fbpx

Aktualności

Warto pokonać lęki

13.06.2009

Kasia Wachnik przyjechała z Radzynia Podlaskiego. Dziewczynka kocha życie. Kocha również śpiewanie. Jednak, czekając na swój występ w 5. finale Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty, odnosiła wrażenie, że jej miłość do śpiewu stała się nagle nieodwzajemniona. Ta myśl ją paraliżowała. W namiocie ustawionym za sceną nieopodal Ratusza, siedziała spięta, z ogromnym rozżaleniem na twarzy.

Festiwalowy gwar, który przetaczał się tuż obok, w ogóle do niej nie docierał. Kasia po prostu była na siebie zła. Próba generalna nie poszła jej najlepiej, do tego stopnia, że – jako jedna z dwunastu finalistów, wyłonionych spośród dwustu pięćdziesięciu uczestników tegorocznej edycji konkursu – zupełnie straciła w siebie wiarę. Pozostali finaliści spacerowali za kulisami i z uśmiechem wspominali swój udział w tygodniowych warsztatach muzycznych. Ucinali też sobie pogawędki z gwiazdami towarzyszącymi im na scenie. Pytani przez dziennikarzy o tremę, w większości oznajmiali, że raczej jej nie mają, a co ma być, to będzie – wszystko okaże się na scenie, po werdykcie jury. Tymczasem piętnastolatka wahała się, czy na tę scenę w ogóle wyjść. To nie była trema. Dziewczynka nabrała przekonania, że jej cała praca podczas warsztatów, jakie poprzedzały koncert finałowy, poszła na marne – że na nic zdały się nauki poprawnej dykcji czy emisji głosu.

Przerażenie Kasi wzmagała świadomość, że występ przed publicznością na krakowskim Rynku i tą wielomilionową, przed telewizorami, to przecież popis nie byle jaki; że na tym festiwalu profesjonalizm jest najważniejszy. A ona, cóż… Niczego z siebie wykrzesać nie mogła.

– Kasia nie czuje się najlepiej – tłumaczyła Joanna Lewandowska, jedna z mentorek niepełnosprawnych wokalistów, którzy biorą udział w finałach Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty. – Co prawda mówi się, że jeśli próba generalna wypadnie kiepsko, to koncert będzie wspaniały. Jednak na osoby, które po raz pierwszy występują publicznie albo robią to sporadycznie, niezbyt udana próba generalna działa niezwykle deprymująco: często poddają się i nie chcą nawet wychodzić na scenę. W czasie próby generalnej Kasi zaczął łamać się głos, czego nie było podczas całych warsztatów. Nie mogła nad tym zapanować. Im bardziej się starała, tym bardziej nie była w stanie śpiewać. Tłumaczę jej teraz, że mimo wszystko, musi pokochać swoje gardło, „ugłaskać” je, zrozumieć, że na każdym festiwalu występuje się nie tylko dla nagrody. Śpiewanie dla samego poklasku ma bardzo „krótkie nogi”. Śpiew musi dawać radość.

Kasia nie opuściła namiotu nawet wtedy, gdy Anna Dymna, Irena Santor oraz Ewa Błaszczyk, przewodnicząca jury, otwierały koncert finałowy. Na estradzie pojawili się także laureaci pierwszych miejsc z poprzednich edycji Festiwali Zaczarowanej Piosenki: Karolina Sawka i Łukasz Żelechowski oraz Halinka Młynkova, członkini tegorocznego jury, która przed rokiem towarzyszyła na scenie osobie niepełnosprawnej. Wypuszczono z dłoni pięć białych gołębi. Ptaki, szybując na Rynkiem, symbolizowały pięć dotychczasowych edycji imprezy. Kasia nie słyszała głośnych oklasków, które w tamtej chwili rozległy się na Rynku. Usiłowała pozbierać myśli. Pełna lęku pragnęła skoncentrować się tylko na tym, co zdarzy się za chwilę, wchłonąć w swój umysł każdą z rad, jakie ciepłym i spokojnym głosem dawała jej Joanna Lewandowska. W końcu stało się. W namiocie pojawił się inspicjent i zaprosił Kasię na scenę. W tym momencie dziewczynka odczuła nagłą ulgę, ale jednocześnie nieprzeczuwalny przypływ energii. Kilkanaście metrów oddzielających namiot od wejścia na scenę przeszła wolno, spokojnie, zupełnie nie zwracając uwagi ani na tłum dziennikarzy i fotoreporterów, ani na gwiazdy polskiej sceny muzycznej, które przechadzały się, czekając na kolejne występy z niepełnosprawnymi wokalistami.

