Telewizja tego nie pokaże
W ciągu 13 lat transmisje koncertów finałowych Festiwalu Zaczarowanej Piosenki na krakowskim Rynku Głównym zgromadziły przed telewizorami wielomilionową publiczność. A jak nasz konkurs wygląda od kulis? Czy rzeczywiście jest tak magiczny, jak to przedstawiamy? Zapraszamy do lektury.
Czerwiec 2009 roku. Piętnastoletnia Katarzyna Wachnik przyjechała do Krakowa z Radzynia Podlaskiego. Nastolatka kocha życie. Kocha również śpiewanie. Od trzech lat muzyczne pasje doskonali pod kierunkiem pedagogów z Ośrodka Szkolno-Wychowawczego w Lublinie. Jednak teraz, kiedy czeka na swój występ w finale 5. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki, odnosi wrażenie, że jej miłość do śpiewu stała się nagle nieodwzajemniona. Ta myśl ją paraliżuje. W wojskowym namiocie ustawionym za sceną na Rynku Głównym siedzi spięta, z ogromnym rozżaleniem na twarzy. Radosny gwar, który przetacza się tuż obok, w ogóle do niej nie dociera. Kasia po prostu jest na siebie zła. Próba generalna nie poszła jej najlepiej, do tego stopnia, że – jako jedna z dwanaściorga finalistów, wyłonionych spośród dwustu pięćdziesięciu uczestników tegorocznej edycji konkursu – zupełnie straciła w siebie wiarę.
Pozostali finaliści spacerują za kulisami i z uśmiechem wspominają swój udział w tygodniowych warsztatach muzycznych poprzedzających dzisiejszy koncert. Ucinają też sobie pogawędki z gwiazdami, które będą towarzyszyć im na scenie. Pytani przez dziennikarzy o tremę, w większości oznajmiają, że raczej jej nie odczuwają, a co ma być, to będzie – wszystko okaże się na scenie, po werdykcie jury. Tymczasem Kasia waha się, czy na tę scenę w ogóle wyjść. Nabiera coraz mocniejszego przekonania, że jej cała praca podczas warsztatów poszła na marne – na nic zdała się nauka poprawnej dykcji czy emisji głosu. Przerażenie nastolatki wzmaga świadomość, że występ przed publicznością na krakowskim Rynku i tą wielomilionową przed telewizorami to przecież popis nie byle jaki; że na tym festiwalu profesjonalizm jest najważniejszy. A ona, cóż… Niczego z siebie wykrzesać nie może.
– Kasia nie czuje się najlepiej – tłumaczy Joanna Lewandowska, która wspólnie z Anną Ozner, Joanną Lalek, Aurelią Luśnią i Martą Radwan, pod muzycznym kierownictwem Radosława Labahua, prowadziła warsztaty dla niepełnosprawnych wokalistów. – Co prawda mówi się, że jeśli próba generalna wypadnie kiepsko, to koncert będzie wspaniały. Jednak na osoby, które po raz pierwszy występują publicznie albo robią to sporadycznie, niezbyt udana próba generalna działa niezwykle deprymująco. Kasi zaczął łamać się głos. Im mocniej się starała, tym bardziej nie była w stanie śpiewać. Tłumaczę jej, że mimo wszystko musi pokochać swoje gardło, ugłaskać je, zrozumieć…
Kasia nie wychodzi z namiotu nawet wtedy, gdy Anna Dymna, Irena Santor oraz Ewa Błaszczyk, przewodnicząca jury, otwierają koncert finałowy. Przy wtórze energetyzujących dźwięków zespołu Kameleon na estradzie pojawiają się także laureaci pierwszych miejsc z poprzednich edycji festiwalu: Karolina Sawka i Łukasz Żelechowski. Stają na niej również pozostali członkowie tegorocznego jurorskiego gremium: Magdalena Czapińska, Monika Kuszyńska, Jolanta Fraszyńska, Jacek Cygan, Jan Kanty Pawluśkiewicz oraz Paweł Królikowski. Po chwili w niebo wzlatuje pięć białych gołębi.
