Rynek znowu zatętnił radością
Kiedy Elżbieta Lęcznarowicz, wiceprezydent Krakowa, przekazała wczoraj Annie Dymnej symboliczne klucze do miasta, na Rynku Głównym zaczęły dziać się cuda najprawdziwsze. Czy wielkim cudem nie był rowerowy rajd osób po przeszczepach narządów? Czy pełen obaw Dariusz Tabiś mógł podejrzewać, że zwycięży w finale 4. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty albo Karolinka Sawka, że wyruszy niebawem w rejs u wybrzeży Australii? I czy ktoś przeczuwał, że całkowicie sparaliżowany Janusz Świtaj przyjedzie uśmiechnięty z Jastrzębia-Zdroju, by, pod krakowskim Ratuszem, kibicować zmaganiom paraolimpijczyków?
– Zapraszamy do naszego magicznego tramwaju! – krzyczą na przemian do mikrofonu Krzysztof Syrek i Daniel Wiśniowski, wolontariusze z Biura Młodych Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. – Zapraszamy na 5. Ogólnopolskie Dni Integracji „Zwyciężać mimo wszystko” oraz Koncert Finałowy 4. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty! Dzisiaj i jutro na Rynku dzieją się rzeczy szalone i niezwykłe! Wsiądźcie, państwo, do naszego tramwaju! Z nami jest wesoło! Nie musicie mieć biletów!
Słychać, że studenci zdzierają sobie gardła, że wypełnia ich ogrom pozytywnej energii i naprawdę wierzą w to, co robią. Kiedy tramwaj zatrzymuje się na przystankach, z pozostałymi wolontariuszami w jasno zielonych podkoszulkach, wybiegają na chodnik. Rozdają przechodniom ulotki reklamujące imprezę. Wiele osób korzysta z zaproszenia. Wewnątrz tramwaju, kiedy pasażerowi siadają przy stolikach pokrytych czerwonymi obrusami, są częstowani ciastkami i kawą. Do wyboru mają też inne napoje. Jeśli ktoś chce, może kupić podkoszulkę, pelerynę, kubek albo smycz z logo „Mimo Wszystko” – wspomóc w ten sposób podopiecznych Fundacji. Przez dwa dni, gdy na Rynku trwa „Zwyciężać mimo wszystko”, niezwykły tramwaj wypełniony wolontariuszami kursuje od rana do wieczora.
– Ten magiczny pojazd umożliwia nam akcję promocyjną Ogólnopolskich Spotkań Integracyjnych – wyjaśnia Katarzyna Walaszek, koordynatorka Biura Młodych Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. – Jest radośnie, to najważniejsze. Kilka miesięcy temu zgłosiło się do nas Biuro Podróży „Jordan”. Poinformowali, że posiadają taki niezwykły „Cafe Tram” i w razie potrzeby, chętnie go nam udostępnią. Jesteśmy więc!
Kilkunastu wolontariuszy znajdujących się w „Cafe Tram” tańczy, śpiewa piosenki. Jest wśród nich Ania Irzyk, laureatka tegorocznej edycji Samorządowego Konkursu „8 wspaniałych” promującego wśród młodzieży postawy prospołeczne.
Praca młodych ludzi z Biura Młodych Fundacji „Mimo Wszystko” nie ogranicza się tylko do akcji promocyjnej. Inna ich grupa pomaga na Rynku: opiekują się osobami niepełnosprawnymi, obsługują catering, udzielają informacji, prowadzą sprzedaż w namiotach-sklepikach. Prócz 86 wolontariuszy z Fundacji „Mimo Wszystko”, widać też młodych ludzi z banku Citi Handlowy i Pokojowego Patrolu Fundacji „Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy”. Ci ostatni mają na Rynku namiot wojskowy. Pokazują w nim, w jaki sposób należy udzielać pierwszej pomocy. Dla dzieci jest coś specjalnego – dzięki wolontariuszom mogą pobawić się w malowanki albo pogłaskać psich terapeutów z Fundacji „Ama Camen”.