– Łukasz Zagrobelny i Kasia Wachnik w piosence „Nie kłam, że kochasz mnie”! – rozległa się ze sceny wspólna zapowiedź Anny Dymnej i Macieja Zakościelnego.

W swojej kategorii wiekowej Kasia występowała jako ostatnia. Kiedy zaczęła śpiewać, niepewność i napięcie, które przed momentem odczuwała, gdzieś z niej uleciały. Poczuła się tak, jakby nie istniała, jakby cała stała się śpiewem.

Wszystko wokół przestało się liczyć. Każda nuta i słowo brzmiały w jej głosie czysto, precyzyjnie, miały ogromną moc; dziewczynka odnosiła wrażenie, że wirują w niej i poza nią, a cały Kraków przeistoczył się w brzmienie wykonywanych przez nią piosenek. Towarzystwo Łukasza Zagrobelnego dodawało wigoru. Tę magiczną siłę Kasia miała także wtedy, gdy – już solo – zaśpiewała „Nie wierz, nie ufaj mi”, utwór z repertuaru Anny Jantar. Kiedy skończyła występ, publiczność wiwatowała. Łukasz Zagrobelny pochylił się, pocałował policzek piętnastolatki i wyszeptał: „Byłaś naprawdę świetna…”. Wokalista mówił coś jeszcze, ale Kasia nie mogła go usłyszeć. Słowa zagłuszał aplauz publiczności.

„Oj dziewczyno, dziewczyno! Ciekawe życie będzie miał z tobą twój brunet!” – żartował Maciej Zakościelny. Aktor skomentował w ten sposób słowa ostatniej piosenki i wyświetlany na telebimie wywiad Anny Dymnej przeprowadzony z Kasią. W jego trakcie dziewczynka stwierdziła bardzo serio, że marzy o, niekoniecznie wysokim, mężu brunecie z niebieskimi oczami oraz o drewnianym domku, w którym wspólnie za kilkanaście lat zamieszkają. Konferansjer wręczył też Kasi białą różę i obwarzanek, podobnie jak to zrobił w przypadku innych zaczarowanych finalistów.

– Rzadko śpiewam w duetach, ale te duety były dla mnie bardzo miłe – mówiła dziennikarzom Hanna Banaszak. – Podział na utalentowanych wokalistów sprawnych i niepełnosprawnych jest czymś sztucznym. Talent albo się ma, albo nie. I dlatego fakt, że ktoś chodzi o własnych siłach, a inny porusza się na wózku bądź nie widzi, nie ma w muzyce najmniejszego znaczenia. Przyznam, że występując na tym festiwalu, nie kierowałam się szczególną wrażliwością czy swego rodzaju pokłonami dla osób, z którymi śpiewałam. Zwyczajnie partnerowałam im na scenie. Uważam, że posiadając ogromne zdolności wokalne, na taką zwyczajność po prostu zasługują. Natomiast mówienie o jakichś szczególnych emocjach byłoby wysoce krzywdzące dla tych wykonawców. To są utalentowani artyści i jedynie w taki sposób należy ich traktować. Chwała więc Ani Dymnej za to, że organizuje imprezę, podczas której te osoby mogą zaprezentować się szerokiej publiczności.

Kiedy uśmiechnięta Kasia zeszła ze sceny, jury kończyło już obrady. W tamtej chwili dziewczynka czuła w sobie lekkość. Daleka była jednak od euforii. Przed kamerami telewizji, wypowiadała się cicho, spokojnie, w tonie niezwykle skromnym.

