Uratowała mnie Anna Dymna, cz. II
„Kiedy zapadła decyzja o zmianie usytuowania elektrowni atomowej, Ania zaproponowała, by w Lubiatowie powstał ośrodek wytchniowy dla osób z niepełnosprawnościami oraz ich opiekunów. Tworzenie takich miejsc jest w Polsce sprawą naglącą. Znamy matki i ojców, którzy, opiekując się swoimi ciężko chorymi i niepełnosprawnymi dziećmi, nigdy nie opuszczali miejsc zamieszkania” – mówi Tomasz Gzowski, dyrektor Oddziału Lubiatowo Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.
– Wspomniał Pan, że Anna Dymna, proponując Panu pracę w swojej fundacji, uchroniła niejako Pana przed zawodowym wypaleniem. Na ile trudno jest przejść z biznesu w realia organizacji pozarządowej, która zajmuje się osobami z niepełnosprawnościami, a przede wszystkim ludźmi dorosłymi z niepełnosprawnością intelektualną?
– Ogromu rzeczy, już jako facet po czterdziestce, musiałem się uczyć. Były to fascynujące, ale chwilami niełatwe doświadczenia. Wielokrotnie wymagały one głębokiej pokory. W biznesie jest prościej: liczy się wyłącznie efekt, wymierny zysk. Z drugiej strony, wiem, że skupienie się na komercji nastawionej wyłącznie na zysk wyniszcza człowieka, wypala go od wewnątrz, znacząco ogranicza mu perspektywę widzenia prostoty oraz piękna uniwersalnych wartości. Świat osób z niepełnosprawnością intelektualną funkcjonuje radykalnie odmiennie.
– Imponująca szczerość.
– Niektórzy moi dawni współpracownicy mają żal, że o tych sprawach mówię głośno. Swojej pracy oddali się bez reszty. Trwają więc w przekonaniu, że biznes oraz komercja, nawet jeśli wyniszczają, stanowią głęboko sensowny wymiar codzienności. Z kolei ja, poznając świat osób z niepełnosprawnością intelektualną, odkryłem, że normy społeczne, jakie uznajemy za obowiązujące, tak naprawdę są nic nie warte. One unicestwiają człowieczeństwo, coraz bardziej nas dehumanizują. Tymczasem ludzie, których dysfunkcje polegają też na tym, że nie potrafią nakładać społecznych masek i kierują się uczuciami, przywracają nam wiarę w normalność. Możliwość przebywania z nimi uwalnia od myślenia schematami oraz społecznego zakłamania.

Tomasz Gzowski z Adamem, uczestnikiem WTZ w Lubiatowie, fot.: Arkadiusz Śliwiński
– Jakie wartości mają znaczenie dla osób z niepełnosprawnością intelektualną?
– Jeśli, po paru miesiącach, nakładem wielkiej cierpliwością, nasi terapeuci potrafią stonować dziewczynę z zespołem Downa, której zdarzało się biegać w furii po warsztatach i wygrażać wszystkim nożem albo widelcem, to jest to niebywały sukces, nie tylko w wymiarze terapeutycznym, lecz także czysto ludzkim. Podobnie jak ten, gdy kobieta notorycznie niedbająca o higienę zaczyna przychodzić zadbana na zajęcia. Naturalnie, takie sukcesy nijak mają się do biznesowych wymierności. Ale w przestrzeni warsztatów to, co materialne, schodzi na dalszy plan.
– Ale nie jest chyba całkowicie oderwane od realiów.
– Naturalnie, uczestnicy WTZ cieszą się ogromnie, gdy dostaną nowe buty, kurtki bądź prezenty od mikołaja. Jednak największą dla nich wartością jest to, że w warsztatach nauczyli się wzajemnie siebie szanować, wspierać, lubić i również sami w sobie odkryli zaskakujący, twórczy potencjał. Ich poczucie własnej wartości znacząco się tu podniosło. Najpewniej, za żadne skarby świata, nie oddaliby dobrych emocji, które teraz w sobie mają. Odkrywanie takich postaw i relacji skłania do głębokiej refleksji nad naszą, niby normalną, codziennością.
– Są to jednak osoby wymagające szczególnej troski.
– Zgoda. Ale każdy człowiek posiada potencjał do samorealizacji. Mają go więc także uczestnicy naszych warsztatów. W dwóch pracowniach ceramicznych, a także w komputerowo-poligraficznej i przyrodniczo-gospodarczej robią oni to, w czym czują się dobrze, bezpiecznie i co sprawia im radość. A kiedy dostrzegają, że ich twórczość spotyka się uznaniem gości naszej placówki albo turystów przyjeżdżających w okresie letnim nad Bałtyk, co więcej – kiedy widzą, że wielu ludzi chętnie kupuje ich prace, to zaspokajają własną potrzebę sprawczości. Są po prostu szczęśliwi. Przecież każdy człowiek odczuwa satysfakcję, gdy to, co robi, spotyka się z uznaniem. Taka czy inna niepełnosprawność nie ma tu nic do rzeczy. Oczywiście, początki nie były łatwe. Wielu naszych podopiecznych lata całe nie opuszczało terenu swojej gminy. Pierwszy wyjazd do Krakowa czy Gdańska był więc dla nich odkrywaniem i smakowaniem nowego świata. Wielu z nich, ludzi już dorosłych, musiało się dopiero uczyć, że kiedy wychodzą do teatru, kina albo muzeum, to muszą zadbać o higienę i założyć stosowny ubiór. Dawniej, gdy szliśmy do takich miejsc, nasza grupa wzbudzała zdumienie postronnych obserwatorów. Dzisiaj tak się nie dzieje. Od początku zadaniem naszych terapeutów było nie tylko uczenie rękodzieła, ale także kształtowanie u uczestników warsztatów zachowań prospołecznych, w tym odpowiedzialności i obowiązkowości. Niektóre pozytywne zmiany w ich zachowaniu, a także wzajemnych relacjach zaskoczyły naszą kadrę. Odczuwamy sporą satysfakcję. Przecież nam, podobnie jak uczestnikom WTZ, również potrzebne jest poczucie sprawczości.
