„Wybraniec” w TVP2
Śpiewał solo i w chórach Teatru Wielkiego, Filharmonii Warszawskiej. Potem spróbował szczęścia we Flensburgu (Niemcy). W końcówce lat 80. osiadł w Hamburgu. Przez 25 lat występował w tamtejszej operze. Jego karierę tenora przerwała choroba: ALS/SLA – stwardnienie zanikowe boczne.
„Wybraniec” – to tytuł filmu Marty Kądzieli o Piotrze Pajączkowskim. TVP2 wyemituje dokument 1 października o 22.50. Narrację w tej opowieści stanowić będą słowa, jakie chorujący na stwardnienie zanikowe boczne artysta zawarł, w wydanej przed dwoma laty, książce „Warto żyć” (napisał ją oczami, dzięki specjalnej przystawce do komputera).
We wstępie do „Warto żyć” Anna Dymna pisze:
Drodzy Przyjaciele, trzymacie w rękach niezwykłą książkę, zapis rozmów, które od wielu miesięcy toczyły się na forum internetowym. Rozmowy sprowokował, wywołał i prowadził Piotr, który, od 2010, roku żyje z tajemniczą, nieuleczalną chorobą SLA, czyli stwardnieniem bocznym zanikowym. Z Piotrem rozmawiają różne osoby… i chore, i opiekunowie chorujących, ich rodziny, lekarze, przyjaciele. Kiedy zaczęłam czytać tę książkę miałam ściśnięte gardło. Wydawało mi się, że stąpam po cienkiej lodowej tafli, że za chwilę pęknie mi serce, że się uduszę… A skąd to napięcie? Po prostu starałam się wczuć w sytuację Piotra i ludzi żyjących z SLA. Tylko wyobrażając sobie siebie w takiej niewoli zrozumiecie bardzo dotkliwie i jasno prawdy, które formułuje Piotr. Nie wydadzą się Wam one sloganami, pustymi mądrościami ani sformułowaniami na wyrost. Zrozumiecie ich głęboki sens i zorientujecie się, że dotyczą nas wszystkich.
Zanim sięgniecie po tę książkę przeczytajcie te słowa Piotra:
Darem Bożym jest to, że możecie:
– kręcić, kiwać, obracać głową.
– mówić, jeść, pić, kasłać.
– poruszać rękoma, dłońmi i palcami.
– chodzić, skakać, tańczyć, kopać piłkę, poruszać stopą i palcami.
Wyobraźcie sobie, że tego wszystkiego nie możecie robić. Prawda, że trudno?!
Wystarczy położyć się wygodnie na 30 minut, buty i skarpety, muszą być zdjęte.
Można w tym czasie poruszać oczami, powiekami i zakasłać.
Druga osoba ma kontrolować, czy leżycie w totalnym bezruchu. Życzę powodzenia!
Spróbowałam wykonać to zadanie. Ze średnim powodzeniem. Po piętnastu minutach byłam przerażona i okrutnie zmęczona… choć przecież cały czas wiedziałam, że za chwilę wstanę, pobiegnę do ogrodu, pogłaszczę kota, zadzwonię do męża, zaśpiewam i zatańczę, bo przecież mogę! A Piotr nie może już nigdy. Po tej próbie dopiero zaczęłam czytać.
I pochłonęłam te słowa bez przerywania w ciągu kilku godzin. Minęło napięcie i lęk. Była to dla mnie dziwna podróż… I, co zdumiewające, jasna, radosna, poszerzająca mój świat. Zrozumiałam nagle każdym milimetrem ciała, każdym oddechem, z każdym uderzeniem serca, jak szczęśliwym jestem człowiekiem, jak wiele mogę, i… jak często tego nie dostrzegam, nie doceniam i nie wykorzystuję. Jestem przekonana, że książka ta jest skarbem nie tylko dla ludzi chorych, ale przede wszystkim dla nas, tzw. zdrowych. Pokazuje ona, jak niezwykłą istotą jest człowiek, ile w nim pokory, cierpliwości, mądrości i miłości. Dla mnie jest to bowiem przede wszystkim rozmowa o sile miłości i o prawdziwej wolności człowieka, o sile wiary. I te prawdy to nie jest żadna poezja, filozofia ani teoria. Wynikają one z zapisu zwykłych dni Piotra – wydawałoby się pełnych cierpienia, ograniczeń, upokorzeń… Piotr opisuje dokładnie, lecz ze zdumiewającym poczuciem humoru, wszystko, co czuje i czego dotyka, co dzieje się z jego ciałem, fizjologią. Wydawałoby się, że nie ma gorszego więzienia i upokorzenia. Ale w słowach Piotra nie ma ani buntu, ani nienawiści. Pisze o tym, jak piękne jest życie, jak jest szczęśliwy, gdy patrzy na swoją żonę, dzieci, wnuczkę, gdy czuje, jak jego pies Lucki liże go po ręce.
Piotr otoczony jest prawdziwą miłością. Jego żona Joasia mogłaby być symbolem miłości małżeńskiej – delikatna, spokojna, pełna światła i uśmiechu. Gdy ją niedawno poznałam zrozumiałam słowa Piotra – „Aniu, ja jestem po prostu szczęściarzem!”.
Z kolei Marta Kądziela, scenarzystka i reżyserka „Wybrańca”, wyznała w mediach społecznościowych:
Nigdy chyba robienie filmu nie było dla mnie tak ogromnym przeżyciem i wyzwaniem, a jego bohaterowie nie dali tyle do myślenia. Choć zdjęcia realizowaliśmy rok temu, wciąż mam „ciary”, gdy przypomnę sobie tę historię. Czuję głęboką wdzięczność, że miałam szansę ją opowiedzieć. Dziękuję przede wszystkim Piotrowi i Joannie – za niezwykłe zaufanie, jakim mnie obdarzyli.
Zapraszamy do telewizyjnej „Dwójki” 1 października o 22.50.