– Niech piosenka, jak te ptaki, poszybuje w przestworza, niech uwolni w nas radość, obali wszelkie bariery, da nam nowe siły i rozjaśnia nasz świat! – Irena Santor wypowiada słowa, które inaugurują każdy finał Festiwalu Zaczarowanej Piosenki.
Szybujące nad Rynkiem gołębie symbolizują pięć dotychczasowych edycji kilkuetapowego ogólnopolskiego konkursu wokalnego dla osób niepełnosprawnych, który Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” organizuje przy współpracy z Telewizją Polską, Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego oraz Państwowym Funduszem Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych. Siedząca w wojskowym namiocie Kasia nie słyszy ani muzyki, ani oklasków, ani pierwszych finałowych piosenek. Po raz kolejny usiłuje pozbierać myśli, skupić się tylko na tym, co zdarzy się za chwilę. Kiedy jednak w namiocie pojawia się inspicjent i zaprasza Kasię na scenę, nastolatka odczuwa nagłą ulgę. Jednocześnie doznaje przypływu dobrej energii. Nie ma pojęcia, skąd u niej ta diametralna zmiana nastroju. Kilkanaście metrów oddzielających namiot od wejścia na scenę przechodzi wolno, spokojnie, zupełnie nie zwracając uwagi na tłum dziennikarzy, fotoreporterów i gwiazdy polskiej sceny muzycznej czekające na kolejne występy z niepełnosprawnymi wokalistami.
– Przed państwem Łukasz Zagrobelny i Kasia Wachnik w piosence „Nie kłam, że kochasz mnie!” – rozlega się ze sceny wspólna zapowiedź Anny Dymnej i Macieja Zakościelnego.
W swojej kategorii wiekowej Kasia występuje jako ostatnia. Kiedy zaczyna śpiewać, niepewność i napięcie, które targały nią przed momentem, gdzieś ulatują. Teraz czuje się tak, jakby nie istniała, jakby cała stała się śpiewem. Każda nuta i słowo brzmią w jej głosie czysto, precyzyjnie, mają ogromną moc. Towarzystwo Łukasza Zagrobelnego dodaje jej wigoru. Tę magiczną siłę Kasia ma w sobie także wtedy, gdy – już solo – śpiewa „Nie wierz mi, nie ufaj mi” z repertuaru Anny Jantar. Kiedy kończy występ, słyszy wiwatującą publiczność. Łukasz Zagrobelny pochyla się nad nastolatką i, całując ją w policzek, szepcze: „Byłaś naprawdę świetna…”. Wokalista mówi coś jeszcze, ale Kasia nie może go usłyszeć. Słowa zagłusza aplauz widowni.
– Oj dziewczyno, dziewczyno! Ciekawe życie będzie miał z tobą twój brunet! – żartuje Maciej Zakościelny. W ten sposób aktor komentuje słowa ostatniej piosenki i wyświetlany na telebimie wywiad z Kasią przeprowadzony przez Annę Dymną. W jego trakcie nastolatka stwierdziła bardzo serio, że marzy o mężu niekoniecznie wysokim, brunecie z niebieskimi oczami oraz o drewnianym domku, w którym wspólnie zamieszkają. Konferansjer wręcza też Kasi białą różę i obwarzanek, podobnie jak to zrobił w przypadku pozostałych finalistów.