Następnie, wspólnie z Łukaszem Zagrobelnym, pozowała przed obiektywami fotoreporterów. Serce zaczęło jej bić nieco mocniej, gdy na scenie pojawiła się Ewa Błaszczyk, przewodnicząca festiwalowego jury.

Razem z pozostałymi finalistami kategorii dziecięcej, Kasia ponownie stanęła przed publicznością w świetle reflektorów. Tuż za nimi pojawiły się gwiazdy towarzyszące w tym roku niepełnosprawnym wokalistom: Hanna Banaszak, Krystyna Prońko, Muniek Staszczyk, Łukasz Zagrobelny oraz członkowie zespołu „Budka Suflera”.

– Uroczyście ogłaszam – mówiła do mikrofonu Ewa Błaszyk – że w kategorii dzieci, trzecie miejsce w 5. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty zajął Grzegorz Batóg; drugie przypadło Agacie Zakrzewskiej. A laureatką pierwszego miejsca w tej edycji festiwalu… – aktorka zrobiła dłuższą pauzę, by zwiększyć napięcie – została Katarzyna Wachnik! Gratulujemy!!!

Po krakowskim Rynku przetoczył się odgłos gromkich braw i radosnych dźwięków wydobywających się z instrumentów zespołu „Kameleon” pod kierownictwem Radka Labakhua-Kiszewskiego. Kasia była oszołomiona. Poczuła się tak, jakby nagle została przeniesiona do innego wymiaru czasoprzestrzeni, jednego z tych zaczarowanych światów, które pojawiają się tylko w najbardziej nierealnych snach i pełnych tęsknot marzeniach. Nie bardzo rozumiała, co tak naprawdę się stało. Przy wtórze kolejnej porcji braw i muzyki dziewczynka odebrała z rąk Anny Dymnej statuetkę Zaczarowanego Ptaszka. Krzysztof Kaczmar, dyrektor Biura Fundacji im. Leopolda Kronenberga, wręczył jej czek na dwadzieścia cztery tysiące złotych.

– Widzisz, widzisz! – ściskała Kasię Joanna Lewandowska. – Udało się! Jesteś wielka!

Dziewczynka wtulała się mocno w swoją nauczycielkę i przyjaciółkę. W głowie ciągle miała zamęt. Powoli docierało do niej, że odniosła wielki sukces. Ale gdzieś tam w głębi niej pojawił się także smutek. Zaczęła rozumieć, że już nigdy nie będzie mogła wziąć udziału w tym magicznym i pełnym radości konkursie: pracować z profesjonalistami, śpiewać z gwiazdami, no i doznawać tych wszystkich przerażających, ale jednocześnie fantastycznych emocji, które jeszcze nie tak dawno wypełniały ją od stóp aż po końcówki włosów. Dostała przecież statuetkę Zaczarowanego Ptaszka, a laureatom tego festiwalu ponownie startować w nim nie wolno.

– I co teraz będzie? – dziewczynka zapytała swoją nauczycielkę śpiewu, spoglądając bardzo uważnie w jej oczy.

– Będzie wspaniale! – odparła z uśmiechem Joanna Lewandowska. – Przed tobą wiele występów. Kiedy skończysz szesnaście lat, możesz zaśpiewać tu znowu, w kategorii wokalistów dorosłych. Musisz jedynie w siebie wierzyć. Wiesz już przecież, że wiara i radość czynią cuda.

***

20-letnia Marta Rogalska brała już udział w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty, w jego drugiej edycji. Podczas 2. finału na krakowskim Rynku śpiewała z Adamem Nowakiem z zespołu „Raz, Dwa, Trzy”, ale laureatką imprezy nie została  Stwierdziła wówczas, że jury nie było obiektywne. Nie miała też zamiaru ponownie startować w tym konkursie. No bo niby dlaczego miałaby to robić, skoro jurorzy bywają stronniczy? Zdanie jednak zmieniła, bo wtedy – jak przyznaje obecnie – stawiała dopiero pierwsze muzyczno-wokalne kroki, brakowało jej doświadczenia i dystansu do samej siebie. W tym roku na Rynku w Krakowie wspierał ją Muniek Staszczyk.