Przez dwa dni atrakcji wokół Sukiennic nie brakuje dla nikogo. Na estradzie pod Ratuszem odbywa się przegląd teatralny, pokaz mody. Obok smukłych jak łanie modelek z agencji „Reklamex”, biorą w nim udział osoby niepełnosprawne: mistrzyni olimpijska Katarzyna Rogowiec, Karolina Sawka, zwyciężczyni ubiegłorocznego Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, Łukasz Żelechowski, laureat tej imprezy sprzed dwóch lat, a także poruszająca się na wózku Angelika Chrapkiewicz, trenerka płetwonurków. Pokaz taneczny z pełnosprawną partnerka daje siedzący na wózku Marcin Tytko. Największą atrakcję Spotkań Integracyjnych stanowią jednak pokazy sportowe, Finał Festiwalu Zaczarowanej Piosenki oraz kończący imprezę Wielki Koncert „Miłość mimo wszystko”.
Kiedy na Rynku ponad setka wolontariuszy zajmuje się obsługą zaplecza imprezy, ich koledzy prowadzą na Plantach kiermasz prac studentów warszawskich i krakowskich uczelni artystycznych. Pieniądze uzyskane z tej sprzedaży zostaną przekazane na pomoc dla podopiecznych Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” – dwóch chłopców, którzy chorują na mukowiscydozę.
Podczas gdy wolontariusze prowadzą akcję promocyjną w „Cafe Tram”, krzątają się na Rynku i organizują kiermasz, by zebrać pieniądze na pomoc dla chorych, w Starym Teatrze trwa konferencja i dyskusja panelowa „Prawdziwe zwycięstwa człowieka”. Poświęcona jest problemom transplantologii. Spotkanie rozpoczyna film Krzysztofa Głombowicza wyemitowany w jednym z cyklicznych programów TVP „Spróbujmy razem”. Jego bohaterowie to osoby po przeszczepie. Projekcja porusza, zmusza do refleksji. Spotyka się z niezwykle życzliwym odbiorem publiczności.
Przed widownią zgromadzoną w teatrze zasiadają luminarze polskiej transplantologii: prof. Aleksander Skotnicki, dr Piotr Przybyłowski i dr hab. Marek Wyczółkowski. Towarzyszą im ci, którzy przed momentem opowiadali z ekranu o swoim życiu po przeszczepie. Wśród nich jest Marek Breguła, pierwszy pacjent, u którego w roku 2001 dokonano udanej transplantacji płuco-serca.
– Proszę państwa, na tamtym świecie nikt nie potrzebuje naszych serc, nerek, rogówek czy wątroby – mówi do zebranych prof. Skotnicki. – Jan Paweł II niejednokrotnie powtarzał, że zgoda na pobranie organów do przeszczepu to jeden z najbardziej doniosłych wyrazów miłości bliźniego. Mamy doskonałych lekarzy, transplantologia przestała być czymś niezwykłym. Dzisiaj jest jedną z form rutynowego leczenia. Mimo to ciągle brakuje dawców. Każdemu z nas potrzebna jest świadomość, że, nosząc w portfelu „Oświadczenie woli” albo wyrażając zgodę na pobranie narządów od naszych bliskich, możemy komuś uratować życie, ocalić nawet kilka ludzkich istnień.
– Dziesięć lat temu przeszczepiono mi serce – wypowiada się jedna z uczestniczek spotkania. – Wiem, jaki to wspaniały dar, a jednak uświadamiam też sobie, że decyzja o przekazaniu do przeszczepu narządów kogoś nam bliskiego musi być niezwykle trudna. Z drugiej jednak strony – czyż nie jest radosną wiedza, że cząstka ukochanej przez nas osoby ciągle jeszcze żyje w innym człowieku? Jesteśmy żywym dowodem na to, że warto obalać tkwiące w naszym społeczeństwie bariery mentalne i nieść taką pomoc.
