Dopóki jest Ewa…
23 marca Anna Dymna wzięła udział w koncercie „Budzimy do życia”, który, z udziałem wielu znakomitych artystów, zorganizowała Fundacja Ewy Błaszczyk „Akogo?”. Aktorka dzieli się refleksją z tego wydarzenia.
Przeżyłam wczoraj prawdziwie magiczny dzień. Choć pracowity, był jednym z tych, które dają siły na wiele następnych dni. Wyjechałam rano samochodem z Krakowa, z Mają Jaworską – dyrektorem mojej Fundacji, Janeczką Dudzik – zastępcą dyrektora, i Markiem Kowalskim – moim asystentem, niezawodnym kierowcą. Podróż w taki dzień jest przygodą: wiosna, słońce, buchające zielenią pola, stada sarenek… – jak piękny film.
Zanim dotarliśmy na Bielany, spotkaliśmy się z Irenką Santor. Każda chwila z Ireną to skarb. Jej życzliwość, uśmiech, mądrość działają na mnie jak kuracja wzmacniająca. Nie umiem nawet za to podziękować. Po prostu się nie da. Myślę, że, bez zbędnych słów, Irena czuje, Kim jest dla mnie i mojej Fundacji. Niestety, spotkanie było krótkie, bo musiałam pędzić na próbę. Kościół kamedułów na Bielanach, pokamedulskie zabudowania to najgościnniejsze miejsce, jakie znam.
Gdy dotarliśmy na miejsce, trwały już próby. Ksiądz Wojtek Drozdowicz, gospodarz tego miejsca, witał nas jak najbliższą rodzinę. Przed wejściem do podziemi wygrzewali się w słońcu czekający na próbę artyści. Jakież miłe są takie powitania! Spotykamy się czasami gdzieś „na szlaku”, biegniemy dalej z nadzieją, że znów kiedyś coś razem zrobimy. I to był właśnie ten dzień.
Ksiądz Wojtek gościł nas jak ojciec prawdziwy, karmił, poił, co chwilę ktoś z nas schodził na próbę. W podziemiach panował przedpremierowy ruch. Kable, kamery, mikrofony, ustalanie kolejności, miejsc, próby piosenek. Reżyser Bolek Pawica spokojnie dawał uwagi, precyzyjnie wszystko ustalał. Czekał tu na mnie Michaś Ziomek, laureat ubiegłorocznego Festiwalu Zaczarowanej Piosenki. Poprosiłam go, by był razem ze mną i żeby, w imieniu mojej Fundacji, od wszystkich osób niepełnosprawnych, zaśpiewał piosenkę dla Ewy i „Budzika”. Michał ma dystrofię mięśniową, jeździ na wózku. Przyjechał z Nowego Sącza z mamą. Siedział trochę zmarznięty – na dole było bardzo zimno – ale na mój widok uśmiechnął się radośnie. Gdy patrzę na Michała, wydaje mi się, że wokół niego zawsze jest jaśniej. Wózek i choroba nie zabierają mu marzeń. W tym roku kończy studia, chce wydać płytę i jest zakochany.
Po próbach charakteryzacja i już godzina 18. Wszyscy zeszliśmy do podziemi. Sala szczelnie wypełniona gośćmi. Zobaczyłam panią prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz, Marka Michalaka – Rzecznika Praw Dziecka, polityków, lekarzy. W pierwszym rzędzie siedział wybudzony w „Budziku”, stremowany chłopak z rodzicami… On też brał udział w koncercie. Wszyscy artyści siedzieli przy długim stole po prawej stronie sceny, prowadzący koncert: Andrzej Poniedzielski i Maciek Stuhr – przy stoliku po lewej. Po obu stronach umieszczono duże monitory z kolorowym zegarem, który jest znakiem kliniki „Budzik”. Pojawił się na nich krótki filmik fundacji „Akogo?”, z Franciszkiem Pieczką i dziewczynką, która śpi, ale w niebie nikt jej jeszcze nie chce.
Koncert rozpoczął Maciej Stuhr. Siadł przy fortepianie i zaczął grać i śpiewać piosenkę do tekstu Jacka Cygana „Czas nas uczy pogody”. I wcale nie brzmiało to jak parodia! Po chwili dołączył do niego Stanisław Sojka. Śpiewali tak, że przez salę przebiegł dreszcz. Potem ksiądz Wojtek Drozdowicz gospodarz tego miejsca, przywitał wszystkich i włożył do pieca bochny chleba, by po koncercie podzielić się ciepłym chlebusiem ze wszystkimi. Andrzej i Maciek prowadzili spotkanie z wdziękiem i lekkością. Oglądaliśmy co chwilę filmiki z kliniki „Budzik”, z wybudzonymi lub budzącymi się dziećmi, z ich rodzicami, lekarzami. Momentami nie dało się powstrzymać wzruszenia. Płakali i artyści, i widzowie. Dowcip prowadzących kolegów uratował podziemia przed potopem. Przy piosence Krysi Jandy sala zamarła. Krystyna wykonała brawurowo „Wariatkę” i znów ścisnęły się gardła widzów. Koncert upływał szybko i sprawnie, jakby był wiele dni próbowany. A przecież wiele momentów to improwizacja. Jurek Stuhr czytał wiersz, który napisała dla niego nieznajoma pani z Australii. Wreszcie po kolejnym materiale filmowym przyszła moja chwila.