Marta jest zbuntowana, kto wie, czy nie bardziej niż Muniek Staszczyk: nie akceptuje komercji, układów, obłudy w świecie polityki i w tak zwanym hajlajfie. Wszystko to jest dla niej sztucznością – pustką, rozdęciem i żałosnym blichtrem. Kiedy na Rynku Marta dzieliła się przemyśleniami na temat swojego obrazu rzeczywistości, mówiła mądrze, logicznie, z wielką pasją i wiarą.

Trudno było dostrzec u Marty jakąkolwiek niepełnosprawność. Kobieta cierpi jednak na lekkie porażenie prawostronne. Do Krakowa przyjechała z Aleksandrowa Kujawskiego. Ma w tym mieście własny zespół o nazwie „Pchełki”. Z „Pchełkami” występowała w radiu, telewizji, w przeróżnych koncertach. Na „Famie” wyśpiewała nawet „Trytona”. Mogłaby się też chwalić, że występowała na „Offie”. Nie robiła tego jednak. O swoim występie podczas festiwalu Artura Rojka, lidera zespołu „Myslovitz”, Marta wypowiadała się raczej skromnie, bez specjalnych emocji. Irytowała się nawet wtedy, gdy w trakcie wywiadów udzielnych na Rynku, znajomi podpowiadali jej, w jakich imprez występowała i w których będzie brała udział w najbliższym czasie. „Cicho, daj spokój!” – napominała jednego z nich. Marta po prostu nie zamierza sztucznie siebie lansować. Uważa, że tylko pracą i talentem można osiągnąć sukces; potrzebne są także wytrwałość oraz cierpliwość. To, co robią „Pchełki”, kobieta definiuje jako muzykę Hop-Siup. Trudno jej po prostu znaleźć bardziej precyzyjne określenie. Inna rzecz, że zarówno jej, jak i pozostałym członkom „Pchełek”, bardzo odpowiada mówienie, iż są hopsiupowcami.

– Luz… – oznajmił dziennikarzom Muniek Staszczyk, gdy wspólnie z Martą opuszczał scenę. – Nie pytajcie, co sądzę o Marcie. Nie jestem jurorem. Mogę tylko powiedzieć, że śpiewało się nam świetnie… A niby czemu występujący tu wokaliści nie mieliby nagrywać płyt? Przecież na scenie radzą sobie dobrze. To chyba nie jest kwestia ich niepełnosprawności. Dzisiaj zaistnieć w mediach trudno jest każdemu. Ciężko się przebić, nawet gdy człowiek ma wielki talent. Taki, niestety, jest ten nasz świat. Ale niektórym wokalistom udaje się wypłynąć. Mimo wszystko.

Z liderem zespołu „T-Love” Marta zaśpiewała „I love you”. Solo wykonała „Bo jo cię kocham”, utwór z repertuaru zespołu „De Press”. Zrobiła to naprawdę brawurowo. Kiedy wznosiła się na sam szczyt swojego wokalnego kunsztu, publiczność pod sceną szalała. W jej głosie słychać było nuty buntu, ale jednocześnie niewysłowione świeżość, łagodność i wrażliwość. To robiło wrażenie, tym bardziej że Marta grała również na flecie. Pewna wygranej jednak nie była. Nie miała po prostu przekonania, czy trafiła w gust jury. Poza tym występował przed nią 18-letni Kamil Czeszel. On również ma na koncie spore sukcesy wokalne, na przykład nagrodę „Grand Prix” na Ogólnopolskim Festiwalu Twórczości Artystycznej „OPTAN” w Grudziądzu czy „Złoty Klucz” z Jarocina. Mężczyzna jest weteranem Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. W 2007 roku, wspólnie z Arturem Gadowskim, wyśpiewał trzecie miejsce w kategorii dzieci. W tegorocznej imprezie startował jako wokalista dorosły. Z Krystyną Prońko wykonał „Jesteś lekiem na całe zło”, potem – solo – „Jednego serca”, utwór z repertuaru Czesława Niemena. Nie tylko zdaniem Marty, Kamil wypadł wspaniale. Gdy śpiewał utwór solowy, tłum na Rynku unosił ręce, majestatycznie kołysał się, wznosił okrzyki… Nikt nie zastanawiał się, na czym polega niepełnosprawność mężczyzny, dlaczego śpiewa, siedząc przed mikrofonem. Liczył się jedynie jego głęboki, poruszający, wibrujący głos. To było naprawdę coś. „Coś” przez bardzo duże „C”.