W niedzielne południe kolarze po przeszczepach wjeżdżają na Rynek. Na czele peletonu, który wystartował spod Śląskiego Centrum Chorób Serca, widać prof. Mariana Zembalę. Krakowski prowadzi prof. Jerzy Sadowski z Kliniki Chirurgii Serca, Naczyń i Transplantologii Szpitala Jana Pawła II. Rowerzystów pilotują policyjni motocykliści. Krakowianie witają cyklistów oklaskami. Grupa zabrzańska blisko 90-kilometrową trasę pokonała w dwa dni. Wszyscy czują się świetnie. Na koszulce każdego z uczestników widnieją jego imię oraz cyfra – liczba przeżytych lat po przeszczepie. Po chwili „składaki” – bo tak określają siebie osoby po przeszczepach – razem z profesorami Sadowskim i Zembalą wchodzą na estradę pod Ratuszem. Po raz kolejny mówią o tym, że transplantologia ratuje życie i jest normalną, popieraną przez Kościół, formą terapii.
– Przeszczep pozwala choremu na normalne funkcjonowanie – mówi prof. Sadowski. – Niektórzy wracają do pracy, a dwie nasze pacjentki urodziły dzieci po przeszczepieniu serca. Jeśli chodzi o długość życia, to kwestia indywidualna. Jeden z naszych pacjentów żył po przeszczepie prawie 15 lat, na świecie najdłużej żyjący pacjent po przeszczepie cieszy się nowym sercem 25 lat.
– Do mety dotarli wszyscy – śmieje się Renata Maternik, komandor zabrzańskiego rajdu. – W pewnym momencie mieliśmy nawet mały bunt, bo niektórzy uczestnicy nie chcieli zejść z rowerów. Dobra pogoda, malownicze tereny… Aż nie chciało się schodzić z siodełka. A trzeba przecież! Chociażby po to, żeby zmierzyć ciśnienie. To już nasza druga wizyta w Krakowie. W ubiegłym roku pani Anna Dymna również zaprosiła nas na tę imprezę.
Profesor Marian Zembala ze Śląskiego Centrum Chorób Serca w Zabrzu, informuje dziennikarzy, że liczba pacjentów, którzy oczekują na przeszczep narządu stale rośnie. Obecnie w naszym kraju jest ich około dwóch tysięcy, a organów pobieranych od zmarłych dawców wciąż brakuje. W roku ubiegłym wykonano w Polsce o 45 procent mniej przeszczepów narządów od osób zmarłych niż w latach ubiegłych. Również w pierwszej połowie tego roku nie odnotowano poprawy sytuacji.
– Pierwsza myśl po transplantacji to zdziwienie, czy rzeczywiście jest już po – opowiada Jerzy Kazalski, najstarszy uczestnik rajdu. – Transplantację przeszedłem w zabrzańskiej klinice 18 grudnia 1996 roku. Przed przeszczepem nie mogłem już kroku zrobić. Odcinek prostej drogi po ulicy, może 800 metrów, pokonywałem chyba dwie godziny. Auto, płot, słup? Stawałem i odpoczywałem. Krok do przodu i znowu stawałem. Chociaż pochodzę z Żagania, to stale utrzymuję kontakt z kolegami po transplantacji. Jesteśmy właściwie jak rodzina. Spotykamy się w Krościenku na turnusach rehabilitacyjnych i przy każdej innej okazji. Wystarczy telefon i już jestem. Takie wspólne doświadczenie łączy ludzi.
– Takie spotkania jak to, powodują, że transplantacja przestaje być tematem tabu. Jeśli przełamiemy w społeczeństwie bariery mentalne, będziemy mogli ratować więcej ludzkich istnień – konkluduje profesor.
Jedno ze stoisk ustawionych na Rynku należy do stowarzyszenia promującego idee transplantologii. Jego obsługa rozdaje przechodniom „Oświadczenia woli”. Dzięki nim można wyrazić zgodę na pobranie – w razie śmierci – własnych narządów dla ratowania życia innych ludzi. Problem mentalny rzeczywiście w Polakach istnieje. Niektórzy przechodnie reagują wzburzeniem albo mijają stoisko w milczeniu, kiedy słyszą propozycję wypisania „Oświadczenia woli”. Udają, że całą uwagę skupiają na ustawionej pod Ratuszem estradzie, gdzie trwają przygotowania do Finału 4. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty.