Byłam tak zdenerwowana, że pamiętam swój występ tylko częściowo: pcham wózek Michała. Stajemy na wyznaczonym miejscu. Trzymam się ramienia Michała. To mnie ratuje. Maciek mnie przedstawia i …. Nie wiem, co mówić. Wszystko, co sobie w myślach skonstruowałam, gdzieś się gubi. Patrzę na salę, na Ewę i samo mi się mówi. Nie pamiętam dokładnie słów, ale wiem, że nagle sobie uświadomiłam, jakie to ważne, że mogę być tutaj z Michałem Ziomkiem, wśród tylu wspaniałych aktorów, muzyków, wokalistów, by powiedzieć Ewie, że z nią jesteśmy…
Zdałam sobie sprawę jaśniej niż kiedykolwiek, że życie jest piękne, mimo wszystko, że mimo wszystko trzeba się uśmiechać, że mimo wszystko trzeba walczyć o każdy oddech, spojrzenie, chwilę. Powiedziałam ze sceny, że właśnie Ewa, bez zbędnych słów, od lat nas tego uczy, daje nam wiarę, że warto – jest Mistrzem dla mnie i wielu innych ludzi. A mistrzami , akumulatorami, które dają moc i siłę do działań i Ewy, i moich są nasi podopieczni, wybudzone i budzące się dzieci, niepełnosprawni przyjaciele, tacy jak Michał. Razem jesteśmy silni.
Ewie udała się rzecz niezwykła. Umiała swoją tragedię i rozpacz przekuć w nadzieję dla setek ludzi. Ewa jest po prostu NADZIEJĄ!!! I Czesław Miłosz nie wiedział, że to dla Ewy i o Niej pisał te słowa:
Nadzieja bywa, jeżeli ktoś wierzy,
że ziemia nie jest snem lecz żywym ciałem
I że wzrok, dotyk ani słuch nie kłamie,
A wszystkie rzeczy, które tutaj znałem
Są niby ogród kiedy stoisz w bramie.
Wejść tam nie można. Ale jest na pewno.
Gdybyśmy lepiej i mądrzej patrzyli
Jeszcze kwiat nowy i gwiazdę niejedną
W ogrodzie świata byśmy zobaczyli.
Niektórzy mówią, że nas oko łudzi
I że nic nie ma tylko się wydaje
Ale ci właśnie nie mają nadziei.
Mówią, że kiedy człowiek się odwróci
Cały świat za nim zaraz być przestaje
Jakby porwały go ręce złodziei.
Gdy wyrecytowałam ten wiersz, powiedziałam: „Nasza nadzieja będzie z nami zawsze póki jesteśmy, dopóki jest Ewa, Michał, póki, po długim śnie, wracają w »Budziku« do życia dzieci”.
Michał zaśpiewał piosenkę do słów Jacka Cygana „Nie budźcie marzeń ze snu” i, ku radości i autora, który siedział z nami przy stole, i widzów, zmieniał słowa nadając im inny, głęboki sens – na: „Budźcie marzenia ze snu”. Brawa były ogromne, a Michał wydawał się bardzo szczęśliwy.
Śpiewała Kayah, Stanisław Sojka, i wreszcie sama Ewa Błaszczyk. Jakąż ta krucha kobieta ma moc nie tylko w śpiewie! To był ostatni punkt programu przed finałem. Finał wykonaliśmy wszyscy, wraz z publicznością. Jacek Cygan i Maciek Stuhr opowiedzieli historię piosenki „Budzik”. Słowa napisał, na moją prośbę, właśnie Jacek. Muzykę skomponował Grzesiu Turnau. To był prezent od nas dla Ewy na otwarcie „Budzika”. Piosenka jest radosna i wpada w ucho. Śpiewaliśmy ją długo, dzieląc się chlebem, dziękując, całując. Ewa była szczęśliwa. Program będzie emitowany koło Wielkanocy. Mam nadzieję, że atmosfera tego spotkania przeniesie się na ekran.
Anna Dymna