Marta zeszła ze sceny. Udzieliła wywiadu telewizji i kilku rozgłośniom radiowym.

– Bardzo pani gratuluję – podbiegł do niej któryś z dziennikarzy prasowych. – Pamięta pani? Już rozmawialiśmy. Chciałbym teraz zapytać, co pani dał ten festiwal?

– Atmosfera festiwalu jest naprawdę świetna – odpowiedziała grzecznie Marta. – Trudno odmówić profesjonalizmu organizatorom tej imprezy. Tyle tylko, że jeśli ktoś sądzi, że dzięki tej fantastycznej imprezie zrobi karierę, to jest w wielkim błędzie. Taki festiwal to dopiero pierwszy krok, bardzo ważny, ale jednak pierwszy. Trzeba rozumieć, że aby zaistnieć na profesjonalnym rynku muzycznym, należy mieć własne piosenki, swoje teksty i muzykę. Zresztą, kiedy wraz ze swoim zespołem zaśpiewałam na „Offie” u Artura Rojka, to owszem pojawiło się kilka propozycji, ale tamten występ nie zadziałał tak, że nagle otworzyły się przed nami drzwi do niebywałej kariery. Nawet nasze nagranie w radiowej „Trójce” nie spowodowało cudu. A radio ma przecież ogromną siłę… Przepraszam, muszę wracać na scenę… – kobieta przerwała wypowiedź, bo Zbigniew Zamachowski, który z Anną Dymną prowadził koncert kategorii osób dorosłych, właśnie zapowiadał ogłoszenie werdyktu jury.

Wchodząc na scenę, Marta była spokojna. Nie myślała o wygranej. Miała świadomość, że nawet bez niej odniosła spory sukces podczas tego festiwalu; że nie tylko dobrze zaśpiewała i zagrała na flecie – na początku wykonywanego przez nią utworu zespół „Kameleon” wykonał również dżingiel, którego była pomysłodawczynią. Satysfakcję Marta odczuwała więc ogromną.

– Proszę państwa – dostojnym głosem oznajmiła publiczności Ewa Błaszczyk – miło mi poinformować, że jury 5. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty, w kategorii osób dorosłych, postanowiło przyznać trzecie miejsce Mariuszowi Trzeciakowi, drugie – Kamilowi Czeszelowi. Laureatką pierwszego miejsca została Marta Rogalska!

Na scenie powtórzono ten sam ceremoniał, który towarzyszył ogłoszeniu wyników w kategorii dziecięcej – wśród błysków kilkudziesięciu fleszy aparatów fotograficznych, wręczono Statuetki Zaczarowanego Ptaszka oraz nagrody pieniężne. Laureaci przyjęli gratulacje od Anny Dymnej, Ireny Santor i wielu innych osób. Następnie oblegli ich dziennikarze i fotoreporterzy. Nie był to jednak koniec emocji w pierwszym dniu 6. Ogólnopolskich Dni Integracji „Zwyciężać mimo wszystko”. Nadszedł czas, by, po raz pierwszy, otworzyć międzynarodowy etap Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty.