Nad Rynkiem zaczyna siąpić deszcz. To nic. Najważniejsze, że jest wesoło. Kiedy Tomasz Schimsheiner i Artur Szulc usiłują grać w piłkę nożną dla niewidomych, publiczność – rzec by można – ubaw ma po pachy. Obie telewizyjne gwiazdy, z zasłoniętymi oczyma, wykonują coś na kształt rytualnego tańca dzikich plemion. Stojąc w miejscu, przeskakują z nogi na nogę, pokrzykują. W tym samym czasie niewidomi zawodnicy rozgrywają akcję w przeciwległym rogu boiska.
– Artur, masz piłkę?! – krzyczy Tomasz Schimsheiner. – Jak będziesz ją miał, to mi podaj!
– Ale gdzie ona jest? – pyta głośno znany komentator sportowy. – Słyszysz, chłopaki strzeliły chyba gola!
Rzeczywiście. Za plecami panów Tomasza i Artura jedna z drużyn zdobyła gola. Dziewczyna broniąca bramki (jest osobą słabowidzącą i, zgodnie z regułami tej gry, nie ma zasłoniętych oczu po to, by informować kolegów z drużyny, gdzie w danej chwili znajduje się piłka) wyjmuje piłkę z siatki i rzuca ją wprost pod nogi Tomasza Schimsheinera.
– Artur! Mam ją wreszcie – cieszy się aktor. – Podejdź, to ci podam!
– Ale gdzie ty jesteś? Nic przecież nie widzę!
Publiczność znowu zanosi się śmiechem. Widzi, że bezradność gwiazd nie jest udawana. Zwyczajnie, bez treningu, w takim meczu nie potrafią sobie poradzić. Nikt by nie potrafił. Chociaż piłka ma w środku dzwoneczek, to jednak celnie w nią kopnąć albo ocenić jej dokładne położenie jest niezwykle trudno. Niewidomi również uczą się tej gry. Dopiero po roku systematycznych treningów sprawnie rozgrywają mecze.
– Niesamowite doznanie! – wyznaje po zejściu z boiska Tomasz Schimsheiner. – Czułem się całkowicie zdezorientowany i zagubiony.
Sportowe pojedynki przenoszą się na rozłożony na płytach rynku parkiet. W tym roku po raz pierwszy rozgrywają tutaj mecz hokeiści halowi, drużyny startujące w Olimpiadach Specjalnych, kluby Strzała Jędrzejów i Tornado Skarżysko Kamienna. Po nich na parkiecie pojawiają się koszykarze na wózkach. Komentujący wszystkie zawody Krzysztof Głombowicz mówi szybko, precyzyjnie, dowcipnymi komentarzami ubarwia widowisko. Wtóruje mu Artur Szulc. Chwilami swoje opinie wypowiada także Anna Dymna. Aktorka uśmiecha się, rozdaje autografy, reaguje życzliwie na każde zaproszenie do wykonania wspólnej fotografii. Chwilami widać jednak, że jest już bardzo zmęczona wielotygodniowymi przygotowaniami do imprezy. Prócz niej, miała również na głowie egzaminy swoich studentów w szkole teatralnej.
– To wspaniale, że taka impreza jest organizowane w sercu Krakowa – mówi poseł Marek Plura – bo wiele zmienia w naszej narodowej mentalności. Przecież mentalności żadnym prawem zmienić się nie da. Całe szczęście, że mamy już za sobą czasy, gdy na ulicy widok osoby niepełnosprawnej budził podobną sensację jak widok cadillaca.
Deszcz pada coraz mocniej. Publiczność jednak przed nim nie ucieka, dopinguje zawodników. Bije brawo, gdy widzi udaną akcję. Po koszykarzach, jak co roku, wystąpią jeszcze wózkarze-rugbiści, tetraplegicy. Wcześniej odbywa się mecz tenisa stołowego pomiędzy Katarzyną Grzybowską i Natalią Partyką. Obie są utytułowanymi zawodniczkami. Pani Kasia należy do czołowych polskich pingpongistek, pani Natalia, złota medalistka paraolimpiady w Atenach, medalistka mistrzostw świata i Europy juniorów pełnosprawnych, w plebiscycie „Przeglądu Sportowego” otrzymała nagrodę dla najlepszego niepełnosprawnego sportowca Polski 2007 roku. W Ogólnopolskich Dniach Integracji bierze udział po raz kolejny. By przyjechać do Krakowa, przełożyła wyjazd do Pekinu, gdzie wystartuje na igrzyskach olimpijskich.
