Świat według Janusza Świtaja
„12 oddechów na minutę” to tytuł książki Janusza Świtaja. Całkowicie sparaliżowany autor pisał ją przez siedem lat, uderzając w klawiaturę komputera ołówkiem trzymany w ustach. Wczoraj, w Jastrzębiu-Zdroju, odbyła się jej promocja.
„Mam dwanaście oddechów na minutę… Tylko na wydechu mogę wydać głos. Mówię z przerwami… Wtedy respirator ma wdech… Po co Wam o tym wspominam? Żebyście dobrze wyobrazili sobie mój głos… To ja opowiadam Wam tę historię” – takimi słowami rozpoczyna się „12 oddechów na minutę” Janusza Świtaja, książka niezwykła, napisana przez całkowicie sparaliżowanego autora za pomocą ołówka trzymanego w ustach, którym uderzał w klawiaturę komputera. Myli się jednak ten, kto sądzi, że jest to publikacja przygnębiająca. Co prawda Janusz opisuje w niej swój los po wypadku motocyklowym, robi to jednak na tyle lekko, błyskotliwie i dowcipnie, że książkę tę z powodzeniem można polecić każdemu czytelnikowi. Dowodem na to jest chociażby fragment z rozdziału „Świtaj z telewizji”:
Telewizja (typowe):
– Może się pan uśmiechnąć?
– A po co? – pytam.
Albo na odwrót:
– Niech się pan nie uśmiecha, to poważny temat!
Wszelkie rekordy pobiła reportażystka z TVN, ale to było tak szalone, że aż fajne. Przyjechała z ekipą w sobotę rano i przez cały weekend kręciła. Na noc przymocowali kamerę do drążka, na którym podciąga się tata, żeby kręciła mnie przez całą noc. Mój własny prywatny Big Brother. Umiała się odwdzięczyć! Zorganizowała grupę motocyklistów, którzy przyjechali do Jastrzębia pod mój blok, i zrobiła z tego transmisję na żywo. Oni jechali kawalkadą, a samochód z kamerą towarzyszył im, zmieniał ujęcia, super. Ja to wszystko na żywo obserwowałem na ekranie małego telewizorka.
Ale, poza takimi humorystycznymi fragmentami, książka opisuje również zmagania młodego, na stałe przykutego do łóżka człowieka z ludzkim brakiem wrażliwości, niezrozumieniem, a nawet złą wolą. Z drugiej zaś strony – tych, którzy w trudnych chwilach podawali Januszowi pomocną dłoń. Wszystko to bynajmniej nie w tonie cierpiętniczym i egazaltowanym, bo Janusz Świtaj – czego dowodzi „12 oddechów na minutę” – prócz inteligencji i dystansu do siebie, ma także tzw. ostre pióro: w sposób dosadny, z zacięciem filozoficznym, potrafi przedstawić swoją ocenę takich czy innych zjawisk albo wydarzeń. Dlatego jego książka ma wszelkie szanse na to, by stać się wydawniczym bestsellerem.
Wczoraj, w sali konferencyjnej Hotelu „Diament” w Jastrzębiu Zdroju odbyła się promocja „12. oddechów na minutę”. Przybyli na nią dziennikarze, przyjaciele Janusza Świtaja (m. in. motocykliści), a także ci, którzy autorowi książki towarzyszyli przez wszystkie lata jego życia po wypadku motocyklowym, w tym także personel Oddziału Intensywnej Opieki Medycznej Wojewódzkiego Szpitala nr 2 w Jastrzębiu Zdroju. Janusz był wyraźnie szczęśliwy, spokojnie i wyczerpująco odpowiadał na pytania, zaznaczając przy tym, że nadal nie wycofał sądowego wniosku o zaprzestanie na nim uporczywej terapii (w przypadku śmierci jego najbliższych). Bo chociaż autor „12. oddechów na minutę” jest dzisiaj – jak sam to podkreślił – człowiekiem szczęśliwym, który stawia sobie wyzwania, uczy się i pracuje, to jego sądowy wniosek wciąż pozostaje protestem w obronie osób znajdujących się w podobnej do jego sytuacji.
A my, pracownicy Fundacji „Mimo Wszystko”, cóż… Patrząc wczoraj na autora książki „12 oddechów na minutę”, odczuwaliśmy dumę. Teraz w naszym gronie mamy prawdziwego pisarza! Wierzymy zresztą, że nie jest to ostatnia książka Janusza Świtaja, który na co dzień w Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko” jest internetowym analitykiem rynku osób niepełnosprawnych. I – co istotne – pracuje naprawdę świetnie!
gazeta_wyborcza_2008_09_30_rodzice_oddali_mi_rece_i_nogi_pdf
gazeta_wyborcza_katowice_2008_09_29_rodzice_sa_moimi_rekami_i_nogami_pdf