To miejsce daje siłę
„W świecie zdominowanym przez sztuczną inteligencję zostanie nam to, co obce jest technologii – emocje. Powinniśmy pracować nad odruchami naszych serc. I znajdować w sobie tę czystość uczuć, którą tak pięknie i naturalnie prezentują osoby z niepełnosprawnością intelektualną” – mówi Anna Dymna.
– Głównym celem Pani fundacji jest pomoc dorosłym osobom z niepełnosprawnością intelektualną. To właśnie im i ich opiekunom służyć ma również ośrodek wytchnienowy w nadbałtyckim Lubiatowie, którego otwarcie nastąpi we wrześniu, z okazji 20-lecia działalności Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Czy cieszy Panią, że, po kilkudziesięciu latach, realizuje się wreszcie koncepcja tego projektu?
– Naturalnie. Przede wszystkim dziękuję wszystkim wspaniałym ludziom, którzy nam ufają i wspierają podopiecznych fundacji „Mimo Wszystko”. Od ponad dwudziestu lat przyglądam się rodzinom osób z niepełnosprawnością intelektualną. Robię to ze zdumieniem i podziwem. Relacje w tych rodzinach głęboko mnie poruszają. Niejednokrotnie matki albo ojcowie rezygnują z pracy zawodowej, z własnych marzeń, po prostu z siebie. Robią to, by jak najlepiej zaopiekować się swoimi dziećmi. A kiedy te dzieci mają czterdzieści czy pięćdziesiąt lat, to tacy rodzice zaczynają się bać. Z przerażeniem myślą o tym, co z pociechami stanie się po ich śmierci. Nieraz słyszałam zatrważające wyznania matek, które samotnie wychowywały dorosłe córki albo dorosłych synów z niepełnosprawnością intelektualną: „Chciałabym, żeby moje dziecko umarło przede mną”. Tacy rodzice żyją w ciągłej gotowości, czujności. Zapominają o sobie. Nierzadko nie przyznają albo wstydzą się przyznać do tego, że w opiece rodzicielskiej opadają z sił.
– Dlaczego?
– Być może, niesłusznie, sądzą że gdyby to zrobili, to okazaliby się złymi rodzicami.
– Taki sposób myślenia potwornie obciąża psychikę, wyniszcza.
– Kiedy mój syn był malutki, też żyłam w nieustannej czujności. Jak każda matka. Często, nawet bez powodu, niepokoiłam się, czy mój Michaś nie narozrabiał, nie przewrócił się, nie przeziębił, nie zjadł czego nie trzeba, czy nie przytrafiła mu się inna krzywda. Ale zdrowe dzieci dojrzewają. Nabierają doświadczenia. Uczą się samodzielnego i zdroworozsądkowego myślenia, a także dbania o własne potrzeby oraz bezpieczeństwo. W naturalny sposób ich rodzice uwalniają się od życia w poczuciu ciągłego niepokoju o własne potomstwo. Tymczasem osoby z niepełnosprawnością intelektualną, kiedy mają trzydzieści albo nawet pięćdziesiąt lat, czasami nadal reprezentują dziecięcą umysłowość oraz bezradność. Przez całe życie należy więc czuwać nad ich bezpieczeństwem. Stąd w rodzicach takich osób obecne jest stałe napięcie, czujność. Nieraz dochodzi do tego dramatyczne poczucie wyobcowania. Cóż może czuć rodzic dziecka z zespołem Downa, które słyszy w szkole, jak matka rówieśniczki ostrzega córkę: „Haniu, nie zadawaj się z Kasią, bo zarazisz się downem”?
– Serio? Mówi Pani o Polsce XXI wieku?
– Niestety. Nadal takie sytuacje mają miejsce. Dlatego doskonale wiem, że opieki wymagają nie tylko osoby z niepełnosprawnością intelektualną, ale również ich bliscy. W naszej rzeczywistości odrażające jest też inne zjawisko. Rodzice dorosłych osób z niepełnosprawnością intelektualną mogliby przyznać, że nie mają już sił, by troszczyć się dłużej o swoje dzieci i oddać je do specjalistycznych placówek opiekuńczych, które utrzymywane są przez państwo. Ale przecież kochają swoje dzieci nad własne życie. Nigdy by ich nie oddali w obce ręce. Do końca więc, często ponad swoje siły, opiekują się nimi jak największymi skarbami. Robią to zwykle osamotnieni, bez konkretnej pomocy, bezradni. W dodatku słyszą często: „Przecież pani, pana dziecko nie rokuje. Nie wróci do czynnego życia społecznego. Nie założy rodziny, nie będzie pracowało… Po co na nie wydawać pieniądze?”.