– Dzięki pani Ani Dymnej, na nowo poznaję świat – mówi pod sceną Janusz Świtaj. – Jest po prostu niesamowicie. Poznaję nowych przyjaciół, nawiązuję znajomości.
Całkowicie sparaliżowany mężczyzna, wypowiadając słowa, uśmiecha się łagodnie. Siedzi na specjalistycznym wózku, który przed paroma miesiącami otrzymał dzięki Fundacji „Mimo Wszystko”. Trzyma na kolanach Zarinę, swoją małą przyjaciółkę – suczkę-miniaturkę rasy York Shiterier. Spokojnie i cierpliwie odpowiada na pytania dziennikarzy. Twierdzi, że jest już trochę zmęczony, bo – po dwunastu latach ciągłego przebywania w domu – nie przywykł jeszcze do takich tłumów i wrzawy. Ale to, co widzi, oczarowuje go. Podczas ubiegłorocznego koncertu, który kończył Ogólnopolskie Spotkania Integracyjne, Janusz był obecny na Rynku dzięki zdobyczom technologii. Mówił do publiczności z obrazu wyświetlanego na telebimie. Wówczas nie mógł nawet przypuszczać, że za rok przyjedzie do Krakowa. Ale stał się cud. Wczoraj mężczyzna uczestniczył w konferencji „Transplantacja – Życie”, oglądał zmagania uczestników Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Dzisiaj kibicuje paraolmpijczykom i, razem z rodzicami, zwiedza Rynek.
Na estradzie pod Ratuszem pojawiają się ciężarowcy, mistrzowie świata i Europy, wśród nich Rafał Gręźlikowski, który, jako osoba pełnosprawna dwukrotnie zdobył mistrzostwo Polski w kulturystyce. Choroba nowotworowa sprawiła, że amputowano mu nogę.
Niektórzy z ciężarowców wystartują na najbliższych igrzyskach w Pekinie. Fotoreporterzy podbiegają do miejsca, na którym ustawiona jest ławeczka do wyciskania. Usiłują zrobić zdjęcie twarzy leżącemu na niej Sławomirowi Szymańskiemu, rekordziście świata wśród juniorów. 23-letni mężczyzna, mierząc zaledwie metr i 30 centymetrów, wyciska 780 kilogramów. Taki wynik jest dobrym prognostykiem przed jego startem na olimpiadzie w Pekinie. Siłą i wytrzymałością imponują też pozostali ciężarowcy: Piotr Szymeczek, Mariusz Oliwa oraz małżeństwo Małgorzaty i Mariusza Tomczyków.
W końcu na sztandze znajduje się dwustukilogramowe obciążenie. Wyciska je Damian Kulig. Unosi ciężar pięciokrotnie. W głosie komentującego pokaz Krzysztofa Głombowicza słychać entuzjazm. Publiczność i dziennikarze zgromadzeni pod estradą biją brawo.– Proszę państwa! – krzyczy radośnie dziennikarz. – Na krakowskim Rynku padł oto rekord! Tysiąc kilogramów! Takiego wyniku w Krakowie jeszcze nie było!
Kiedy siatkarze IKS Ataku Elbląg rozgrywają swój mecz, deszcz pada coraz mocniej. Parkiet staje się niebezpiecznie śliski. Nie wiadomo, czy zawodnicy spotkają się w pojedynku z gwiazdami. Jeśli meczu nie będzie, gwiazdy będą żałować. Nie będą miały możliwości rewanżu. W minionych latach ich wysiłki w pojedynkach z niepełnosprawnymi siatkarzami zawsze kończyły się porażką.
