostrzegam też rozwój grup, które obserwuję od lat: jak podążają w kierunku teatru, który przestaje być tylko zabawą ruchem, terapią, a staje się autentyczną sztuką. Przyznam, że co roku, ze sporym zainteresowaniem, czekam na występy niektórych zespołów.
Albertianowe ekspresje bywają tworzone z rozmachem. Przykładem tego był spektakl „Święto Diwali” zespołu teatralnego „Kasta” ze Środowiskowego Ośrodka Wsparcia „Pinokio” z Poniatowej. Przedstawienie eksponowało zainteresowanie artystów tańcem oraz pełną dynamiki, koloru i zapachu kadzideł kulturą Indii.
– Po obejrzeniu filmu produkcji indyjskiej, z pięknymi tańcami, nasi aktorzy sami wybrali temat spektaklu na „Albertianę” – relacjonowała Monika Walkiewicz, choreografka „Święta Diwali”. – Mieli też duży wpływ na kształt przedstawienia. Przygotowywali je przez cztery miesiące, etapami, w taki sposób, aby ostatecznie tańce móc wykonać bez pomocy terapeutów. Ponieważ pomieszczenia w ośrodku mamy nieduże, przeprowadzaliśmy próby także w sali kinowej. To była trudna praca, ale towarzyszył jej wielki entuzjazm. Teraz, kiedy patrzę na swoich aktorów, jestem zdumiona, że tutaj, w tym wspaniałym teatrze, tak świetnie poradzili sobie z tańcem.
O wielkiej pasji drzemiącej nie tylko w aktorach z niepełnosprawnością intelektualną, ale także w ich terapeutach, można przekonać się podczas każdej edycji „Albertiany”.
– Korzyści z pracy nad przedstawieniami są obopólne. Dają nie tylko ogromną radość i satysfakcję naszym podopiecznym, ale także nam. Od osób z niepełnosprawnością intelektualną uczymy się wielu rzeczy. Przede wszystkim autentycznej otwartości i okazywania uczuć – stwierdziła Renata Kruk prowadząca zespół teatralny „Misz-Masz” ze Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego im. św. Franciszka z Asyżu w Kęble. Opinię tę podzielił Wojciech Węglowski, który, jako wolontariusz, wspólnie z żoną, Agnieszką, reżyseruje spektakle grupy „Recepta” z Centrum Kultury i Spotkań Europejskich w Białogardzie. W wolontariacką pracę małżeństwo zaangażowało się do tego stopnia, że do zespołu włączyło swojego w pełni sprawnego syna.
– Jestem absolwentem wydziału reżyserii – mówił Wojciech Węglowski. – Myślę, że teatr osób z niepełnosprawnością intelektualną nie pokazał jeszcze swojej pełni. Jego możliwości są ogromne, kryje się w nim niesamowita wymowa. Dużo czytam na ten temat, doszkalam się. Pracuję też z wielką pokorą. Moi aktorzy dają mi siłę i poczucie piękna. Jeśli robi się coś z serca, a nie dla pieniędzy, powstają wspaniałe rzeczy.
Kolejne edycje „Albertiany” dowodzą, że sztuka teatralna osób z niepełnosprawnością intelektualną wyszła z cienia, że cieszy się uznaniem i stała się inkluzywna. Dostarcza też identycznych przeżyć jak twórczość artystów pełnosprawnych. A może sięga nawet głębiej, bo zmusza do najprostszych refleksji, o których często zapominamy, nie chcemy pamiętać bądź uznajemy je za zbyt trywialne.
Wymownie i uniwersalnie wybrzmiały w Teatrze im. Juliusza Słowackiego proste słowa piosenki laureata 12. „Albertiany”, zespołu „Domino” z Domu Pomocy Społecznej w Wierzbicy:
Ludzie się często na nas oglądają, nierzadko zrobią jakiś głupi gest,
jakby zdziwieni, że my istniejemy, a to powietrze także nasze jest.
My, tak jak wszyscy, chcemy żyć, patrzeć na słońca złoty blask,
jeść pomarańcze, wodę pić, rozpalać ogień, który zgasł.
Nie nasza wina, że tak jest, że często zdrowia i sił brak,
a chciałoby się w niebo wzbić, a jest się niczym ranny ptak.
Na błahe sprawy często narzekacie, my naznaczone cierpieniem mamy życie.
Popatrzcie na nas i pomyślcie chwilę, a to, co macie, lepiej docenicie.
Tegoroczna gala „Albertiany” – również dzięki środkom pozyskanym z odpisów 1,5% – odbędzie się 8 kwietnia.
Wojciech Szczawiński