– Rzadko śpiewam w duetach, ale te duety były dla mnie bardzo miłe – mówi dziennikarzom Hanna Banaszak, która partneruje podczas występów na krakowskim Rynku czternastoletniemu Grzegorzowi Batógowi z Oleśnicy oraz dwudziestodwuletniemu Grzegorzowi Fijałkowskiemu z Kocka. – Podział na utalentowanych wokalistów sprawnych i niepełnosprawnych jest czymś sztucznym. Talent albo się ma, albo nie. I dlatego fakt, że ktoś chodzi o własnych siłach, a inny porusza się na wózku bądź nie widzi, nie ma najmniejszego znaczenia w muzyce. Przyznam, że występując na tym festiwalu, nie kierowałam się szczególną wrażliwością ani swego rodzaju pokłonami dla osób niepełnosprawnych. Zwyczajnie partnerowałam im na scenie. Uważam, że posiadając ogromne zdolności wokalne, na taką zwyczajność po prostu zasługują. Poza tym mówienie o jakichś osobliwych emocjach byłoby wysoce krzywdzące dla tych wykonawców. To są utalentowani artyści i jedynie w taki sposób należy ich traktować. Chwała więc Ani Dymnej za to, że organizuje taki festiwal. Naprawdę wielka jej chwała.
Kiedy uśmiechnięta Kasia schodzi ze sceny, jury kończy rozstrzygać wyniki w kategorii wokalistów do lat szesnastu. Dziewczyna czuje w sobie lekkość. Daleka jest jednak od euforii. Przed kamerami wypowiada się cicho, spokojnie, w tonie niezwykle skromnym. Po chwili, wspólnie z Łukaszem Zagrobelnym, pozuje przed obiektywami fotoreporterów. Serce zaczyna bić jej nieco mocniej, gdy na rozświetloną kolorowymi reflektorami estradę wchodzi Ewa Błaszczyk, przewodnicząca festiwalowego jury.
Razem z pozostałymi finalistami kategorii dziecięcej Kasia ponownie staje na scenie. Tuż za nimi ustawiają się gwiazdy towarzyszące w tym roku niepełnosprawnym wokalistom: Hanna Banaszak, Krystyna Prońko, Muniek Staszczyk, Ania Dąbrowska, Łukasz Zagrobelny oraz członkowie zespołu Budka Suflera.
– Uroczyście ogłaszam – mówi do mikrofonu Ewa Błaszczyk – że w kategorii dzieci trzecie miejsce w 5. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki zajął Grzegorz Batóg; drugie przypadło Agacie Zakrzewskiej. A zwyciężczynią tegorocznego festiwalu… – aktorka robi dłuższą pauzę, by zwiększyć napięcie – została Katarzyna Wachnik! Gratulujemy!!!
Przez krakowski Rynek znowu przetacza się odgłos gromkich braw i radosnych dźwięków wydobywających się z instrumentów zespołu Kameleon. Kasia jest oszołomiona. Czuje się tak, jakby nagle została przeniesiona w inny wymiar, do jednego z tych nierealnych światów, które pojawiają się tylko w najpiękniejszych snach i pełnych tęsknot marzeniach. Nie bardzo jeszcze rozumie, co tak naprawdę się stało. Z rąk Anny Dymnej odbiera Statuetkę Zaczarowanego Ptaszka. Krzysztof Kaczmar, dyrektor Biura Fundacji im. Leopolda Kronenberga, wręcza nastolatce czek na dwadzieścia cztery tysiące złotych.
– Widzisz, widzisz! – Joanna Lewandowska podbiega do schodzącej ze sceny Kasi i bierze ją w ramiona. – Udało się! Jesteś wielka!
Kasia wtula się w nią mocno, nie zważając na kłębiący się wokół tłum dziennikarzy, fotoreporterów i ostre błyski fleszy. Powoli dociera do niej, że odniosła wielki sukces.
– I co teraz będzie? – pyta niepewnie swoją nauczycielkę śpiewu, spoglądając bardzo uważnie w jej oczy.
– Będzie wspaniale! – w głosie Joanny Lewandowskiej pobrzmiewa entuzjazm. – Przed tobą wiele występów! A kiedy skończysz szesnaście lat, możesz zaśpiewać znowu na krakowskim Rynku, w kategorii wokalistów dorosłych. Musisz jedynie w siebie wierzyć. Przecież już wiesz, że wiara i radość czynią prawdziwe cuda.
Fragment książki „Warto mimo wszystko”, Anna Dymna, Wojciech Szczawiński, SIW Znak 2017