Na to widowisko czeka wiele osób. Opady deszczu stają się coraz intensywniejsze. Pokazowy mecz IKS Atak zostaje więc przerwany. Zapada decyzja: skoro rozgrywanie pojedynku na śliskiej nawierzchni jest niebezpieczne, mecz IKS Atak kontra gwiazdy odbędzie się na siedząco. A gwiazd na Rynku jest dzisiaj wiele. Postanawiają więc wymieniać się podczas gry. Do pojedynku z IKS Atak Elbląg przystępują: Tomasz Schimsheiner, Maciej Stuhr, Leszek Kucharski, Marcin Prus, Michał Bębenek, Zbigniew Zamachowski, Robert Prażmo i Robert Szczerbaniuk. W dwusetowym pojedynku granym do 25 punktów również w tym roku poszło gwiazdom nie najlepiej.
– Niepełnosprawni sportowcy, których tu zobaczyłem, budzą mój szacunek, naprawdę – deklaruje jeden z rosłych ochroniarzy zabezpieczających imprezę. – Trzeba być wielkim twardzielem, żeby odnajdywać w sobie wewnętrzną siłę, która pozwala przekraczać różne fizyczne ograniczoności. Trenuję karate, to twardy sport. Ale, kiedy spoglądam na tych paraolimpijczyków, zdaje mi się, że wcale taki silny nie jestem, no i przyznam, że ci sportowcy trochę mnie zawstydzają. Dziwne mam uczucie, kiedy oglądam ich fantastyczne wyczyny…
Nad Rynkiem zapada zmrok. Scena pod Ratuszem jaśnieje od świateł reflektorów. Wchodzi na nią Anna Dymna.
– „Miłość mimo wszystko” – mówi. – Koncert ten poświęcamy ludziom, którzy są z nami i nadają sens naszym działaniom. Tym, którzy cierpią, walczą, potrzebują naszej pomocy, umieją ją od nas brać, a w zamian dają nam miłość i uczą nas odkrywać ją w sobie. Ale ten wieczór jest też dla tych, którzy tę miłość w sobie odnaleźli, dzielą się nią z innymi i pomagają…
Aktorka schodzi ze sceny i siada nieopodal. Otacza ją gromadką dzieci. Wolontariusze wypuszczają pęki balonów, które unoszą się nad sceną i znikają gdzieś wysoko w oddali. Rozbrzmiewa muzyka zespołu „Kameleon”. Atmosfera na Rynku dalej jest radosna, ale jednocześnie staje się refleksyjna. Szczególnie poruszające są słowa „Hymnu o miłości” św. Pawła czytane fragmentami przez Jerzego Trelę. Głos aktora wytwarza atmosferę skupienia, którą co jakiś czas przerywają brawa. Kasia Nosowska śpiewa „Mimo wszystko”, Irena Santor, przy wtórze publiczności, „Serce”. Na estradzie pojawia się też Stanisław Soyka, Mieczysław Szcześniak, Joanna Lewandowska, Zbigniew Zamachowski, Tatiana Okupnik i Łukasz Zagrobelny. Istotą koncertu wydają się jednak laureaci wszystkich edycji Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty. Ich wykonanie, wspólnie z gwiazdami, piosenki patrona Festiwalu zatytułowanej „Dni, których nie znamy” wieńczy 5. Ogólnopolskie Spotkania Integracyjne „Zwyciężać mimo wszystko”.
W ciągu tych dwóch niezwykłych dni wolontariusze Fundacji „Mimo Wszystko” sprzedawali na Rynku „bliźniacze” kamienie. Zwyczajne. Takie, jakie leżą przy brzegach rzek albo na dnie strumyków. W ich zwyczajności zawierała się jednak pewna wyjątkowość. Z kamieni tych, ponumerowanych i opatrzonych rysunkami niepełnosprawnych intelektualnie podopiecznych Warsztatów Terapii Artystycznej, zostanie ułożona „Droga miłości”. Będzie prowadzić do „Doliny słońca”, nowoczesnego ośrodka dla dwustu niepełnosprawnych osób pod wezwaniem św. Franciszka. Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” buduje ten obiekt w podkrakowskich Radwanowicach.
„Górę ten przesunął, kto zaczął wybierać małe kamienie” – mówi jedna ze wschodnich mądrości.
Wojciech Szczawiński