Dymne rozmyślania wielkanocne
Po co istnieje na świecie cierpienie? Kogo ono uszlachetnia? Na co jest potrzebne? Dlaczego jednych spotyka, innych – nie? To dziwne, ale wielu cierpiących ludzi dochodzi do wniosku, że ich cierpienie jest bardzo ważne, że zostali do niego wybrani. To jest jakaś tajemnicza, nie do końca rozumiana przez nas – misja, współudział…
Trwa Wielki Tydzień. Już wtorek. Noc. Siedzę przy stole i maluję moje wielkanocne zwierzaczki: baranki, zajączki, ptaszki. Co roku, razem z moimi Przyjaciółmi i Rodziną, robię z masy solnej dziesiątki takich figurek. No ale trzeba je wymalować. Siedzę więc godzinami, zwykle nocą, i małymi pędzelkami, akrylowymi farbkami maluję te cudeńka. Maluję i sobie rozmyślam. Bo te dni sprzyjają rozmyślaniom.
Ucisz serce, ucisz głos –
patrzą oczy święte.
Kochać, słuchać, wiernym być.
Kim naprawdę jestem?
– brzmią mi w uszach słowa Leszka Aleksandra Moczulskiego, które czytałam w Niedzielę Palmową w Krakowskim Salonie Poezji razem z Krzysztofem Orzechowskim.
Twego bólu wciąż nie dosyć,
współudziału w męce prosisz…
Przypominam sobie te słowa i myślę o moich rozmówcach z programu „Spotkajmy się”, o Podopiecznych: Piotrze, który walczy w okropnym bólu o każdy dzień życia; o Wojtku, którego każda chwila zamyka w nieruchomiejącym ciele; o setkach moich Przyjaciół, którzy zostali skazani na straszliwe cierpienie. Skazani czy wybrani? Często z Nimi o tym rozmawiam.
Po co istnieje na świecie cierpienie? Kogo ono uszlachetnia? Na co jest potrzebne? Dlaczego jednych spotyka, innych – nie? To dziwne, ale wielu cierpiących ludzi dochodzi do wniosku, że ich cierpienie jest bardzo ważne, że zostali do niego wybrani. To jest jakaś tajemnicza, nie do końca rozumiana przez nas – misja, współudział…
„Aniu! Moje życie jest bardzo ważne – powiedziała mi kiedyś sparaliżowana Jola. – Gdy na mnie patrzysz, to musisz sobie zdać sprawę z tego, jak jesteś szczęśliwa!”. Wciąż o tym myślę. Jola ma rację. Cierpienie jest ważne. Musi być, skoro istnieć i to tak dojmujące. Towarzyszy ludziom od zawsze. Przecież nie ma na świecie niczego bez sensu, prawda? Jan Paweł II powiedział kiedyś, że cierpienie to taki ogień, który wypala zło i oczyszcza miejsce dla miłości. Jezus umiera w mękach na krzyżu, by mogła zmartwychwstać miłość. Ludzie pomagają Jezusowi w tej drodze na Golgotę swoim cierpieniem, swoimi łzami.
Maluję oczy moim barankom oraz zajączkom, mordki uśmiechnięte, i słyszę słowa poety:
Pokorę daj nam, Panie,
rąk, ust, umysłów, serc.
I radość daj nam, Panie,
ostatnich w służbie miejsc.
I choć mordki moich zwierzaczków się do mnie uśmiechają, myślę o łzach, umieraniu, rozpaczy, męce. Jakież to wszystko trudne. Skąd brać tyle siły, tyle pokory, jak zdobyć się na uśmiech, kiedy cierpienie, odbiera sprawność, zniekształca, dusi, dręczy?
A jednak znam ludzi, którzy odbili się od niepojętego cierpienia i odnaleźli w nim sens, są szczęśliwi, mają marzenia, odnoszą sukcesy, czują się potrzebni. Myślę o Januszu, który wprawdzie wciąż oddycha za pomocą respiratora i jest całkowicie sparaliżowany, ale studiuje, pracuje, kipi radością i energią; o Przemku, który jeszcze niedawno myślał tylko o śmierci, a teraz jest wolontariuszem w hospicjum i, choć częściowo sparaliżowany, na wózku pomaga ludziom i emanuje z niego spokój oraz radość; o Piotrze, który pisze do mnie listy oczami, bo jeszcze tylko oczy ma ruchome i każde jego słowo to pochwała, a także uwielbienie życia; o Halince, która pierwsza powiedziała mi, że zrozumiała głęboki sens swojego cierpienia i odeszła spokojnie, z uśmiechem. Myślę o nich i cudzie Zmartwychwstania. I rzeczywiście: czasem wydaje mi się, że jestem świadkiem prawdziwych cudów. Ale mogą się one zdarzyć tylko wtedy, gdy jest ktoś obok, kiedy na drodze cierpienia jest Matka, Maria Magdalena, bracia, siostry, Weronika. Wtedy cierpienie nie tylko nie zabija i nie niszczy człowieka, ale może zamienić się nawet w szczęście. I naprawdę zbawia świat…
Woda, strumień – nie ochłoda,
odepchniętym kto dłoń poda?
Odrzuconym, zapomnianym,
w życiu ani raz kochanym.
Odwraca się nasza głowa,
bo korona jest cierniowa.
A kto raz krzyż Pana zobaczy
samotność widzi inaczej.
W krzyżu posiada nadzieję
i w smutku nie marnieje.
Odkąd zbliżyłam się do ludzi cierpiących, mam wrażenie, że już nigdy „w smutku nie zmarnieję!”.
Wiem, jak oni cierpią, wiem, że nie zawsze da się pomóc, wiem, że często nie da się przechytrzyć losu. Ale zrozumiałam, że gdy ktoś musi nieść krzyż, nie powinien być nigdy sam. Gdy pomagamy cierpiącym, służymy Miłości, która jest sensem wszystkiego. Może więc to wszystko jest bardzo proste?
Dlaczego krzyż
uśmiech
rana głęboka
Widzisz to takie proste
kiedy się kocha
Słowa księdza Jana Twardowskiego zawsze mi towarzyszą w Wielkim Tygodniu, rozjaśniają tajemnicę Męki i Zmartwychwstania.
Moje zwierzaczki już są gotowe! I radosne! I mam piękne prezenty dla Przyjaciół.
Kochani, życzę Wam spokoju, radości i MIŁOŚCI. Alleluja!
Anna Dymna