Z Charkowa do Lubiatowa
Od dwóch dni w naszych Warsztatach Terapii Zajęciowej w nadbałtyckim Lubiatowie gościmy piątkę ukraińskich uchodźców: panią Marinę, jej mamę, Olenę, a także trójkę synów: Dimę, Kiryła oraz Gliba. 13-letni Dima ma spektrum autyzmu.
Kiedy Tomasz Gzowski, dyrektor Oddziału Lubiatowo Fundacji Anny Dymnej „Mimo Wszystko”, dowiedział się z mediów społecznościowych, że na wschodniej granicy utknęła rodzina z chłopcem ze spektrum autyzmu, natychmiast zgłosił gotowość przyjęcia ich w naszym nadmorskim ośrodku. Po dziesięciu godzinach podróży uchodźcy znaleźli się w Lubiatowie. Zostali ugoszczeni w pomieszczeniach socjalnych warsztatów. Mają do dyspozycji pokoje, kuchnię i sanitariaty.
– Poruszający jest los rodziny pani Mariny, która z zawodu jest logopedą – mówi Tomasz Gzowski. – Przez dwa tygodnie uciekała przed wojną spod Charkowa. Przyjechała z bliskimi właściwie bez niczego. Cały ich dobytek stanowiły niewielkie plecaki oraz rzeczy, które otrzymali na granicy. Wczoraj zabrałem panią Marinę na zakupy. Dużego wyboru tu nie ma. Miły gest spotkał nas w second-handzie. Jego właścicielka oznajmiła, że pani Marina może sobie wybrać, co tylko chce. Za darmo. Prócz tego kupiliśmy bieliznę oraz buty. Zadbaliśmy także o smaczny poczęstunek dla naszych ukraińskich gości.

Ukraińskich gości serdecznie przyjęli wszyscy uczestnicy WTZ w Lubiatowie, fot.: Arkadiusz Śliwiński
Trudy wielodniowej podróży, co zrozumiałe, najgorzej znosił Dima, którego przerażała nieznana mu sytuacja.
– Do tej pory nastolatek ma problemy z adaptacją, nadal jest w permanentnym stresie – zaznacza oligofrenopedagog Justyna Kępka, która na co dzień kieruje kadrą Warsztatów Terapii Zajęciowej w Lubiatowie. – Wczoraj, gdy wyszliśmy na spacer po plaży, początkowo zachowywał się spokojnie. Jednak widok morza, którego nigdy nie widział, ponownie pobudził w nim napięcie. Wieczorem długo krzyczał. Trudno obecnie ocenić, jak w dłuższej perspektywie będzie tutaj funkcjonował. Dimie i całej jego rodzinie przede wszystkim potrzebny jest spokój.
Obecnie pomagamy rodzinie pani Mariny załatwiać odpowiednie dokumenty. Być może Kirył i Gliba już niebawem pójdą do szkoły, a Dima stanie się pełnoprawnym uczestnikiem naszych warsztatów w Lubiatowie. Jakkolwiek będzie, mocno trzymamy kciuki za naszych ukraińskich gości, myślimy o nich z wielką troską i życzymy im jak najlepiej.
– Pani Marina ogromnie tęskni za swoją miejscowością pod Charkowem. Chce wracać jak najszybciej do miejsca, w które mocno wrosła – zauważa Tomasz Gzowski.
Katarzyna Cichoń