***

Khoren Simonyan ma 17 lat. Cierpi na Zespół Pfeiffera. Na finał 5. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty przyjechał z Gyumri w Armenii. Mieszka tam w Domu Dziecka. Do konkursu zgłosiły go wolontariuszki z Fundacji Schumana, które w Armenii pracowały. Gdy poznały Khorena, od razu zrozumiały, że chłopca stać na wiele. Postanowiły zgłosić go do ogólnopolskiego konkursu dla uzdolnionych wokalnie osób niepełnosprawnych, o którym wiedziały tylko tyle, że jest organizowany przez Fundację Anny Dymnej „Mimo Wszystko”. Rada Artystyczna festiwalu ze zgłoszeniem Khorena miała więc spory problem.

Co prawda Armeńczyk śpiewa rewelacyjnie, ale w Festiwalu Zaczarowanej Piosenki startowali dotąd jedynie polscy wokaliści. Ostatecznie członkowie Rady Artystycznej postanowili, że takie osoby jak Khoren Simonyan będą otrzymywały na krakowskim Rynku tytuł Ambasadora Zaczarowanej Piosenki.

W dniu finału festiwalu Khoren bardzo wcześniej zjawił się na scenie. Brał udział we wszystkich próbach. Wspólnie z zespołem „Kameleon” akompaniował wokalistom na instrumencie perkusyjnym zwanym shakerem. Robił to z pełną powagą, ale widać było, że bawi się świetnie. Przed publicznością stanął dopiero wtedy, gdy nagrodzeni zostali ostatni finaliści. I co tu dużo mówić, 17-letni Armeńczyk widownię po prostu oczarował, porwał ją do tańca. Wywarł ogromne wrażenie, bo zaśpiewał „Kolorowe jarmarki”, oczywiście po polsku. Bisował dwukrotnie. Gdyby nie festiwalowa dyscyplina, musiałby to zrobić jeszcze parę razy.

– Utwór „Kolorowe jarmarki” bardzo spodobał się Khorenowi – tłumaczyła Maja Brand, wolontariuszka Fundacji Schumana. – Chłopak nie miał problemów z nauką polskiego tekstu, bo posiada ogromne zdolności językowe. Ponieważ wiedziałam, że w Polsce odbywa się Festiwal Zaczarowanej Piosenki, postanowiłam zgłosić go do tego konkursu. W Armenii Khorenowi nie jest łatwo. Tych chwili spędzonych w czasie koncertu półfinałowego w Warszawie i finałowego w Krakowie z pewnością nie zapomni do końca życia.

Pierwszy Ambasador Zaczarowanej Piosenki, prócz Statuetki Zaczarowanego Ptaszka, otrzymał również czek na kwotę 1000 euro (nagrodę ufundowały firma „McArthur” z Zabierzowa oraz Fundacja „Mimo Wszystko”). Niech żałują ci, którzy nie widzieli szczęścia Khorena w tamtej chwili. Warto żyć dla samego widoku takiej radości. Ale podczas koncertu finałowego Armeńczyk nie był jedynym zagranicznym wykonawcą. Prócz niego wystąpiła Geni Ciatti, zwyciężczyni czeskiego odpowiednika Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Na scenie towarzyszyła jej Gabi Gold, gwiazda estrady u naszych południowych sąsiadów. Tak oto rozpoczęła się międzynarodowa eraFestiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty. Jak zapowiedziała Anna Dymna, czynione są starania, by ten festiwal zyskał rangę europejską.

– Pięknie, bardzo pięknie… – wzdychał po zejściu ze sceny Grzegorz Cugowski, lider „Budki Suflera”. – Jeśli ci młodzi ludzie będą chcieli w życiu śpiewać, to z pewnością im się to uda. Warunki głosowe mają bardzo dobre. Ważne tylko, żeby mieli w sobie dość samozaparcia, by podążać za swoimi marzeniami. Odporność psychiczna również im się przyda. Ogromna wartość tej imprezy polega między innymi na tym, że nie ma tutaj żadnych playbacków i innych muzycznych „wspomagaczy”. To rzadka rzecz w dzisiejszym świecie konkursów wokalnych muzyki pop. Publiczność i jurorzy – a jurorzy są tutaj znakomici – mogą więc ocenić, co naprawdę reprezentują występujący artyści. Więcej nie trzeba dodawać, by wykazać ogromną rangę tego festiwalu.