– Zapewne cieszy fundację fakt, że w pełni urzeczywistniły się plany, sprzed blisko dwudziestu lat, o budowie w Lubiatowie pierwszych w gminie Choczewo i okolicy warsztatów terapeutycznych. Nie spełniło się jednak drugie z marzeń Anny Dymnej: o powstaniu nad morzem ośrodka wczasowo-rehabilitacyjnego „Spotkajmy się”.
– Czasy mamy niełatwe. Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” nie dysponuje środkami, które obecnie umożliwiałyby wielomilionową inwestycję budowlaną. Ale kiedy zapadła decyzja o zmianie usytuowania elektrowni atomowej, Ania zaproponowała, by w Lubiatowie powstał ośrodek wytchniowy dla osób z niepełnosprawnościami oraz ich opiekunów. Tworzenie takich miejsc jest w Polsce sprawą naglącą. Znamy matki i ojców, którzy, opiekując się swoimi ciężko chorymi i niepełnosprawnymi dziećmi, przez lata nie opuszczali swoich miejsc zamieszkania. Nieraz słyszeliśmy od takich rodziców: „Bardzo kochamy osoby, którymi się opiekujemy. Ale ich ciągłe towarzystwo, dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez siedem dni w tygodniu, niekiedy jest przytłaczające. Przytłacza nas odpowiedzialność, liczba obowiązków, problemy, schematy dnia codziennego, nieprzespane noce. Jesteśmy wyczerpani nie tylko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Każda minuta naszego dnia musi być z góry zaplanowana. W takim życiu nie ma miejsca na spontaniczność”. Tego rodzaju wyznania to opis dramatu, jaki dla większości zjadaczy chleba jest niełatwy do wyobrażenia. Przy tym nie chodzi tu o zapewnienie całodobowej opieki pięcio- albo dziesięciolatkom, które z łatwością przenosi się na rękach albo przekłada w łóżku na boki. Nierzadko te dzieci mają po trzydzieści albo czterdzieści lat, a ich rodzice przekroczyli sześćdziesiąty rok życia. Rodzicielska troska przerasta więc ich siły.
– Pojęcie „opieka wytchnieniowa” funkcjonuje w Polsce dopiero od paru lat.
– Na szczęście, również władze państwowe zwróciły uwagę na potrzebę wspierania takiej opieki. Powstają ośrodki zapewniające ją w różnej formie. My dysponujemy miejscem pośrodku pięknego lasu, zaledwie kilkaset metrów od brzegu Bałtyku. Docelowo stanie tu dziesięć całorocznych domków wypoczynkowych. Przy plaży, do której prowadzi utwardzona droga, znajdują się już toalety przystosowane do potrzeb osób z niepełnosprawnościami. A dzięki pilotażowej edycji programu „Choczewo. Gmina napędzana wiatrem”, którego Fundacja Anny Dymnej „Mimo Wszystko” jest beneficjentem, dysponujemy specjalistycznymi wózkami. Osobom z dysfunkcjami umożliwią one poruszanie się po plaży albo w terenie leśnym. Domki ośrodka wytchnieniowego staną w bliskim sąsiedztwie Warsztatów Terapii Zajęciowej. Siedziba WTZ również będzie służyła naszym gościom. Na przykład, gdy mama z tatą będą chcieli wybrać się na spacer po plaży albo wycieczkę, to ich pociecha znajdzie w warsztatach fachową opiekę terapeutów i psychologa.
– Czy uczestnicy WTZ zostaną włączeni w funkcjonowanie ośrodka?
– Z założenia celem działania WTZ jest przywrócenie osób z niepełnosprawnościami na rynek pracy. Podopieczni naszej placówki znajdą więc zatrudnienie w ośrodku. Jestem przekonany, że staną się znakomitymi pracownikami. Przez wiele lat nabierali przecież umiejętności na przykład w dbaniu o czystość każdego rodzaju pomieszczeń. Nie zatrudniamy sprzątaczek. O schludność i błysk w naszej placówce troszczą się jedynie uczestnicy warsztatów. Oczywiście, każdy z nich pracuje na miarę swoich możliwości. Ale synergia zaangażowania przynosi znakomite rezultaty.
– Kiedy fundacja planuje uruchomienie ośrodka?
– Anna Dymna słusznie uważa, że organizacje pomocowe nie powinny celebrować swoich jubileuszy, bo nie taki jest cel fundacji czy stowarzyszeń. Ich zadaniem jest służenie konkretnej sprawie. Dlatego swoje 5-lecie fundacja „Mimo Wszystko” świętowała w trakcie, zorganizowanego przez siebie, koncertu charytatywnego w Filharmonii Krakowskiej, na rzecz artystów w potrzebie. W 10-lecie naszej działalności uczciliśmy otwarciem nowoczesnego ośrodka terapeutyczno-rehabilitacyjny dla osób z niepełnosprawnością intelektualną „Dolina Słońca” w podkrakowskich Radwanowicach. Nie inaczej będzie teraz. Jeśli uda nam się zebrać pieniądze, które zagwarantują ukończenie inwestycji, ośrodek wytchnieniowy w Lubiatowie uruchomimy 26 września 2023 roku, czyli w dniu 20. urodzin Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”.
Rozmawiał Wojciech Szczawiński