– To okrutne.
– Przez dwadzieścia lat słyszałam podobne stwierdzenia o moich podopiecznych. „Po co pani społeczne pieniądze marnuje na takich ludzi? Rozsądniej jest na przykład wspierać zdolne dzieci” – mówiono mi. Odnoszę również wrażenie, jakby nasze władze nierzadko żerowały na tej rodzicielskiej miłości, haniebnie ją wykorzystywały i lekceważyły w imię rzekomo wyższych wartości oraz społecznych potrzeb. Jest to dla mnie bolesnym skandalem.
– Zawsze podkreśla Pani, że osoby z niepełnosprawnością intelektualną pełnią w społeczeństwie bardzo ważną funkcję.
– Żeby to zrozumieć, trzeba do takich osób się zbliżyć, poznać je. Wolontariuszami w mojej fundacji są między innymi pracownicy dwóch międzynarodowych korporacji: Cisco i Santader. Ci ludzie, kiedy są w pracy, ciągle siedzą przed komputerami, ślęczą w cyfrach, obliczeniach, analizach, starają się wypracowywać zyski dla swoich firm. To musi być potwornie stresujące. Ale kiedy ci korporacyjni pracownicy przyjeżdżają do naszej „Doliny Słońca”, uśmiechają się szeroko, emanują radością. Po prostu chcą tam w pełni być z naszymi podopiecznymi, dorosłymi osobami z niepełnosprawnością intelektualną. Znają je od wielu lat. Co więcej, ci wolontariusze sami wychodzą z inicjatywami, w jaki sposób pomagać „Dolinie Słońca”. Mają fantastyczne pomysły. W fundacji wielokrotnie przekonywaliśmy się, że to nie jest wymuszony wolontariat. Nie ma w nim nic udawanego. Problem w tym, że takich spontanicznych i radosnych relacji nie da się wytłumaczyć słowami. Zawsze powtarzam, że dla mnie osoby z niepełnosprawnością intelektualną uosabiają czystość emocji, a także wartości, o których świat coraz bardziej zapomina albo nawet kompletnie już zapomniał. Moi podopieczni zmuszają do refleksji nad życiem, jego wartościami i nad tym, co w codzienności jest prawdziwie ważne. Uczą mnie prawdziwej radości. Każdym spojrzeniem udowadniają, jak bardzo człowiek jest potrzebny człowiekowi. I oni mnie, i ja im.
– Niebagatelny wpływ na nasze obecne życie ma rozwój technologiczny. Poniekąd to on kreuje wartości.
– Ta coraz bardziej odhumanizowana rzeczywistość stara się pokrętnie udowadniać, że właściwie człowiek nie potrzebuje już drugiego człowieka. Niemal wszystko możemy przecież załatwiać online. A skoro w jednym z plebiscytów „Osobowością Roku 2022” została postać stworzona przez sztuczną inteligencję, to wpływ technologii na naszą codzienność powinien być wysoce niepokojący.
– Oddający głosy w tym plebiscycie dali się bezrefleksyjnie uwieść wytworowi sztucznej inteligencji.
– Być może było to pierwsze ostrzeżenie, że wobec technologii będziemy bezradni i nie będziemy w stanie odróżniać tworzonej przez nią iluzji od realności. Notabene płakać mi się chciało, kiedy usłyszałam niedawno, że nauczanie dzieci posługiwania się długopisem albo piórem jest teraz zbędne, bo mamy komputerowe klawiatury. Przecież charakter odręcznego pisma to jedna z najważniejszych cech, która określa nas jako ludzi oraz indywidualność każdego z nas. Oczywiście, sztuczna inteligencja będzie szybciej od nas pisała i myślała, w sekundę przeprowadzi rozmaite analizy. Zapewne jej algorytmy stworzą też zupełnie inny wymiar międzyludzkiej komunikacji. Cena, jaką za to zapłacimy, jest na razie nieznana. Jeśli jednak, jak pokazują badania naukowe, już obecna technologia przyczynia się do wyniszczania więzi między ludźmi, wzrostu zachorowań na depresję, innych kryzysów psychicznych oraz samobójstw, to nie mogę być optymistką w kwestii sztucznej inteligencji.