Uczestnicy koncert finałowego 5. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty

Kat. dzieci: 15-letnia Katarzyna Wachnik z Radzynia Podlaskiego (duet z Łukaszem Zagrobelnym w utworze „Nie kłam, że kochasz mnie” oraz solo: „Nie wierz mi, nie ufaj mi”), 16-letnia Agata Zakrzewska z Warszawy (duet z „Budką Suflera” w utworze „Takie tango” oraz solo: „Powrócisz tu”), 14-letni Grzegorz Batóg z Oleśnicy (duet z Hanną Banaszak w utworze „W moim magicznym domu” oraz solo: „Bananowy song”), 13-letnia Anna Ilminowicz z Leszna (duet z Krystyną Prońko „Małe tęsknoty” oraz solo: „Coś optymistycznego”), 15-letni Michał Wiśniewski z Ostrowit (duet z Muńkiem Staszczykiem w utworze „Bóg” oraz solo: „Między ciszą a ciszą”), 10-letnia Sandra Chorąży ze Szczecina (duet z Anią Dąbrowską w utworze „Kołysanka dla nieznajomej” oraz solo: „Scenariusz dla moich sąsiadów”).

Kat. dorosłych: 20-letnia Marta Rogalska z Aleksandrowa Kujawskiego (duet z Muńkiem Staszczykiem w utworze „I love you” oraz solo: „Bo jo cię kocham”), 18-letni Kamil Czeszel z Torunia (duet z Krystyną Prońko w utworze „Jesteś lekiem na całe zło” oraz solo: „Jednego serca”), 25-letni Mariusz Trzeciak z Legnicy (duet z Anią Dąbrowską „Tego chciałam” oraz solo: „Zaczekam”), 22-letni Grzegorz Fijałkowski z Kocka (duet z Hanną Banaszak w utworze „Pogoda ducha” oraz solo: „Co mi, Panie, dasz?”), 31-letnia Katarzyna Szukalska z Ostrowa Wielkopolskiego (duet z „Budką Suflera” w utworze „Bal wszystkich świętych” oraz solo: „Podróżą każda miłość jest”), 18-letnia Agnieszka Rejtczak z Siedlec (duet z Łukaszem Zagrobelnym w utworze „Nieprawda” oraz solo: „Tańczące Eurydyki”).

Laureaci 5. Festiwalu Zaczarowanej Piosenki im. Marka Grechuty

Kat. dzieci:
1. Katarzyna Wachnik
2. Agata Zakrzewska
3. Grzegorz Batóg

Kat. dorosłych:
1. Marta Rogalska
2. Kamil Czeszel
3. Mariusz Trzeciak

Jury: Ewa Błaszczyk, Czesław Majewski, Andrzej Zarycki, Danuta Grechutowa, Halinka Mlynkova, Bogdan Smoleń, Maciej Wojtyszko, Magdalena Waligórska (sekretarz jury).

Wojciech Szczawiński

Może Cię zainteresować

Zdrowia, miłości, spokoju…

20.12.2024

„Czego Wam życzyć? Zdrowia, bo najważniejsze jest zdrowie. Ale jak będziemy zdrowi, to przede wszystkim życzę Wam miłości. Bo tak ważne jest, żeby mieć kogoś, komu się mówi: »Dobrze, że jesteś, kocham cię«. Życzymy więc Wam, żebyście mieli komu w te święta powiedzieć, żebyście o tym nie zapomnieli: »Dobrze, że jesteś«” – zaznacza Anna Dymna.

Najważniejsi są przyjaciele

19.12.2024

Gościem jutrzejszego programu „Anna Dymna – Spotkajmy się” będzie Arkadiusz Maniuk, muzyk karykaturzysta portretowy. U pana Arkadiusza zdiagnozowano nowotwór mózgu – oponiaka.

Dołącz do newslettera