– Czy w tej przestrzeni widzi Pani szanse ratunku?
– W świecie zdominowanym przez sztuczną inteligencję pozostanie nam to, co obce jest technologii – emocje. Powinniśmy więc pracować nad odruchami naszych serc. I znajdować w sobie tę czystość uczuć, którą tak pięknie i naturalnie prezentują osoby z niepełnosprawnością intelektualną. W rzeczywistości, jaką, w coraz większym stopniu, kreują informatyczne algorytmy albo zmyślenia nieuczciwych internautów, może nas ocalić jedynie praca nad własną wrażliwością.
– Wróćmy do 20-lecia Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Czy otwarcie ośrodka wytchnieniowego w Lubiatowie to spełnienie Pani kolejnego marzenia?
– Z jednej strony, tak. Z drugiej, ponad dekadę temu, marzyłam o tym, by w Lubiatowie powstał nowoczesny ośrodek wypoczynkowo-rehabilitacyjny dla osób z różnymi niepełnosprawnościami. To marzenie nie było moim wymysłem. Ono wzięło się z życia. Od 2003 roku prowadzę telewizyjny program „Anna Dymna – Spotkajmy się”. Wielokrotnie słyszałam od gości tej audycji, że, chociaż raz w życiu, chcieliby wyjechać nad morze, położyć się na piasku, zobaczyć tam zachód słońca… Niestety, nie mieli na to szansy: albo nie posiadali pieniędzy, albo jakiejkolwiek możliwości, by ze swoją dysfunkcją wyruszyć w podróż na Wybrzeże…
– Dwadzieścia lat temu, w Polsce, osoby z niepełnosprawnościami właściwie nie były obecne w przestrzeni publicznej. Udogodnienia dla nich uchodziły wtedy za architektoniczne nowinki.
– Kiedy, w 2005 roku, moja fundacja otrzymała nad morzem teren zajmowany niegdyś przez jednostkę wojsk rakietowych, najpierw postanowiliśmy wybudować w Lubiatowie siedzibę warsztatów terapeutycznych, stworzyć pierwszą taką placówkę w gminie Choczewo i okolicy. A kiedy uzbroiliśmy teren i mieliśmy również gotowe plany architektoniczne ośrodka wypoczynkowo-terapeutycznego, cała inwestycja została zablokowana.
– Dlaczego?
– Lubiatowo wyznaczono jako jedno z potencjalnych miejsc budowy elektrowni jądrowej. Udało nam się jednak dokończyć budowę siedziby WTZ. Zainaugurowały one działalność w 2014 roku. Od tamtej pory nasze warsztaty dają radość i poczucie sensu życia wielu osobom z niepełnosprawnościami. Są placówką wzorcową.
– A ośrodek wypoczynkowo-rehabilitacyjny?
– Dopiero dwa lata temu okazało się, że nadmorski teren, wydzierżawiony mojej fundacji, nie jest już zagrożony „atomową inwestycją”. Jednak nie wybudujemy tam ośrodka, o jakim pierwotnie marzyliśmy. Na to nie mamy pieniędzy. Obecne trudności sprawiły, że musieliśmy też zrezygnować z realizacji kilku stałych projektów fundacji „Mimo Wszystko”. Ale we wrześniu, na przekór licznym trudnościom, uruchomimy w Lubiatowie pięć pierwszych domków kontenerowych. Będą one służyły zapewnieniu opieki wytchnieniowej rodzinom osób z niepełnosprawnością intelektualną. Nasz ośrodek będzie działał przez cały rok.
– W Polsce pojęcie „opieka wytchnieniowa” jest stosunkowo nowe, podobnie jak niegdyś nowatorstwem były udogodnienia architektoniczne dla osób z niepełnosprawnościami.
– Dobrze, że w naszym kraju zachodzą takie zmiany. Niestety, wciąż niewielu ludzi wie albo chce wiedzieć, z jakimi trudnościami zmagają się bliscy osób z niepełnosprawnościami. Cieszę się więc, że nasz ośrodek w Lubiatowie zostanie uruchomiony. Wiem, że to miejsce daje siłę. Szum morza, lasu, łagodność natury na każdego ma życiodajny wpływ. Przyroda uzdrawia. Jest najlepszym gabinetem terapeutycznym. Dlatego jestem przekonana, że w naszym ośrodku goście odnajdą tak bardzo potrzebne im wytchnienie.
Rozmawiał Wojciech Szczawiński